Polityczne ogórki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Obyczaj ogórkowy, zastrzeżony przez światowe media na czas letniej kanikuły, rozprzestrzenił się na cały boży rok
"Ogórek trzeba dobrze pokroić, przyprawić pieprzem i octem, a potem wyrzucić, gdyż nie nadaje się do niczego"
Anonim (podobno z 5 października 1779 r.)

W trosce o ciągłość (oj, ta kontynuacja...) musiałem z wyprzedzeniem wakacyjnym zaopatrzyć redakcję "Wprost" w materiał z gatunku felietonowego na czas, gdy nie będę miał dostępu do wynalazków współczesnej techniki tele-
komunikacyjnej. Nie ogłaszam więc wakacyjnego strajku wzorem niektórych instytucji ("wyszłem, ale ja tu jeszcze wrócę") i wykonując normę przed czasem, chcę zająć uwagę P.T. Czytelników sprawą, która w czasie letnich wakacji skutecznie odgrywa rolę sprawy najwyższej wagi. Tą sprawą jest polityczny ogórek, a raczej polityczne ogórki - wszak zawsze jest ich co najmniej kilka.
Czasy są trudne, bo nikt już nie wierzy w potwora z Loch Ness, więc redakcje, które chciałyby za jego pomocą utrzymać odbiorców w ryzach codziennego nawyku udania się do kiosku lub uruchomienia jakiegoś urządzenia emitującego dźwięk i ewentualnie obraz, nie mogą już na ten szkocki ogórek liczyć. Odmianą potwora jest opowieść o człowieku, który ugryzł psa. W historii literatury agencyjno-dziennikarskiej opowieść ta odegrała znaczną rolę, przyczyniając popularności niezliczonym tytułom prasowym oraz stacjom telewizyjnym i radiowym. Ma ona ponadto niezwykłą zaletę możliwości użycia jej w nieograniczonej liczbie kopii o zmiennych danych personalnych głównych bohaterów. Bądźmy jednak sprawiedliwi: otóż istotnie, życie dostarcza jednak przykładów ilustrujących i uprawdopodobniających tę właśnie opowieść. Publiczność powoli przyzwyczaja się do tego zjawiska i skłonna jest dać wiarę bulwersującym doniesieniom nawet wtedy, gdy są one kompletnie nieprawdopodobne i gdy już na pierwszy rzut oka są zwykłym wakacyjnym łgarstwem.
Problem polega jednak na czymś innym. Przetrwała w naszym narodowym obyczaju zgoda na płatanie informacyjnych figli na prima aprilis. Obyczajowi ulegają nawet poważne media i nawet poważni mężowie stanu. Umowa przewiduje jednak, że już drugiego kwietnia autor figla z szelmowskim błyskiem oka informuje zdezinformowanego, co było prawdą, a co żartem. Natomiast obyczaj ogórkowy, który był dotychczas przez światowe media zastrzeżony na czas letniej kanikuły, w naszych czasach rozprzestrzenił się na cały boży rok. Jest nawet gorzej. W starych, dobrych czasach, gdy wszyscy kuracjusze napaśli już wyobraźnię sylwetką wynurzającego się z głębin monstrum, po powrocie z wywczasów znajdowali choć w kilku miejscach poważne wywody trzeźwych luminarzy nauki o bezsensie teorii i hipotez snutych w czas wakacyjny przez goniących za tanią sensacją żurnalistów. Dziś luminarze dłużej i jakby głośniej milczą. Mija jesień, mija zima, a schorowana wyobraźnia konsumentów ogórków ciągle pracuje, z gazety wciąż sypie się pieprz, z telewizora nadal leje się ocet i nikt nie pomyśli, że ten ogórek nie nadaje się do niczego, tylko do wyrzucenia.
Mój przyczynek do ogólnej teorii politycznego ogórka pisany jest z dużym wyprzedzeniem w stosunku do wszelkich przewidywalnych i nieprzewidywalnych wydarzeń, które mogą w tzw. międzyczasie nastąpić. W związku z tym, bez względu na ewentualny kontekst, w jakim może się pojawić niniejszy odcinek "Cytatu", autor oświadcza, że wszystkie imiona, nazwiska, miejsca akcji i ewentualne podobieństwo do wyżej wymienionych są przypadkowe i niezamierzone. Potencjalne zaś pretensje osób, które mogłyby się poczuć urażone, dotknięte lub które podejrzewałyby, że niniejszy tekst do nich pije - będą uznane za pozbawione jakichkolwiek podstaw.
Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.