Sąd historii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Instytut Pamięci Narodowej skupi się raczej na formułowaniu oskarżeń niż udostępnianiu teczek obywatelom
- Najnowsze badania opinii publicznej dowodzą, że 70 proc. społeczeństwa chciałoby mieć możliwość wglądu w dokumenty zebrane przez Służbę Bezpieczeństwa. Przystąpiono więc do prac nad odpowiednią ustawą. Pojawiły się dwa projekty: prezydencki - proponujący utworzenie Archiwum Obywatelskiego - oraz rządowy - mówiący o powołaniu Instytutu Pamięci Narodowej. Nadzwyczajna komisja sejmowa przy protestach SLD przyjęła pomysł rządowy. Uwzględniono tylko niewielkie poselskie poprawki.

Tymczasem ustawa, umożliwiając dostęp do archiwum służb specjalnych, powinna zagwarantować, że osoby, które zasiądą w strukturach instytutu, będą niepodatne na jakąkolwiek manipulację. Różne siły polityczne powinny mieć możliwość wpływania na wybór członków kolegium IPN, natomiast - zgodnie z przyjętym przez komisję projektem - będą oni powoływani przez Sejm. To spowoduje, że przegłosowane zostaną wyłącznie kandydatury przedstawicieli dzisiejszej większości, wykluczając obecność opozycji, reprezentantów Senatu i prezydenta. W dodatku zdecydowano o długich kadencjach: dziewięć lat dla członków instytutu, siedem dla przewodniczącego. Mamy negatywne doświadczenia w kwestii wybierania w tym parlamencie apolitycznych ciał, na przykład Krajowej Rady Sądownictwa czy Trybunału Stanu, kiedy odebrano możliwość powołania przedstawiciela opozycji.
SLD uważa, że dziewięcioosobowy skład IPN powinien być wyłoniony według następującego klucza: Sejm powołuje pięciu członków, a Senat i prezydent po dwóch. PSL proponuje z kolei, by prezesa IPN wybierano większością trzech piątych głosów. Trzecia propozycja zakłada, że Sejm i Senat wskazałyby po dwóch członków, a Zgromadzenie Sędziów Sądu Najwyższego - trzech.
Polski instytut ma mieć znacznie większe kompetencje niż niemiecki instytut pastora Gaucka. Ten ostatni zajmuje się porządkowaniem i udostępnianiem dokumentów. IPN otrzymał uprawnienia śledcze, w tym łączenie obowiązków prokuratora śledczego (gromadzącego materiały) i procesowego (przedstawiającego materiały przed sądem). Obie funkcje będzie pełnić ta sama osoba, co stanowi kolejne pole do manipulacji.
Nieprecyzyjnie zostało też sformułowane w projekcie ustawy pojęcie "państwa komunistycznego" (w dzisiejszym brzmieniu obejmie ministrów rządu Tadeusza Mazowieckiego) oraz "zbrodni komunistycznych". Według ustawy, tymi ostatnimi są również występki, co niedopuszczalnie rozmyje odpowiedzialność. SLD zaproponowało rozwiązania, które odchodziłyby od tych pojęć. W zamian proponuje uznanie, że instytut zajmie się ściganiem sprawców przestępstw popełnianych przez funkcjonariuszy państwa, precyzyjnie określając czas i rodzaje wykroczeń.
W projekcie komisji pojawiły się moralnie wątpliwe kategorie "świadka koronnego" i "skruszonego esbeka". Tych ostatnich ma być dziesięciu - w zamian za zatrudnienie w instytucie mieliby służyć swoim doświadczeniem zdobytym w pracy w tajnych służbach. Tymczasem w innym miejscu ustawa wyraźnie zabrania przyjmowania do instytutu byłych pracowników i współpracowników SB. Choć zapowiedź jej wprowadzenia rozbudziła poważne nadzieje społeczne, ustawa jednocześnie nie daje żadnych gwarancji, że będzie możliwy rzeczywisty dostęp do archiwów. Brakuje dokładnych obliczeń, ile miałoby kosztować powołanie instytutu, nierealnie określono czas na jego powołanie - trzy miesiące. Obawiam się, że wbrew społecznym oczekiwaniom instytut skupi się raczej na formułowaniu oskarżeń niż udostępnianiu teczek obywatelom. .
Więcej możesz przeczytać w 38/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.