Prawo do prawa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prace nad nowym kodeksem karnym trwały 18 lat
Poważne prace nad reformą polskiego prawa karnego rozpoczęto jesienią 1980 r. i były one ściśle związane z hasłami fundamentalnej reformy państwa. Jesienią 1981 r. pojawiły się dwa projekty nowego kodeksu karnego: jeden opracowany przez komisję rządową, drugi - przez działającą pod auspicjami "Solidarności" komisję społeczną. Niewiele się zresztą od siebie różniły, gdyż ich duch i inspiracja były identyczne - chciano stworzyć racjonalny akt prawny, gwarantujący zachowanie praworządności. Wprowadzony został jednak stan wojenny, a jego ukoronowaniem była sławetna ustawa z maja 1985 r. "O szczególnej odpowiedzialności karnej", cofająca polską politykę kryminalną do epoki kamienia łupanego. W tej atmosferze niewiele mogła zdziałać powołana w październiku 1987 r. ministerialna komisja ds. reformy prawa karnego.

Dopiero w lecie 1989 r. przy jednym stole zasiedli byli sekretarze uniwersyteckich komitetów nieboszczki PZPR i przewodniczący działających na uniwersytetach struktur "Solidarności". Ponieważ jedni i drudzy byli profesjonalistami, nikt nie wciskał polityczno-ideologicznych "kitów", lecz zmierzano do tego, by produkt ich pracy miał profesjonalny charakter. Prace zakończono wiosną 1994 r. Po drobnych korektach - uwzględniających uwagi czynione podczas publicznej dyskusji - projekt trafił do Sejmu w lecie 1995 r. i został uchwalony (w zasadzie bez poważniejszych zmian) 6 czerwca 1997 r. W życie miał wejść 1 stycznia 1998 r. No i dopiero się zaczęło! Na nieszczęsnego nasciturusa rzuciły się istne kohorty krytyków: różnorodne polityczne partie i partyjki, tzw. ruchy społeczne, media, grupy parlamentarne, niektórzy przedstawiciele praktyki, a nawet tacy eksperci, którzy przedtem siedzieli jak mysz pod miotłą. Jedni krzyczeli - za surowy! Inni, znacznie liczniejsi, podnosili larum - za łagodny, nadmiernie liberalny, rozzuchwali przestępców w obliczu narastającej fali przestępczości! A ta pornografia - sodoma i gomora! Gdy Sejm przesunął datę wejścia kodeksu w życie na 1 września 1998 r., powiało grozą. Grupa 39 posłów związanych - jak się później okazało dość luźno - z AWS złożyła w czerwcu projekt ustawy zawieszającej bezterminowo wejście w życie kodeksu, co oznaczało po prostu zmarnowanie wieloletniego trudu legislacyjnego. Na szczęście Sejm pomysł ten odrzucił. Nie udało się od frontu, spróbowano od kuchni: zgłoszono projekty częściowych zmian niektórych przepisów, pojawiły się pomysły wydania "specustawy", która miałaby obowiązywać obok kodeksu, de facto odsuwając go na drugi plan.
Już samo stawianie alternatywy "surowo-łagodnie" z punktu widzenia standardów kryminologii jest nieuprawnione. Powstaje bowiem pytanie, czy relatywizować ją do wskaźnika przestępczości na 100 tys. mieszkańców, czy do dynamiki tego wskaźnika. Czy do tzw. poziomu punitywności danego systemu mierzonego rodzajem kar zagrożonych przez kodeks i wymierzanych przez sądy? A może należy ją rozstrzygnąć, uwzględniając społeczne poczucie zagrożenia przestępczością? Byłoby nieodpowiedzialnością nie dostrzegać wzrostu przestępczości i zmian jej struktury po 1989 r. Trudno się zresztą temu dziwić. Więcej można ukraść bliźniemu, a gdy można, znajdzie się więcej złodziei. Opresyjny totalitarny system polityczny utrudniał życie nie tylko opozycji, ale i zwykłym rzezimieszkom. System demokratyczny, paradoksalnie, ułatwia je także tym ostatnim. Nie ma niczego za darmo na tym grzesznym świecie. Wskaźnik przestępczości ujawnionej wzrósł w latach 1989-1997 z 1000 na 100 tys. mieszkańców do ponad 2000 (tj. z 500 tys. ujawnionych rocznie przestępstw do miliona). Wzrósł również analogiczny wskaźnik w stosunku do przestępstw najpoważniejszych. Na przykład liczba zabójstw zwiększyła się z 600 rocznie w "późnym PRL" do 1200 w latach 90. Wskaźniki te są jednak przeciętnie dwa-cztery razy niższe od wskaźników państw zachodnich i wyraźnie niższe niż w innych państwach postkomunistycznych, a także w Polsce międzywojennej (gdzie na przykład wskaźnik zabójstw był większy o połowę). W Estonii zdarza się (proporcjonalnie do liczby ludności) ośmiokrotnie więcej zabójstw niż u nas.
