Służba niebezpieczeństwa

Służba niebezpieczeństwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wywiezieniem do lasu, przywiązaniem do drzewa i zakopaniem w ziemi groził jednej z osób pracownik agencji ochrony. Inny - "będąc pod wpływem alkoholu, oddał kilka strzałów z broni palnej w radiowóz policyjny". Pobicia ze skutkiem śmiertelnym, napady, podpalenia, szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu - to najcięższe grzechy pracowników firm ochroniarskich; prokuratury prowadziły w ostatnich latach przeciwko nim 64 postępowania. Zapewne do zdarzeń tych by nie doszło, gdyby w agencjach nie zatrudniano osób karanych wcześniej za przestępstwa umyślne i negatywnie zweryfikowanych oficerów SB.
Sposobem na uzdrowienie sytuacji miała być ustawa o ochronie osób i mienia, przegłosowana pod koniec poprzedniej kadencji parlamentu. Jej głównym orędownikiem był SLD. Ustawa stworzyła, a właściwie usankcjonowała, rynek pracy dla 200 tys. ochroniarzy, w tym kilkunastu tysięcy oficerów SB, milicji i wojska, zmuszonych po 1990 r. do odejścia z tzw. resortów siłowych. Obecna koalicja rządząca wysuwała wtedy rozliczne zastrzeżenia: wszak ochrona ważnych strategicznie obiektów wiąże się z łatwym dostępem do tajemnic gospodarczych, do baz danych osobowych. - To naturalne, że pracownicy służb specjalnych odchodzą do firm ochroniarskich - tłumaczono. - Są fachowcami od bezpieczeństwa, logistyki. Skoro zajmowali się wykradaniem tajemnic, potrafią je chronić. Taką wiedzę zdobywa się latami, nie wystarczą kilkutygodniowe szkolenia. Właściciele agencji byli zadowoleni: ustawodawca usankcjonował prawnie zawód pracownika ochrony, a ponieważ wymagał od firmy koncesji, zaś od ochroniarza - licencji, pojawiła się szansa na wyeliminowanie przestępców i zbudowanie "czystej" konkurencji. Ustawa obowiązuje od marca, ale brakuje pięciu aktów wykonawczych, niezbędnych dla wprowadzenia jej w życie. Nadal więc o ochroniarzach jest głośno przy okazji ich "wyskoków". Dwa miesiące temu jeden z nich, zabawiając się z podpitymi kompanami, strzelał do billboardu, trafiając osiemnastoletniego chłopaka, przejeżdżającego obok samochodem. Przed miesiącem zatrzymano przestępców, którzy w czerwcu napadli na warszawską filię Powszechnego Banku Kredytowego. Okazało się, że organizatorem przedsięwzięcia był ochroniarz banku. Przy okazji wyszło na jaw, że choć nigdy nie został skazany, w wielu sprawach pojawiał się jako podejrzany o kradzieże samochodów i napady.

Tymczasem z danych GUS wynika, że inwigilacja i ochrona stają się wyjątkowo intratnym zajęciem - pod względem rentowności zajmują jedenaste miejsce wśród dwustu analizowanych branż gospodarki (netto - 9 proc., brutto - 11proc.). Roczne obroty agencji sięgają pół miliarda dolarów. Nowa ustawa rozszerzyła przy tym znacznie rynek usług.


