Z domu niewoli

Dodano:   /  Zmieniono: 
Urodziny III Rzeczypospolitej
Zbliża się okrągła rocznica odzyskania niepodległości. Mam na myśli rok 1918, ale za mego życia Polska utraciła tę niepodległość ponownie w 1939 r. i 1945 r., a odzyskała w 1989 r. W którym dniu to się stało?
W kwietniu tygodnik "Wprost" skierował to pytanie do wybranych osobistości i postawił je w sondażu opinii publicznej. Jak się wydaje, redakcji nie chodziło o wprowadzenie jeszcze jednego święta narodowego, a jedynie o to, jaki dzień zaznaczyć w polskim kalendarzu kolorem czerwonym, tak jak oznaczamy w nim rocznicę zwycięstwa w 1920 r. czy inne wydarzenia zasługujące na utrwalenie w pamięci narodowej.
Wyniki ankiety były dla mnie zdumiewające. Spośród 17 wypowiadających się na ten temat byłem jednym jedynym, który użył słów "odzyskanie niepodległości". Wymieniłem 12 września jako datę powstania pierwszego suwerennego rządu polskiego od 1939 r. Poza tym słowo niepodległość ani jego synonim - suwerenność nie padły ani w odpowiedziach osobistości, ani w sondażu. Wprawdzie Tadeusz Mazowiecki także wymienił 12 września, ale dla byłego premiera ta data oznacza jedynie powstanie pierwszego rządu niekomunistycznego, a nie odzyskanie niepodległego bytu państwowego i narodziny III RP. Pozostali ograniczali się do wydarzeń wewnętrznych i zmian ustrojowych z całkowitym pominięciem faktu, że 12 września 1989 r. Polska przestała być państwem wasalnym i odzyskała możność służenia własnej, a nie obcej racji stanu. Stało się to niezależnie od składu rządu i udziału w nim komunistów. Był ten dzień wyzwoleniem polskich aspiracji przynależności do Zachodu, a nie do Wschodu. Poczynając od 12 września 1989 r., Polska przejęła orientację zachodnią. Ambasady przestały być aneksem dyplomatycznych placówek sowieckich. Poczynając od tego dnia, delegacja polska w Narodach Zjednoczonych głosowała inaczej niż sowiecka. Nie musiała się oglądać na sowieckich towarzyszy. 12 września był dniem autentycznego wyzwolenia państwa spod dominacji sowieckiego hegemona.
Okazało się, że jestem w tym poglądzie całkowicie odosobniony. Wszyscy inni uczestnicy ankiety wyliczali tylko wypadki wewnętrzne, poczynając od rozpoczęcia obrad "okrągłego stołu" 6 lutego 1989 r., a kończąc na uchwaleniu nowej konstytucji 2 kwietnia 1997 r. Błąd polega na tym, że narodziny III Rzeczypospolitej jako niepodległego państwa i narodziny polskiej demokracji to sprawy odrębne, choć z sobą związane. Osiąganie demokracji było powolną ewolucją. Trwała ona tak długo, przechodziła stopniowo tyle etapów, a proces ten przesuwał się przez tyle kolejnych wydarzeń, że nie da się ustalić dnia narodzin demokracji. Każda data będzie wyborem dowolnym. Natomiast datą powstania III Rzeczypospolitej jako kontynuatorki bytu niepodległego państwa, przerwanego w 1939 r., jest niewątpliwie 12 września 1989 r.

