Mój przyjaciel agent

Mój przyjaciel agent

Dodano:   /  Zmieniono: 
W filmie "Kod Merkury" ośmielono się napiętnować organizację państwową jako zbrodniczą
Tomasz Raczek: - Panie Zygmuncie, tyle złego mówi się o agentach, a tymczasem film "Kod Merkury" przekonuje, że agent może się okazać bohaterem pozytywnym. Gra go Bruce Willis, specjalizujący się w rolach zabijaków o dobrym sercu. Tym razem jest agentem FBI walczącym z... FBI.
Zygmunt Kałużyński: - Nie tylko. Walczy z organizacją bez porównania bardziej zasadniczą, jeśli idzie o międzynarodowe interesy Ameryki (bo FBI to tylko policja wewnętrzna!), z tajnym organizmem, który się nazywa Wydział Bezpieczeństwa.
TR: - Myśli pan, że to coś takiego jak w Polsce UOP?
ZK: - Zapewne tak, ale czy pan sobie wyobraża polski film przedstawiający agentów UOP, zabijających ojca i matkę dziecka, które zupełnie przypadkowo wykryło tajny szyfr?
TR: - Chodzi panu o to, że UOP w podobnej sytuacji nie zabiłby tych ludzi, czy też o to, że nie pozwoliłby tego pokazywać w filmie?
ZK: - Już się zatrząsłem z niepokoju, że mnie pan prowokuje do rozważania tej kwestii. Nie tylko u nas, ale w żadnym kraju poza Ameryką nie byłoby to możliwe. To właśnie jest coś, co doceniam z całego serca (tym razem obywatelskiego, a nie kinomańskiego): kino amerykańskie potrafi uczciwie pokazać instytucje państwowe, niewątpliwie służące interesowi imperium, ale w sposób ryzykowny moralnie. W tym filmie idzie o organizację kontaktującą się za pomocą ustalonego przez siebie szyfru z agentami rozsianymi po świecie. Jej szef, którego gra Alec Baldwin, zachowuje się jak przestępca (w sumie z jego polecenia ginie siedem osób), niemniej jednak cały czas ma poparcie prezydenta USA. Każdy kraj czymś takim się posługuje, lecz tylko Amerykanie to pokazują.
TR: - Supertajny szyfr zostaje złamany przez... kilkuletnie dziecko chore na autyzm. W ten sposób wkracza drugi wątek, też typowy dla kina hollywoodzkiego: choroba, która człowieka nie przekreśla, lecz czyni zeń kogoś wyjątkowego. Przypomina mi się sławny "Rain man" z Dustinem Hoffmanem. Tyle że tym razem zaproponowano nam znacznie mniej wnikliwy sposób patrzenia na fenomen autyzmu.
ZK: -Trzeba przyznać, iż "Kod: Merkury" - mimo że zawiera intencje, które popieram najgoręcej, czyli demokratyczną krytykę wysokiej organizacji państwowej za to, że przekracza prawo - jest regularnym amerykańskim filmem sensacyjnym.
TR: - I dlatego raz po raz padają typowe dla Hollywood kwestie, na przykład Bruce Willis, ratujący życie owego kilkuletniego chłopca, nazywa go partnerem, czyli używa pojęcia magicznego w filmach zza oceanu. Powiedzieć o kimś "partner", to więcej niż "przyjaciel", "ojciec", "brat". Przy tym ciekawe, że właśnie to pojęcie najsłabiej chyba z całej kultury amerykańskiej przyjmuje się w Polsce. My tak serdecznie "partnerów" nie traktujemy.
ZK: - Jeden z wielkich tematów kina amerykańskiego to duet, w którym występują na przykład dwaj policjanci różniący się charakterami, ale broniący wspólnej sprawy. I jest to z reguły sprawa obywatelska.
TR: -Panie Zygmuncie, tylko czy w naszym filmie chłopiec i Bruce Willis rzeczywiście są partnerami?