Armia 200 000 ochroniarzy działa ponad prawem

Wynajmowanie firm ochroniarskich stało się prawnym obowiązkiem większości instytucji, m.in. TP SA, Poczty Polskiej, przedsiębiorstw paliwowych, banków, agencji ubezpieczeniowych, wojska. Firmy ochroniarskie oferują usługi komputerowe i urządzenia antypodsłuchowe (mogą więc bez trudu zakładać podsłuch). Prowadzą również działalność detektywistyczną. Duże agencje, na przykład Interhouse, Asekuracja i Konsalnet, zajmują się ponadto wywiadem gospodarczym.
Policjanci sygnalizują, że ustawa o ochronie osób i mienia ma poważną lukę: ustalono wprawdzie kryteria przyznawania licencji, nie postawiono jednak surowych wymagań ochroniarzom, którzy - ze względu na specyfikę obowiązków - takiej licencji nie potrzebują. Nie można więc wyeliminować z zawodu osób niepożądanych. Ustawa nie reguluje też działań operacyjno-rozpoznawczych, czyli zbierania informacji, inwigilacji osób bądź przedsiębiorstw. W efekcie na przykład bezprawne zakładanie podsłuchu i wykorzystywanie uzyskanych w ten sposób informacji może być ścigane wyłącznie jako "naruszenie prywatności". To oznacza bezkarność.
Podobnie jest w wypadku szpiegostwa przemysłowego - nie jest bowiem zakazane kupowanie informacji od osób zobowiązanych do tajemnicy, a to jeden z podstawowych sposobów pozyskiwania danych przez agencje zajmujące się ochroną i inwigilacją. Karana jest wyłącznie "współpraca z obcym wywiadem", natomiast nie z innymi służbami, faktycznie zajmującymi się szpiegostwem. Znamienne, że we wszystkich krajach, z którymi Polska graniczy, już dawno uregulowano ustawowo te kwestie. Przeciwko uporządkowaniu tej sfery najgłośniej protestowało lobby policyjne w szeregach SLD, z Jerzym Dziewulskim na czele, a więc ludzie, których trudno posądzić o niewiedzę na ten temat.

Ustawa dała pracownikom ochrony duże uprawnienia, m.in. prawo do użycia broni, środków przymusu bezpośredniego, legitymowania. Tworzy się uzbrojona armia pozostająca poza kontrolą państwa - ostrzegali krytycy ustawy. Wspominano także o niebezpieczeństwie pracy agencji na rzecz obcego wywiadu. - Połowa funkcjonariuszy z mojego wydziału odeszła do firm ochroniarskich - tłumaczy pozytywnie zweryfikowany oficer SB, obecnie w UOP - i to nie tylko "starzy esbecy", ale także ludzie, którzy rozpoczęli pracę po 1989 r. Kierownictwo resortu nie kryło obaw: w jednej chwili kilkanaście tysięcy osób znalazło się poza służbą. A zbiorowe rozczarowanie to dobry pretekst do skorzystania z oferty obcych służb. Tym bardziej że była to grupa dobrze wyszkolona, obeznana w technikach pracy operacyjnej.
Obawy te potwierdziła głośna sprawa Marka Zielińskiego, byłego oficera SB, a potem właściciela agencji Dakota oraz wiceprezesa Stowarzyszenia Agencji Ochrony, skazanego za szpiegostwo na rzecz wywiadu wojskowego Rosji. - Podejrzewamy, że firmy ochroniarskie - najczęściej nieświadomie - realizują zlecenia wywiadów obcych państw, są elementem gry służb specjalnych działających w Polsce - mówi wysoki oficer kontrwywiadu. Właściciele agencji odpowiadają, że to właśnie kontrwywiad powinien im zwracać uwagę na podejrzane zlecenia. Kontrwywiad nie chce jednak działać przedwcześnie - woli kontrolować ten proceder.
Część firm współpracuje zresztą z UOP, a niektóre zostały przez urząd założone. Radzie nadzorczej powstałego w 1994 r. Konsalnetu przewodniczy na przykład Jerzy Konieczny, były szef UOP. To najbardziej dynamicznie rozwijająca się agencja na polskim rynku. W 1996 r. jej obroty wzrosły ośmiokrotnie. Ostatnio kupiła w USA sprzęt elektroniczny mogący służyć zarówno do eliminowania urządzeń podsłuchowych, jak i ich montowania. Konsalnet - założony ze środków operacyjnych UOP - miał być przykrywką dla działalności wywiadowczej (to metoda praktykowana w państwach zachodnich, gdzie przedsiębiorstwa świadczące usługi ochroniarskie i detektywistyczne są wykorzystywane przez wywiad), miał też stanowić swego rodzaju przeciwwagę dla powiązanych ze "starymi" układami firm ochroniarsko-wywiadowczych.
Konsalnet korzysta z usług wielu byłych oficerów służb specjalnych. Prezesem zarządu jest Wiesław Bednarz, były oficer I wydziału w XI departamencie SB (I wydział zajmował się wywiadem, zaś departament XI - zwalczaniem opozycji), były szef SB w KW Policji w Warszawie. Z Konsalnetem współpracował też Aleksander Makowski, inny oficer tego samego departamentu. Wiceprezesem zarządu jest Tomasz Banaszkiewicz, również były oficer SB. Firmie Jerzego Koniecznego udało się pozyskać ważnych klientów: tylko do pilnowania Daewoo-FSO Konsalnet zatrudnia 300 ochroniarzy.
Jedną z największych agencji zajmujących się ochroną obiektów wojskowych jest Komandos, firma założona przez płk. Bębenka. Został on szefem agencji, pełniąc jeszcze służbę wojskową. Pracował w oddziale, który decydował m.in. o tym, komu udzielić zezwolenia na ochronę obiektów wojskowych. Agencja otrzymywała z MON dotacje na szkolenia - oficjalnie środki te były przeznaczone na przekwalifikowanie zwalnianych oficerów.
Na polskim rynku pojawiły się też wielkie zachodnie agencje ochrony. Choć dysponują dużym kapitałem i sprawdzoną marką, mają kłopoty z pozyskaniem klientów. W 1996 r. rozpoczęła w Polsce działalność szwedzka firma Securitas AB, mająca oddziały w czternastu krajach i kontrolująca 7 proc. europejskich usług ochroniarskich. Szwedzi zainwestowali ponad milion dolarów, jednak nie odnoszą sukcesów. Założony w 1992 r. przez Włochów Securopol Polska zainwestował w Polsce ponad 5 mln zł, ale ochrania wyłącznie firmy włoskie.

