Kryterium prawdy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska może zostać przyjęta do UE wiele lat po Estonii, Słowenii, Węgrzech i Czechach
"W 1997 r. przy spadku bezrobocia, malejącej inflacji oraz rosnącej sile nabywczej dochodów ludności utrzymało się - mimo powodzi - wysokie tempo wzrostu gospodarczego. Polska nadal należała do grona najszybciej rozwijających się krajów europejskich" - napisali analitycy z Rządowego Centrum Studiów Strategicznych (RCSS) w najnowszym raporcie "Sytuacja gospodarcza Polski na tle krajów Europy Środkowej i Wschodniej w 1997 r.". Do naszego państwa napłynęło najwięcej zagranicznych inwestycji, a przyrost PKB i produkcji przemysłowej należał do najwyższych w regionie. Czy możemy zatem spokojnie patrzeć w przyszłość i czekać na szybkie przyjęcie do Unii Europejskiej?
Po dokładniejszej analizie raportu łatwo można dojść do wniosku, że nie jesteśmy jednak liderem w naszej części kontynentu. Nasz wskaźnik bezrobocia jest jednym z wyższych. W przeliczeniu na mieszkańca wartość PKB (według parytetu siły nabywczej) jest niższa niż w Słowenii, Czechach i Słowacji. Więcej kapitału zagranicznego (w przeliczeniu na mieszkańca) zainwestowano w Czechach i na Węgrzech.
Przed nadmiernym optymizmem Polaków przestrzega Lionel Barber na łamach brytyjskiego dziennika "The Financial Times": "W Warszawie zakłada się, że prośba Polski o przyjęcie do UE jest tylko formalnością. Wystarczy przyjąć kilka ustaw, wypełnić robotę papierkową i przy odrobinie szczęścia drzwi do europejskiego klubu otworzą się około roku 2002-2003. Polskie elity polityczne uważają, że plany rozszerzenia UE na Wschód bez Polski straciłyby sens. Wielkość, położenie geograficzne i potencjał gospodarczy nadają Polsce znaczenie strategiczne. Polacy mylą się jednak, zakładając, że bilet do unii należy im się automatycznie".
Choć dotychczas wiele spraw rozwija się pomyślnie, sukces przeprowadzanych u nas reform jest zagrożony. Lionel Barber zwraca uwagę na trudną sytuację w rolnictwie i bałagan w administracji. Podkreśla również, że skutki ewentualnych opóźnień odczują nie tylko Polacy. Pesymistyczny scenariusz - według brytyjskiego dziennikarza - wyglądałby następująco: Polska spóźnia się z reformami, lokując się za Czechami i Węgrami; w rezultacie nie jest w stanie na czas wypełnić warunków członkostwa. Niemcy, na których poparcie liczy Polska, będą musiały wybrać, czy opóźnić przyjęcie Czech i Węgier do UE i "poczekać" na nas, czy zrezygnować z Polski. Narzucenie pozostałym kandydatom roli zakładnika zaprzeczałoby przyjętej wcześniej zasadzie, że wszyscy kandydaci oceniani będą przez pryzmat własnych osiągnięć. Byłby to cios dla Słowenii i Estonii, które w ubiegłym roku dołączyły do europejskiej czołówki. "Polska ma prawo dążyć do UE, ale nie może wykorzystywać własnych problemów do tego, by opóźniać starania innych. Polacy - jak pozostali - muszą wydeptywać ścieżkę do zachodnich klubów" - pisze Lionel Barber.
Newralgicznym problemem polskiej gospodarki jest sytuacja w handlu zagranicznym - dowodzą autorzy raportu RCSS. Dysproporcje w obrotach spowodowały szybkie narastanie deficytu handlowego. Zasadniczą przyczyną tej sytuacji jest struktura towarowa naszych obrotów. W eksporcie znaczny udział mają towary w niewielkim stopniu przetworzone oraz surowce
(35 proc.), czyli produkty o niskich cenach jednostkowych, wrażliwe na wahania koniunktury i bariery protekcjonistyczne. W naszym imporcie przeważają natomiast towary wysoko przetworzone. Za jedną z głównych przyczyn tego zjawiska należy uznać nadmierny popyt wewnętrzny i niedostateczną konkurencyjność gospodarki. Z deficytem w handlu zagranicznym kłopoty ma zresztą większość państw Europy Środkowej i Wschodniej. Na Białorusi, Litwie, Łotwie, w Słowacji i Estonii deficyt handlu zagranicznego stanowił równowartość 10-17 proc. PKB, tymczasem za niebezpieczny dla równowagi gospodarczej uznaje się próg 6-7 proc.
Spośród krajów Europy Środkowej i Wschodniej tylko w Słowenii odsetek ludności pracującej w rolnictwie jest niższy od przeciętnej w państwach UE. Natomiast w Polsce jest on najwyższy. Według zachodnich ekspertów, niedobór środków publicznych, zmonopolizowany system dystrybucji, a także blokowanie eksportu produktów rolnych hamuje procesy restrukturyzacyjne w rolnictwie. Problemem naszego rolnictwa jest również znikomy postęp w jego restrukturyzacji.
