Promile śmierci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co piąty wypadek powoduje pijany kierowca
"Czarne weekendy" stają się z wolna tradycyjnym newsem polskich mediów. W jedną z sierpniowych sobót pijany kierowca poloneza zabił czternastolatka z Janowa Lubelskiego. Jego kolega w stanie ciężkim trafił do szpitala. U zatrzymanego kierowcy policja wykryła 3,06 promila alkoholu we krwi. W Kielcach z kolei śmiertelny wypadek spowodował nietrzeźwy instruktor jazdy. W 1997 r. w Żywcu prowadzący zastawę nagle zjechał na lewy pas drogi i uderzył w dwa fiaty 126p. U kierowcy stwierdzono 2,85 promila alkoholu.

Niemal 40 tys. wypadków drogowych w pierwszej połowie tego roku spowodowali pijani kierowcy. Zginęło ponad 3 tys. ludzi, a sprawcą co piątego wypadku była osoba nietrzeźwa za kierownicą - alarmują statystyki. - Te wyniki będą się pogarszać dopóty, dopóki istnieć będzie społeczne przyzwolenie na jazdę pod wpływem alkoholu - ostrzega Paweł Biedziak z Komendy Głównej Policji. Oficjalnie potępiamy pijaństwo i alkoholizm, nieoficjalnie - wciąż nie mamy nic przeciwko, gdy uczestnik przyjęcia po paru imieninowych drinkach zasiada za kierownicą.
To właśnie w weekendy dochodzi do największej liczby wypadków spowodowanych przez kierowców wracających z rodzinnych imprez, ślubów czy dyskotek. Wśród nietrzeźwych kierowców przeważają osoby młode (od 18 do 24 lat), które stanowią 10 proc. mieszkańców Polski: powodują one 25 proc. wszystkich wypadków. Najniebezpieczniej na drogach jest od godziny 18.00 do 20.00. Lekarze ostrzegają: wypicie nawet niewielkiej ilości alkoholu wydłuża reakcję na nieprzewidzianą sytuację na drodze co najmniej o pół sekundy.
- Suche fakty przerażają, a statystyki wpływają na naszą wyobraźnię. Niestety, tylko do czasu - mówi Paweł Biedziak. - Niemal każdy z nas potrafi sobie przypomnieć sytuację, w której pozwolił na jazdę pod wpływem alkoholu swojemu krewnemu czy koledze. Prawie zawsze śmiejemy się, kiedy ktoś opowiada, jak zygzakiem pokonał spory odcinek drogi albo w pijanym widzie przejechał kota. Dramat zaczyna się dopiero wtedy, gdy ginie człowiek.
Trzy lata temu w województwie tarnobrzeskim kierowca audi, jadąc z prędkością 140 km/godz., potrącił grupkę młodzieży wracającej z dyskoteki. Dwie dziewczyny oraz chłopak zginęli na miejscu, pozostałe dwie ofiary w stanie krytycznym trafiły do szpitala. Sprawcą tego zdarzenia był dwudziestojednoletni Artur W., który próbował uciec z miejsca wypadku. W jego krwi stwierdzono ponad 2 promille alkoholu. Absolutnym rekordzistą był anonimowy kierowca, który latem 1995 r. zabił się, wjeżdżając na drzewo - stwierdzono u niego 9,5 promila alkoholu. Niewiele mniej miał woźnica ze Szczecina (7 promille), który po dwóch dniach odtruwania ciągle mógł "się pochwalić" 2,8 promila alkoholu we krwi.
Powszechne przyzwolenie na jazdę w stanie nietrzeźwym wynika z ogólnej aprobaty dla pijaków. Według psychologów, z jednej strony czujemy obrzydzenie do alkoholików bijących swoje żony czy dzieci, ale z pobłażaniem patrzymy na zataczającego się pijaczka. Chuligańskie wybryki pod wpływem alkoholu ciągle jeszcze nie spotykają się ze społecznym ostracyzmem, a nieodpowiedzialność na drogach nie wywołuje w nas poczucia wstydu. Taka wyrozumiałość tylko sprzyja siadaniu za kierownicę po suto zakrapianej kolacji. Tylko w województwie warszawskim co szesnasty wypadek powodują pijani kierowcy. W 1997 r. zabili oni 17 osób, w tym roku - już 12.
Od niedawna nadmiar tolerancji dla jazdy pod wpływem alkoholu próbują zwalczać zarówno policjanci, jak i stacje telewizyjne. Coraz więcej ostrzeżeń pojawia się na billboardach. Ponad 8 tys. policjantów i 3,5 tys. radiowozów brało udział w akcji "Bezpieczny powrót", zorganizowanej w jeden z ostatnich weekendów. W ciągu dwóch dni w wypadkach zginęło 30 osób (przeciętnie ginie ich kilkanaście więcej). Bilans z dwóch dni i tak okazał się wystarczająco przerażający: podczas rutynowych kontroli policjanci zatrzymali 1,2 tys. nietrzeźwych kierowców i motocyklistów, 15 tys. osób ukarano mandatami, odebrano 2,2 tys. dowodów rejestracyjnych i skierowano 1,6 tys. wniosków do kolegiów ds. wykroczeń. Telewizja wystartowała natomiast z ogólnopolską akcją "Pijani kierowcy wiozą śmierć"; w trzydziestosekundowych spotach polski rajdowiec Krzysztof Hołowczyc apelował, by po spożyciu alkoholu nie siadać za kierownicą .
- Kilka lat temu wpadliśmy na pomysł wprowadzenia obowiązkowych kursów dla tych, którzy spowodowali wypadek pod wpływem alkoholu. Każdy za własne pieniądze musiałby wtedy uczestniczyć w spotkaniach z psychologami, by uświadomić sobie, czy nie ma poważniejszych problemów z alkoholem - mówi Bogusław Prajsner z Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Tylko 10 proc. alkoholików w Polsce poddaje się leczeniu. - A przecież wśród pozostałych 90 proc. zdecydowana większość to kierowcy - dodaje.
Doskonałym pomysłem zapobiegającym wypadkom spowodowanych jazdą w stanie nietrzeźwym wydaje się belgijski sposób "wybierania Boba". Bobem nazywana jest ta osoba w towarzystwie, która nie pije i odwozi pozostałych uczestników przyjęcia do domu. Za każdym razem Bobem zostaje ktoś inny. Od wszystkich otrzymuje on drobne upominki jako rekompensatę za abstynencję. Niestety - zdaniem psychologów - w Polsce trudno znaleźć chętnych do roli Boba, a dramaty na drogach skończą się zapewne dopiero wówczas, gdy pijaństwo przestanie być elementem kultury narodowej.

Więcej możesz przeczytać w 37/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.