Gabinet lobbystów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto wszedł do rządu Primakowa
Jewgienij Primakow miał być premierem kompromisu. Zapowiadał, że stworzy rząd profesjonalistów. Tymczasem - jak pisze tygodnik "Kommersant-Włast" - wyszedł mu "wielopartyjny gabinet składający się z funkcjonariuszy partyjnych, w niczym niezobowiązanych premierowi". "Nowy rząd stoi na dwóch rozjeżdżających się nogach - Komunistycznej Partii Rosji i ugrupowania Wiktora Czernomyrdina Nasz Dom Rosja" - uważa Oleg Morozow, w Dumie lider frakcji Rosyjskie Regiony.
Widać to dokładnie już w prezydium rządu. Z dwóch pierwszych wicepremierów jeden - Jurij Masliukow - jest komunistą, drugi - Aleksander Szochin - endeerowcem (od pierwszych liter nazwy Nasz Dom Rosja). Masliukow był już dwukrotnie zastępcą szefa rządu w czasach ZSRR, stał nawet na czele Komisji Planowania. Szochin z kolei zaczynał wielką polityczną karierę w rządzie reformatorów Jegora Gajdara. W gabinecie Primakowa obaj pretendują do kontroli nad tym samym - finansami i gospodarką. Różnią ich poglądy na sposoby wyprowadzenia Rosji z obecnego kryzysu. Masliukow opowiada się za "ograniczoną emisją inflacyjnego pieniądza". Szochin uważa, że można, a nawet dla dobra państwa należy tego uniknąć.
Kompetencje obu pierwszych wicepremierów dzieli cienka linia: komunista odpowiada za strategię, endeerowiec - za problematykę bieżącą. Pod gabinetem Masliukowa tłumnie gromadzą się zapomniane gwiazdy rosyjskiej ekonomii z epoki późnego Gorbaczowa - Leonid Abaikin, Nikołaj Pietrakow, Oleg Bogomołow. Kiedyś byli czołowymi prekursorami wolnego rynku i swobód gospodarczych, potem zostali zapomniani. "Teraz w swoich szarych garniturach w paski polskiej produkcji, kupionych jeszcze zapewne w czasach socjalistycznej wymiany, znów usatysfakcjonowani zapełniają korytarze władzy" - napisał o nich miejscowy dziennikarz.
W nowym rządzie, jak nigdy wcześniej, zapachniało naftaliną. W prezydium Rady Ministrów zasiadają co najmniej trzy osoby, których szczyt kariery przypadł na lata 1970-1980. "To pokolenie zastoju i gospodarczych porażek" - uważają komentatorzy, wskazując na wicepremierów Jurija Masliukowa, Wadima Gustowa i Giennadija Kulika. Zdumienie miejscowych kręgów opiniotwórczych wywołała nominacja Walentyny Matwijenko na stanowisko wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy socjalne. Jej główną zaletą - jak się mówi w Moskwie - jest to, że kiedyś przypadła do gustu Jewgienijowi Primakowowi. W 1991 r. on był przewodniczącym Izby Związku Rady Najwyższej ZSRR, ona - szefową jednego z jej komitetów. W tym samym roku wysłano ją w charakterze ambasadora na Maltę. Później trafiła do Grecji. Z dziedziną, za którą ma odpowiadać, nie miała nigdy nic wspólnego. "Po zaznajomieniu się z jej życiorysem nasuwa się tylko jedna myśl - już lepiej byłoby mianować na to stanowisko inną Walentynę - Tierieszkową" - napisała "Niezawisimaja Gazieta".
Nowy rząd jest o wiele bardziej rozbudowany niż gabinet Siergieja Kirijenki. Primakow za przyzwoleniem Jelcyna na powrót tworzy resorty, które kilka miesięcy wcześniej ten sam prezydent likwidował na wniosek poprzedniego premiera - ze względów oszczędnościowych i merytorycznych. Odrodziło się więc Ministerstwo ds. Wspólnoty Niepodległych Państw. Resort ds. polityki narodowościowej i regionalnej podzielono na dwa odrębne. Znowu pojawił się Państwowy Komitet ds. Młodzieży. Nowością jest wprowadzenie do rządu na pełnych prawach grupy wpływowych gubernatorów, którzy rangą będą równorzędni ministrom. Mają oni stanowić coś w rodzaju organu doradczego.
W gruncie rzeczy chodzi jednak o coś innego. Premier Primakow chciał sobie zagwarantować poparcie Rady Federacji Izby Wyższej rosyjskiego parlamentu, grupującej właśnie regionalnych przywódców. Jewgienij Maksymowicz jest wytrawnym graczem - potrafi godzić politycznych przeciwników. W swoim gabinecie ma komunistów, liberalnych centrystów, gubernatorów, a także szefa Banku Centralnego i prezesa Akademii Nauk. "Gabinet kompromisu" wydaje się reprezentować niemal wszystkie najbardziej wpływowe elity. Ale właśnie to kryje w sobie największe dla niego zagrożenie. Bo tak naprawdę jest to rząd lobbystów, którzy będą się starali załatwić swoje i swoich protektorów interesy. Różne, dzielące komunistów i liberałów, poglądy na temat dróg wyjścia z trapiących Rosję trudności łatwo mogą doprowadzić do rządowego kryzysu.
O Primakowie mówi się w Moskwie różnie. Raz - że jest premierem tymczasowym, kiedy indziej - że do najbliższych wyborów pozostanie politykiem o pozycji równej prezydentowi. W postaci "gabinetu kompromisu" zbudował sobie polityczną wieżę Babel, której mieszkańcy mówią różnymi językami. I potrafi ich wszystkich godzić. Przynajmniej na razie.

Więcej możesz przeczytać w 40/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.