Wojna światów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Europejski Festiwal Radia i Telewizji - Prix Europa `98

Zachodni film telewizyjny to fabularyzowana instrukcja, jak przeprowadzić planową konsumpcję aż do dobrze przygotowanej śmierci. Telewizyjna historyjka ze Wschodu pokazuje, jak silnej niestałości nabawiliśmy się, konsumując w dziesięć lat tyle, ile Zachód w ciągu ostatniego półwiecza. Taki wniosek nasuwa się jurorowi sekcji TV Fiction festiwalu Prix Europa '98 po obejrzeniu 25 filmów wyselekcjonowanych spośród propozycji z całego kontynentu.

Telewizje zachodnie produkują dziś szybko, łatwo i przyjemnie. Praca na planie - najdroższy etap tworzenia filmu - trwa najwyżej trzy tygodnie. Najwięcej czasu i starań producenci poświęcają filmowi na etapie scenariusza, kompletowania obsady i projektowania scenografii. Telewizja odstąpiła kinu bez żalu wysokobudżetowe superprodukcje z udziałem gwiazd, pirotechników i kaskaderów. Dla siebie zostawiła kulturalnie opowiedziane historyjki z życia sąsiadów trapionych przez bezrobocie, terroryzm i raka. Zaciekawia, niepokoi, nawet szokuje - ale zawsze z umiarem.
Telewizja brytyjska ("Król chaosu") proponuje symulację: genialny informatyk amator rodem - a jakże! - z Europy Wschodniej wpadł na pomysł, jak w jednej skrzynce połączyć telewizor z dostępem do wszystkich stacji świata, telefon i komputer. Wszystko w sieci bez porównania szybszej niż Internet. Ludzkość łączy tak ścisła więź elektroniczna, że rządy, systemy podatkowe, służby publiczne, a nawet zwykły handel sklepowy stają się instytucjami martwymi. Właśnie na tym etapie globalizacji jej pomysłodawca zostaje skrytobójczo zamordowany, a rządy siłami policji i lokalnych nacjonalistów, niszcząc superkomputery, "przywracają porządek". Ciemną stronę tego początku uwydatnia na szwedzkim przykładzie serial "Do zobaczenia w Kaliningradzie". Na wokółmiejskim blokowisku bytuje ściana w ścianę grono dziwaków, którzy po nudnych godzinach biurowych uprawiają prywatne paranoje. Kynolog impotent zaprasza na randkę panią z ogłoszenia matrymonialnego, by chwalić się przed nią genitaliami swojego pudla, cenniejszymi niż ich ciężar w złocie. Epigona stalinizmu rzuciła żona, a syn (Josef, oczywiście) odmawia pomocy przy dekorowaniu ołtarzyków na cześć liderów światowego proletariatu. Na boisku to żadna osobliwość. Jeden syn sąsiada przeszedł na islam, drugi zasila kadry rosyjskiej mafii. W dodatku zakochał się w młodej Turczynce, której ojciec mahometanin fundamentalista nie może znieść hańby, iż "jego córka zadaje się ze Szwedem".
Czkawką powraca wszędobylski temat narkotyków (np. "Skorpion", Niemcy), z tym że przedstawiony nie jako bezmyślne szprycowanie się w wykonaniu infantylnego nastolatka, ale jako rodzaj dopingu w karierze dla młodych i ambitnych. Pigułki rozprowadzane w biurach i klubach nie wprowadzają w sztuczne raje, przeciwnie - wzmagają koncentrację, usuwają lęki, pobudzają pracoholizm. To menu na wschodzącego menedżera. "Halucynogeny" są dla bezrobotnych: to często jedyna dostępna im forma ucieczki w lepszy świat, z odroczonym terminem płatności.
Podobnie ciężkostrawna jest przeszłość. Porwanie Hansa Martina Schle- yera, szefa organizacji pracodawców niemieckich, jesienią 1977 r., przedstawione jak fabuła z Fredericka Forsytha, komentują jego sprawcy odsiadujący dożywotnie wyroki. Ich komunistyczny bełkot nieodwołalnie przeszedł do historii, ale dystans między sytym, zasiedziałym na rynku pracodawcą a zatrudnionym na godziny robotnikiem, często emigrantem, wydaje się większy niż przed dwudziestu laty. Porwania wzorowanego na uprowadzeniu Schleyera próbuje też para uczniów enerdowskiego gimnazjum. Jego dyrektor, ascetyczny komunista z nazistowską przeszłością, wytropiwszy u swych wychowanków zachodnie płyty, zamiast skierować ich na studia, zamierza zesłać "podejrzany element" do wojska i do fabryki. Uprowadzenie udaje się, ale porwanego zaczyna prześwietlać Stasi, która od dawna śledziła jego korespondencję z pewną panią zza muru berlińskiego. Dyrektor zwolniony przez porywaczy zostaje odsunięty na przedwczesną emeryturę i rychło umiera.
Kiedy telewizja zachodnia nie rozstrzyga problemów podstawowych, stara się przynajmniej je uprzystępnić. Nagrodę specjalną w kategorii telewizyjnej fabuły otrzymał ciepły obraz fiński "Prawie motyl" w reżyserii Heidi Köngäs, opowiadający odwróconą historię Kopciuszka. Zwalista proletariuszka z Helsinek zjawia się na fińskiej prowincji jako pomoc domowa mieszczańskiej rodziny z pretensjami. Pracowitością i tępym uporem sprawia, iż domownicy zaczynają rozumieć, że wiodą egzystencję pustą i pozbawioną większego sensu. Inny film, przedstawiający losy żony i matki, która zapada na raka, to z jednej strony wyciskacz łez, ale z drugiej - instrukcja dla rodziny, jak sobie radzić ze śmiercią jednego z domowników. Kiedy telewizji nie chodzi już o nic ważnego, transmituje w postaci serialu zmywanie naczyń przez gospodynię o wydatnie ścieśnionych horyzontach.
Fabuły kręcone dla telewizji wschodnich to transmisje z zupełnie innego świata. Słoweński żołnierz ("Pięć dni maja") draśnięty w swej dumie przez sierżanta kradnie kałasznikowa i ucieka w góry. Zabija bezmyślnie na prawo i lewo, mimo iż wszyscy wkoło, łącznie z siłami pościgowymi, szczerze mu współczują. Kiedy wreszcie ginie, płacze po nim nawet przyroda. - Proszę nam objaśnić symbolikę tego filmu; czy chodzi o wojnę? - O nic nie chodzi - odpowiadają koledzy z byłej Jugosławii. - To tylko nasza wersja filmu "Rambo".
W historii chorwackiej ("Dewiluzja") dewizowa panienka zwiedza zaplecze frontu i udziela się za 100 marek nuworyszom wzbogaconym na dostawach wojennych. Panienka jednak, zanim zainkasuje, stawia kwestie: kim jesteśmy, skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy? Polacy nie przeszli do finału, więc w kontynuowaniu linii Kieślowskiego wyręczają nas inni Słowianie.
Rumuński nastolatek ("Długa podróż koleją") decyduje się sprzedać nerkę, by zarobić na wyjazd do Monachium. Odbiorcą okazuje się piękna Wienka, która zjawia się mercedesem z tatusiem i adwokatem. Oczarowany nią Rumun decyduje się oddać organ za darmo. Księżniczką z bogatego kraju targa potrzeba okazania wdzięczności, wchodzi więc chłopcu do łóżka. I w ten sposób krótko i symbolicznie dochodzi do połączenia Wschodu i Zachodu.

Więcej możesz przeczytać w 44/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.