Czeska karta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z JANEM KAVANEM, ministrem spraw zagranicznych Republiki Czeskiej, byłym działaczem opozycji antykomunistycznej
Henryk Suchar: - Niektórzy politycy w Pradze, szczególnie z opozycyjnej Obywatelskiej Partii Demokratycznej, odmawiają panu prawa do obrony czeskiej racji stanu. Wciąż zarzucają panu rzekomą współpracę z komunistyczną tajną policją, chociaż został pan już z tych zarzutów oczyszczony. Brzmi to zaskakująco, jako że w latach 80. uznawano pana za jednego z czołowych opozycjonistów emigracyjnych, mających rozbudowane kontakty z opozycją w Polsce.
Jan Kavan: - W latach 70. i 80. często bywałem w Polsce jako "brytyjski turysta". Celem tych wizyt było nawiązanie bliskich kontaktów pomiędzy polskimi i czeskimi dysydentami. Chodziło wtedy o stworzenie szeroko rozumianego układu opozycyjnego w Europie Środkowej, również z udziałem Węgrów. Dziś chodzi o kontynuację współpracy w naszej części kontynentu także na szczeblu rządowym.
- Czy to współdziałanie było jednym z oficjalnych celów działania czeskich dysydentów skupionych wokół Karty 77? -Tak. Idee te były mi doskonale znane, bo utrzymywałem bliskie kontakty z krajową opozycją. Dokumenty Karty tłumaczyłem na angielski i prezentowałem poza granicami Czech. Zakładano w nich, że w przyszłej, demokratycznej Europie będą z sobą współpracować regiony, zaś granice będą tracić na znaczeniu. Minister Geremek mówił mi, że podobnie myśleli wówczas polscy opozycjoniści. Dzisiaj rzeczywiście współpracujemy z Polską w takich dziedzinach, jak kultura, ochrona środowiska, walka z plagą bezrobocia.
- Czy deklaracje rządów Polski, Czech i Węgier, że będziemy się nawzajem wspierać w procesie przystępowania do instytucji europejskich, są szczere?
- Unia Europejska to praktyczne ucieleśnienie koncepcji solidarności i współpracy, dlatego właśnie chcemy do niej przystąpić. Warszawa, Praga i Budapeszt to swoista środkowoeuropejska "trojka". Myślę, że akces stanie się łatwiejszy, jeśli będą współpracować główni nasi negocjatorzy i eksperci rozstrzygający ważne sprawy techniczne. Mam nadzieję, że dzięki temu w procesie akcesyjnym nie będziemy z sobą rywalizować. Pozwoli to również uniknąć prób dzielenia nas, gdyby komuś w Brukseli takie pomysły przychodziły do głowy. W efekcie powinniśmy osiągnąć jak najlepsze warunki członkostwa w UE.
- W których dziedzinach możemy najszybciej zademonstrować wolę współdziałania?
- Powinniśmy na przykład dbać o ochronę środowiska, a wiadomo, że to kosztuje. Wspólnie możemy też walczyć z zagrożeniem powodziowym i skutkami powodzi. Marzę o tym, by na przejściach granicznych panowały bardziej komfortowe warunki, by nie tworzyły się tam długie kolejki. Wciąż istnieje kwestia mniejszości polskiej i jej praw własności. Problem ten miał być rozwiązany już przez rząd Vaclava Klausa, ale tamten gabinet nie wywiązał się z obietnic złożonych w 1995 r. Rząd Milos?a Zemana jest zdecydowany doprowadzić tę sprawę do końca.
- Czescy intelektualiści twierdzą, że miał pan wątpliwości, czy Czechy powinny należeć do NATO. Nawet pytał pan szefa paktu Javiera Solanę, czy z NATO można się wycofać, jeśli taka będzie wola społeczeństwa.
- To była kwestia interpretacji mej wypowiedzi. Nie zawsze prawdą jest to, co pisze prasa. Jako dziennikarz chyba pan o tym wie...
- Tak, dość często słyszymy argument, że to dziennikarze kłamią.
- Nie mówię, że kłamią, ale że czasem przekręcają fakty.
- Jak więc było naprawdę?
- Zagadnąłem o to Javiera Solanę podczas jego wizyty w Pradze i dyskusji w Senacie. O to samo często pytali mnie podczas spotkań wyborcy. Poza tym w państwie demokratycznym nie ma spraw tabu, zaś zadanie pytania nie równa się przecież złożeniu jakiegoś wywrotowego oświadczenia. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że mieszkam w kraju, w którym zakres kultury politycznej odbiega od standardów zachodnich. Javier Solana odparł, że każdy kraj może opuścić NATO, ma do tego prawo. I to mnie usatysfakcjonowało. Tego samego dnia, ze zdumieniem dowiedziałem się z wiadomości telewizyjnych, że zadałem pytanie "zagrażające bezpieczeństwu kraju" i że jest to "groźne dla przyszłych pokoleń". Było to tak absurdalne, że nawet zadzwoniłem do biura Solany. Powiedziano mi, że pytanie było normalne, uprawnione i nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że może to zaszkodzić przyjęciu Czech do NATO. Burzę, którą rozpętano, przypisuję niedojrzałości naszych mediów, temu, że do tej pory nie wyzwoliły się spod wpływów sowieckiego stylu propagandowego.
- Jednym z priorytetów rządu czeskiego jest również poprawa relacji ze Słowacją. Jak pan to zamierza osiągnąć?
- Łączy nas wspólna przeszłość, dziedzictwo, związki kulturalne, personalne i ekonomiczne. Nie da się tego przekreślić, bo zbyt długo stanowiliśmy jeden organizm państwowy. Dziś dużą rolę mają do odegrania nie tylko władze, ale także organizacje pozarządowe. Nie kryję, że gorzej układają się pomiędzy nami stosunki polityczne. Mam jednak wielką nadzieję, że w nadchodzących wyborach Słowacy opowiedzą się za takim rządem, który będzie sprzyjał demokratycznym interesom kraju. Im bowiem więcej będzie demokracji na Słowacji, tym lepsze będą jej stosunki z nami i z Polską. Bez Bratysławy współpraca w Europie Środkowej jest niepełna. Tu nie może być jakiejś nowej żelaznej kurtyny.


Więcej możesz przeczytać w 37/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.