Wskrzeszenie hycla

Dodano:   /  Zmieniono: 
Państwo, tylekroć bezradne i bezbronne wobec politycznych szantażystów, okaże bez trudu swą władczą moc kundlom i kotom piwnicznym
Swego czasu Zanussi podjął na łamach "Polityki" temat okropieństw naszego marketingu. Uczynił to łagodnie i z odrobiną ojcowskiej ironii. Ja nie byłbym tak wyrozumiały, bo mi ten marketing kością w gardle stoi. Cechą naszej reklamy, szczególnie telewizyjnej, jest jej młodzieżowy adres, co wydaje się zrozumiałe, bo jakiż dla producenta profit ze staruchów. Pomrą rychło, a on klientów utraci. Młodzi dają gwarancję długotrwałej manipulacji reklamowej. Ale to nie wyjaśnia, dlaczego reklama jest tak nieopisanie chamska i prymitywna. Przecież wśród ludzi młodych nie wszyscy przypisani są do subkultury półgłówków, nie wszyscy zamiast polszczyzną posługują się bełkotem, nie wszyscy też mają skojarzenia jaskiniowców. Wcale nie jest tak, że reklama odwołuje się zawsze do pewnych powszechnie przyjętych i uznanych norm i form. W epoce mediów elektronicznych to one właśnie kształtują nowe normy i formy. Dlatego bardzo wiele zależy od rozsądku i wrażliwości fachowców z dziedziny marketingu i reklamy. Bo jeśli tak dalej pójdzie, rychło znajdzie się jakiś wynalazczy szczeniak, który puści w świat hasło reklamo- we - "Jak dasz plamę, kup ťPopioły AuschwitzŤ. Czyszczą nawet rasę!". Wszystko jest już możliwe na tym najlepszym ze światów.

Telewizja Nasza podała wiadomość, że Hitler przed podjęciem każdej istotnej decyzji politycznej albo militarnej radził się astrologów. Wynika z tego, że był człowiekiem ciemnym, przesądnym. Jest to brednia, żaden historyk nie potwierdza tych opinii. Wiadomo, że Hitler był wprawdzie źle wykształconym, lecz całkiem dobrze zorientowanym w świecie i nawet porządnie oczytanym Europejczykiem naszego wieku. Jego tyrania była europejska i nowoczesna. Zbrodnie Hitlera wcale nie były następstwem ciemnoty i zabobonu, lecz świadomym wyborem człowieka czerpiącego z doświadczeń swojej epoki. I na tym właśnie polega koszmar. Żeby popełnić straszne zbrodnie, wcale nie trzeba tracić rozsądku. Wystarczy stracić zasady. Niewiarygodna historia w dziejach światowej bankowości zdarzyła się w Łodzi. Oto bank PKO BP oznajmił, że nie ponosi odpowiedzialności za depozyty swoich klientów. Człowiek miał w banku kasetkę, bank wydał jej zawartość oszustowi, a teraz oznajmia, że to nie jego sprawa. Każdy bank na świecie w podobnej sytuacji wypłaca klientowi odszkodowanie i na klęczkach błaga o zachowanie dyskrecji. Idzie przecież o dobre imię firmy, która po ujawnieniu takiej kompromitacji utraci klientelę. Ale w Łodzi dla bankowych urzędasów nie jest to żaden problem. Ta historia najlepiej ilustruje opłakany stan bankowości w Polsce.

Kiedy co jakiś czas przeglądam "Nasz Dziennik" i "Trybunę", doznaję wrażenia, że są to lustrzane odbicia tej samej gęby polskiego kołtuna. Nie ma większego znaczenia, że kołtun Rolickiego wywodzi się z dawnego aparatu partyjnego, a kołtun Rydzyka z kruchty. Umysłowy wizerunek jest niemal identyczny. Pewna posłanka Radia Maryja do złudzenia przypomina dawne "ciotki rewolucji", które używały takiej samej frazeologii i takich samych obelg pod adresem przeciwników politycznych, a swoje wypowiedzi wyrażały w pokracznej stylistyce zagniewanych przekupek. Rolicki jest Rydzykiem postkomunistycznej lewicy, a Rydzyk jest Rolickim skrajnej, endeckiej prawicy. Różnica tylko na tym polega, że może Rolicki jest trochę inteligentniejszy, ale za to ma gorszą niż Rydzyk głowę do geszeftu.