Polskie agencje zatrudniające byłych oficerów SB, policji i wojska wykorzystują stare układy, dzięki czemu otrzymują zlecenia od dużych przedsiębiorstw państwowych. W ważnych dla bezpieczeństwa państwa firmach, na przykład w Poczcie Polskiej czy TP SA, utworzono Biuro Spraw Obrony (BSO), które zajmuje się sprawami bezpieczeństwa. Także do BSO trafili byli pracownicy SB. Tadeusz Szczygieł pełnił do niedawna funkcję zastępcy szefa BSO w Telekomunikacji Polskiej SA. W latach 80. był generałem SB, zatrudnionym w Wydziale IV (zajmował się Kościołem). Po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki przeniesiono go do Departamentu Studiów i Analiz MSW.
Na razie zarówno policja, jak i właściciele agencji narzekają, że ustawa o ochronie osób i mienia nie weszła w życie, dlatego m.in. nie przeprowadzono weryfikacji pracowników. - Byliśmy inicjatorami ustawy, więc jesteśmy zainteresowani, by w końcu zaczęła obowiązywać - tłumaczy Andrzej Przemyski, doradca komendanta głównego policji. - Wejście w życie ustawy oznacza jednak ogrom pracy - to policja będzie przecież wydawała licencje. Powierzenie nam tego zadania nie powinno nikogo dziwić: przyjmując do pracy kierowcę, pytamy, czy umie prowadzić samochód, przyjmując ochroniarza, musimy sprawdzić, czy na przykład nie jest złodziejem. Najpoważniejszy problem stanowią jednak usługi detektywistyczne. Gdybym - jako policjant - założył komuś podsłuch, wylądowałbym na kilka lat w więzieniu. Tymczasem detektyw może to zrobić praktycznie bezkarnie. Czy może to być wykorzystane w pracy obcych wywiadów? Oczywiście.. 


Więcej możesz przeczytać w 37/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.