Utrzymaniu wysokiego rozwoju gospodarczego w ciągu najbliższych lat zagraża przede wszystkim niski poziom techniczny i technologiczny gospodarki oraz jej niedostateczna zdolność konkurencyjna. Dlatego też zwiększenie wydatków inwestycyjnych jest nieodzownym warunkiem przezwyciężenia tego niebezpieczeństwa.
W Polsce wciąż notuje się jeden z najwyższych - po Węgrzech - wskaźników zadłużenia zagranicznego w stosunku do PKB; w ubiegłym roku wyniósł on 48 proc. (na Węgrzech - 
64 proc.). Dotychczas obsługa naszego zadłużenia pochłania zdecydowanie mniej pieniędzy (ok. 1 proc. PKB) niż w Czechach (ponad 5 proc. PKB) czy na Węgrzech (prawie 20 proc. PKB). Więcej będziemy płacić dopiero po roku 2000. Jeżeli gospodarka będzie się wówczas rozwijać szybko i bez zakłóceń, spłata zadłużenia może być słabiej odczuwalna.
Najpoważniejszym problemem w państwach Europy Środkowej i Wschodniej pozostaje bezrobocie. Wywołuje to niezadowolenie społeczne i w efekcie zmniejszenie poparcia dla procesu reform. W 1997 r. najwięcej ludzi bez pracy było w Słowenii (14,8 proc.), Bułgarii (13,5 proc.), na Słowacji
(12,5 proc.) i w Polsce (10,5 proc.). Mimo że w większości państw stopa bezrobocia jest niższa niż średnia w UE (w 1997 r. wyniosła 11,1 proc.), w opinii zachodnich ekspertów, bezrobotni z naszego regionu są potencjalnymi emigrantami, którzy po otwarciu granic zaczną szukać pracy w bogatszych państwach UE. W 1997 r. przeciętne wynagrodzenie w sektorze produkcyjnym w Polsce było niemal sześciokrotnie niższe niż w Niemczech.
Nadal najpoważniejszym problemem jest wysoka inflacja, która w ubiegłym roku wynosiła u nas 14,9 proc. Wielu naszych konkurentów osiągnęło "jednocyfrowy" wzrost cen i usług: Słowacja - 6,1 proc., Słowenia - 8,4 proc., Czechy - 8,5 proc. i Łotwa - 8,4 proc. W 1997 r. większości państw naszego regionu - z wyjątkiem Bułgarii i Rumunii - udało się zmniejszyć tempo wzrostu cen towarów i usług.
Wśród ocenianych krajów Polska plasuje się pośrodku pod względem udziału sektora prywatnego w tworzeniu PKB; w ubiegłym roku wyniósł on 65-70 proc. Większy udział notowały Słowacja, Czechy, Węgry i Litwa. Analizując te wyniki, trzeba pamiętać, że dwa pierwsze kraje wybrały tzw. powszechną prywatyzację, polegającą na publicznym rozdawnictwie praw własności do przedsiębiorstw państwowych. Jest to metoda, która tylko w statystykach wygląda korzystnie. Nowi właściciele mają bowiem niewielki wpływ na politykę przedsiębiorstwa, a ponadto większość sprywatyzowanych firm pozostaje w gestii funduszy prywatyzacyjno-inwestycyjnych, będących własnością państwowych banków. Polska i Węgry wybrały metody komercyjne, które są wolniejsze, ale systematycznie i konsekwentnie tworzą mechanizmy charakterystyczne dla gospodarki rynkowej. Z kolei Słowenia w zasadzie nie rozpoczęła procesu prywatyzacji. Państwo nadal kontroluje najważniejsze gałęzie gospodarki, a system dotacji jest bardzo rozwinięty (dotacje i transfery stanowiły w 1997 r. ok. 20 proc. wydatków budżetowych). Dotychczas nie zreformowano również systemu podatkowego.
Interesujące jest porównanie przeciętnej wartości PKB w przeliczeniu na mieszkańca (według parytetu siły nabywczej) w pięciu państwach Europy Środkowej i Wschodniej, z którymi Unia Europejska rozpoczęła negocjacje. W Polsce wyniosła ona 6,9 tys. USD, czyli o 4,2 tys. USD mniej niż w Słowenii i o 3,6 tys. USD mniej niż w Czechach. Jesteśmy jednak bogatsi od Węgrów (6,8 tys. USD). Wszystko to oznacza, że nawet "przy zachowaniu obecnego tempa rozwoju dopiero za 25-30 lat poziom PKB przypadającego na mieszkańca w Polsce i krajach zachodnioeuropejskich będzie podobny. Natomiast potrzebujemy 12-15 lat, aby dogonić Grecję" - napisali eksperci z RCSS. Biorąc pod uwagę znacznie większy potencjał ekonomiczny krajów unii, nawet niewielkie przyspieszenie tempa ich rozwoju oznacza oczywiście wydłużenie tego dystansu.

Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.