U progu panowania Gomułki ostatni polski hycel musiał się przekwalifikować, ponieważ w związku z liberalizacją systemu ówcześni władcy doszli do wniosku, że nie można u nas tolerować średniowiecznych obyczajów. W czasach Gierka inteligenci zniknęli z dworskich komnat komunizmu, w związku z czym idea hyclowska natychmiast odżyła, zgodnie z starym porzekadłem estradowym tamtej epoki, że "chłop żywemu nie przepuści...". Nie trwało to jednak długo. Prof. Edward Lipiński przesłał do Gierka list, opublikowany potem na łamach paryskiej "Kultury", z żądaniem utrzymania w Polsce obyczajów ludów cywilizowanych. Gierek, jak wiadomo, otarł się w młodości o Zachód. Natychmiast więc ustąpił i hycla w Polsce nadal nie było. Jednakże za obecnych rządów, które mają nas wyprowadzić z komunistycznej dzikości w piękną przyszłość wielkich reform, wicepremier Tomaszewski wskrzesił instytucję hycla. Polska grzęźnie w bałaganie, bezhołowiu oraz samodurstwie klasy rządzącej. Właśnie dlatego hycel ma wielkie szanse, by zawładnąć naszym krajobrazem. Państwo, które okazało się tylekroć bezradne i bezbronne wobec politycznych szantażystów i nawiedzonych maniaków, nie mówiąc już o krwawych bandziorach, okaże bez trudu swą władczą moc kundlom i kotom piwnicznym. Lecz w istocie jest to akcja wymierzona w starych, samotnych, ubogich słabych ludzi, to znaczy takich, z którymi prostak i cham nigdy nie muszą się liczyć. Co może uczynić zapłakana emerytka, której hycel brutalnie odebrał psa, nieostrożnie puszczonego ze smyczy albo zrabował kilka dokarmianych kotów piwnicznych? Urzędnicy MSWiA, a do spółki z nimi wicepremier, nie rozumieją, że te psy i koty to są towarzysze niedoli, najwierniejsi przyjaciele w świecie osamotnienia, nasi bracia mniejsi we wspólnym smutku porzuconych, zapomnianych, którym życie niemal nic nie dało poza ciężką pracą, wieczną biedą, często także cierpieniem, chorobą, milczącym oczekiwaniem. Los obdarował ich na pocieszenie i pokrzepienie kundlem i piwnicznym kotem, bo te zwierzęta są jeszcze słabsze, a zatem zasługują na opiekę i współczucie. Ale okazuje się, że rząd nie wie, co znaczy współczucie. Rozporządzenie Tomaszewskiego powinno być natychmiast anulowane, ponieważ jest głęboko niemoralne. Bez względu na próby racjonalnego uzasadnienia swego stanowiska rząd dopuszcza się tym okrutnym ukazem o hyclach niewybaczalnego świństwa, bo chce skrzywdzić najsłabszych obywateli państwa, zamiast ich najmocniej ochraniać.

Sprawa raportu prokuratora Starra zasługuje na głębszą refleksję nad stanem umysłów w naszych szalonych czasach. Nie idzie przecież tylko o erotyczne figle Clintona z niezbyt atrakcyjną dziewczyną przy kości, lecz o głęboki konflikt dwóch typów myślenia o świecie i człowieku. To jest w gruncie rzeczy temat na wielką intelektualną debatę o moralności i obyczajach nie tylko w USA. Odnoszę wrażenie, że dotychczas niemal nikt nie dostrzegł istoty tego sporu, jaki bezpośrednio wynika ze sprawy Clinton-Lewinsky-Starr. Myślę, że to jest w gruncie rzeczy spór pomiędzy fundamentalizmem i relatywizmem w kwestiach moralnych. I oto nagle okazuje się, jak zawsze zresztą w historii, że to, co relatywne, jest po prostu bardziej ludzkie, bo bliższe naturze człowieka, a w tej konkretnej kwestii zapewnia nam wszystkim o wiele więcej spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Natomiast fundamentalistyczne wrzaski w sprawie Clintona prowadzą do osłabienia współczesnego świata. Bo chyba nikt nie może mieć wątpliwości, że kompromitacja prezydenta oznacza kryzys polityczny w USA, a to prowadzi do poważnych konsekwencji w skali globalnej. Tak oto wielkie oburzenie z powodu małego świntuszenia zamiast chronić pruderyjne normy etyczne i obyczajowe pana Starra i jemu podobnych - wystawia nas wszystkich na poważne niebezpieczeństwo.
Więcej możesz przeczytać w 40/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.