Ze wszystkich ankietowanych odpowiedź Lecha Wałęsy zdumiewa najbardziej. Dniem urodzin III Rzeczypospolitej jest dla Lecha Wałęsy 28 października 1993 r.: "bo w tym dniu ostatni żołnierz radziecki opuścił Polskę i skończyła się sowiecka okupacja". Błąd w tym wypadku polega na tym, że garnizony sowieckie przestały być narzędziem interwencji w polskie sprawy o wiele wcześniej, nim zostały wycofane sowieckie wojska, podobnie jak ich obecność we wschodnich Niemczech nie zapobiegła wcześniejszemu zjednoczeniu Niemiec. Powstanie 12 września pierwszego suwerennego rządu było osobistym triumfem Lecha Wałęsy. Krytyka Wałęsy jako prezydenta, który wszczął "wojnę na górze" i prowadził ją po kolei ze wszystkimi, przesłoniła i umniejszyła niejako historyczne osiągnięcia i zasługi Wałęsy jako przywódcy "Solidarności" w latach 1980-1989. Wrodzona intuicja kazała mu pochwycić pomysł Adama Michnika: wasz prezydent, nasz premier. Bierność Moskwy wobec powstania rządu Mazowieckiego pokazała innym, że król jest nagi, obaliła barierę lęku przed interwencją sowiecką i wyzwoliła łańcuch wydarzeń, który zaczął się od obalenia muru berlińskiego, a zakończył obaleniem Związku Sowieckiego.
Nikt, nie wyłączając Wałęsy, takiej lawiny skutków nie przewidział. Podobnie jak mało kto, witając nowy rok 1918, mógł odgadnąć, że skończy się ten rok w Polsce niepodległej. Józef Piłsudski mówił żartobliwie: "Bo ni z tego, ni z owego mamy Polskę na pierwszego". W Polsce 1916 r. rosły wprawdzie nadzieje i pobożne życzenia, ale aż do załamania się na Zachodzie ofensywy niemieckiej w sierpniu 1918 r. zwycięstwo Niemiec albo nierozegrany wynik wojny wydawały się najbardziej prawdopodobne. Do 1926 r. przeciwnicy Piłsudskiego nie dopuszczali do uznania 11 listopada za dzień niepodległości, nie chcąc wiązać tej daty z osobą marszałka. Była to gruntowna pomyłka. Piłsudski powrócił z Magdeburga 10, a nie 11 listopada. On sam chciał, by świąteczną datą stał się 16 listopada, bo tego dnia jako wódz naczelny rozesłał depesze do wszystkich rządów koalicji, zawiadamiając o przywróceniu niepodległego państwa polskiego. Jako uczeń szóstej klasy Gimnazjum A. Mickiewicza w Warszawie przysłuchiwałem się debacie nad tym, czy Rzeczpospolita odrodziła się w chwili powstania rządu Ignacego Daszyńskiego w Lublinie 7 listopada, czy może 18 listopada, kiedy powołany został przez Piłsudskiego rząd Jędrzeja Moraczewskiego w Warszawie. Zadecydował fakt, że 11 listopada doszło w stolicy do rozbrojenia Niemców i w tym samym dniu naczelny wódz stał się głową suwerennego państwa. Nie miało to państwo jeszcze granic, ale stało się niepodległe. 11 listopada 1918 r. stał się cezurą kończącą epokę rozbiorową. Odrodzona w tym dniu Rzeczpospolita nie była jednak jeszcze demokracją. Józef Piłsudski sprawował władzę dyktatorską. Stała się demokracją dopiero trzy miesiące później - w dniu, gdy po 123 latach zebrał się Sejm wyłoniony w wolnych wyborach i ustanowił Piłsudskiego naczelnikiem państwa.
Powracam po pięciu miesiącach do ankiety "Wprost", bo zgadzam się z redakcją tygodnika, że zaznaczenie w kalendarzu daty wyraźnie odgradzającej niepodległą III Rzeczpospolitą od wasalnej Polski Ludowej ma wymierne skutki polityczne i wpływa na dzisiejszy układ sił. Bez społecznego odczucia tej cezury Rzeczpospolita jest kontynuacją Polski Ludowej pod zmienioną nazwą, a więc także kontynuacją obowiązującej w tych latach nieprawdy, że PRL była formacją suwerenną i korzystała z "suwerenności częściowej". Jeśli tak by było, to nie można byłoby upamiętniać powtórnego odzyskania niepodległości, skoro rzekomo nigdy jej nie straciliśmy. Nie może być suwerenności ograniczonej, tak jak nie może być ograniczonej ciąży. Każde narzucone przez obcą władzę ograniczenie suwerenności zamienia ją w autonomię. Pod skutecznym wpływem nacisku społecznego Polska zdobyła w 1956 r. autonomię wewnętrzną, która w terminologii partyjnej nazywała się "polską drogą do socjalizmu". Skuteczny nacisk społeczny sprawił, że w latach Gierka i po nim ta autonomia stale się rozszerzała. Nie objęła ona nigdy polityki zagranicznej i obrony, w pełni (poza administracją) podporządkowanych ZSRR. Autonomia wewnętrzna była jednak na tyle szeroka, że pozwoliła większości społeczeństwa na świadome lub podświadome pogodzenie się z rzeczywistością, jaką była PRL. Dla tej większości odzyskanie suwerenności stało się faktem niedostrzegalnym, bo nie odczuła tego w sposób bezpośredni, tak jak odczuwała wydarzenia wewnętrzne kraju.

Więcej możesz przeczytać w 37/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.