A punitywność systemu? W Polsce na karę pozbawienia wolności bez jej warunkowego zawieszenia skazuje się ostatnio prawie 20 proc. sprawców przestępstw, natomiast w praktyce europejskiej - zaledwie do kilku procent. Średni wyrok przekracza w Polsce dwa lata, natomiast na Zachodzie nie sięga nawet roku. W polskich więzieniach przebywa ponad 60 tys. osób, czyli 160 na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy wskaźnik europejski na ogół nie jest wyższy niż 80. Wychodzi więc na to, że przy trzykrotnie mniejszej przestępczości mamy mniej więcej dwu-, trzykrotnie surowszą politykę wymierzania kar. Tymczasem poczucie strachu przed przestępczością wzrosło w latach 90. niemal trzykrotnie. Potwierdza to jedynie znaną w kryminologii regułę, że gdy przestępczość wzrasta dwukrotnie, poczucie lęku - czterokrotnie. Zresztą strach prawie 75 proc. Polaków jest dość abstrakcyjny, gdyż czują się oni w swym bezpośrednim otoczeniu bezpiecznie, choć uważają Polskę za kraj niebezpieczny. Gdy stawia się więc nowemu kodeksowi zarzut "łagodności", o wszystkim tym trzeba pamiętać. W nowym kodeksie zdepenalizowano wiele czynów, które były zabronione w czasach realnego socjalizmu, np. większość tzw. przestępstw politycznych czy wypadek drogowy powodujący wyłącznie straty materialne. Spenalizowano zaś m.in. kradzież impulsów telefonicznych czy komputerowy hacking. W sprawie nieszczęsnej pornografii nowy kodeks skraca jedynie front, rezygnując z karalności spraw o mniejszym znaczeniu po to, by urealnić karanie spraw poważniejszych. Zrywamy w ten sposób z obecną praktyką, zgodnie z którą wszystko było zabronione, lecz nic nie było karane.
W zakresie przepisów o karach i zasadach ich wymiaru nastąpiło daleko idące uelastycznienie polityki karnej, stwarzając równocześnie nowy wymiar w relacjach sprawca-ofiara. Elastyczność oznacza możliwość stosowania sankcji adekwatnej do konkretnej sytuacji. Nowy kodeks umożliwia stosowanie surowych kar i rygorystycznych środków wobec sprawców przestępstw najpoważniejszych, m.in. przestępczości zorganizowanej, a równolegle daje możliwości złagodzeń w sytuacjach szczególnych, na przykład wtedy, gdy przemawia za tym interes szeroko pojętego bezpieczeństwa.
W relacjach sprawca-ofiara nowy kodeks posługuje się techniką "reprywatyzacji". Obecnie, gdy sprawca nabił nam guza, choć guza mieliśmy my, w roli pokrzywdzonego występowało państwo. My mogliśmy najwyżej dopłacić z własnej kieszeni do pobytu przestępcy w kryminale (ok. 1000 zł miesięcznie). Nowy kodeks przewiduje możliwość różnorodnych przedsięwzięć negocjacyjno-kompensacyjnych między sprawcą a ofiarą, ograniczając się jedynie do sądowej kontroli ich przebiegu. A gdy argumentuje się, iż kodeks obniża niekiedy górną granicę kar za niektóre czyny (na przykład zgwałcenie zbiorowe z 15 lat do 12 lat), należy pamiętać, że o stopniu punitywności decyduje nie górna granica zagrożenia, lecz tzw. średni sędziowski wymiar kary.
O braku w kodeksie kary śmierci powiedzieć da się tylko jedno - jeśli chcemy żyć w systemie wartości, wedle którego ludzi nie wolno zabijać, oznacza to konsekwentnie, że nie wolno ich zabijać zarówno baseballowymi kijami na ulicach, jak i za pomocą konopnego sznura w więziennych piwnicach. Trzecia możliwość po prostu nie istnieje, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że tezę o bezpośrednim wpływie istnienia kary śmierci na poziom przestępczości włożyć można między kryminologiczne bajki. Mówiąc ogólnie, wiara w to, iż za pomocą najsurowszego nawet kodeksu da się wyeliminować przestępczość, jest kryminologiczną kaszpirowszczyzną. Kodeksy nie są środkami eliminowania przestępczości, lecz narzędziami jej kontroli. O ich jakości nie decyduje alternatywa "łagodnie-surowo", lecz "skutecznie-nieskutecznie". Skuteczny jest kodeks pozwalający kontrolować przestępczość, utrzymując ją na możliwie najniższym poziomie, nieskuteczny ten, który tego wymogu nie spełnia. Kodeks jest tylko narzędziem, które nie załatwi wszystkiego. Warto jednak mieć dobre narzędzie: im nowocześniejsze i elastyczniejsze, tym skuteczniejsze.

Więcej możesz przeczytać w 35/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.