ZK: - Tak jest to pomyślane. Siłą filmu ma być kontrast między uczciwym twardzielem, takim jak Bruce, a dzieckiem, które nic z tego nie rozumie, ponieważ jest autyczne; łączy instynkt genialności z zupełnym niedołęstwem życiowym.
TR: - Z nieumiejętnością przystosowania się do reguł życia.
ZK: - Właśnie. Ów chłopczyk, nie rozumiejący nawet, że mu zabito rodziców, odczytał szyfr z informacji ukrytej w pewnej grze i nagle - nieświadomie - zdemaskował cały aparat tajnej informacji Stanów Zjednoczonych.
TR: - To jednak wcale nie stało się przypadkowo. Informatycy układający kod chcieli wypróbować jego skuteczność i odporność na próby złamania. Testy wykonywane za pomocą symulacji komputerowej potwierdzały niezawodność szyfru, ale żeby się upewnić, iż rzeczywiście tak jest, postanowili przeprowadzić dodatkowy eksperyment: zakodowaną informację umieścili w piśmie z szaradami i łamigłówkami dla młodzieży. Ten magazyn czytuje nasz sześcioletni bohater, który pasjami rozwiązuje zagadki. Niestety, na swoją i swoich bliskich zgubę rozwiązuje i tę podstawioną szaradę. Łamie podsunięty mu szyfr, chociaż wcale tego nie chciał. Początek nieszczęścia jest więc po stronie Wydziału Bezpieczeństwa: to on wymyślił eksperyment, narażając na śmiertelne niebezpieczeństwo niczego nie podejrzewających cywili.
ZK: - No, ale szyfr trzeba było sprawdzić. Poddano go krańcowemu eksperymentowi, co do którego z góry było założenie, że prawie stuprocentowo się nie uda. Istniało znikome prawdo- podobieństwo, że będzie inaczej. Niestety, tak się właśnie stało. Ale, panie Tomaszu, czuje się, że to wszystko zostało wymyślone przez scenarzystę. Powiedzmy sobie wyraźnie, że cały film składa się z chwytów psychologicznych i sensacyjnych. W filmie "Rain man" mieliśmy prawdziwą analizę charakteru autysty. Tutaj bohater ma tylko dwie cechy: jest genialny i nie rozumie nic z tego, co dzieje się dokoła niego. To szablon. Bruce Willis to także schemat: zdumiewająca postać obywatela, który kierując się swoim sumieniem, walczy z potężną organizacją, mordującą bez litości w obronie swojego sekretu. Jak to uzasadnić z ludzkiego punktu widzenia? Bardzo wątpię, by ta dzika fantazja kiedykolwiek mogła się zdarzyć, a jednak jest cenna dzięki swojej intencji.
TR: - Zdumiewające jest to, że działanie Willisa, który wbrew wszystkim służbom bezpieczeństwa przeprowadza swoją misję, chroni chłopca i likwiduje przeciwników, wzbudza entuzjazm przedstawicieli rządu w postaci szefów FBI. Zamiast go ukarać za to, że w tak ważnej sprawie sprzeciwił się racji stanu, robią z niego bohatera.
ZK: - Ale dlaczego? To jeszcze jeden schemat kina amerykańskiego: Bruce pokazał, że Wydział Bezpieczeństwa postąpił bezprawnie. Trzeba było tylko znaleźć na to dowód, a jemu się to udało. Z chwilą, kiedy się okazuje, że naruszono prawo, FBI obraca się przeciwko organizmowi państwowemu, z którym do tej pory współpracowało. Moglibyśmy powiedzieć o tym filmie, że to przyzwoicie wykonany, lecz w gruncie rzeczy banalny kryminał. Ale to, że ośmielono się napiętnować organizację państwową jako zbrodniczą, jest ważne, bo ma wzruszającą, szczerą intencję w wielkiej demokracji, która nie obawia się krytykować swoich najważniejszych organów.
Więcej możesz przeczytać w 37/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.