Syndrom Mad Maxa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aż 60 proc. Polaków skarży się na rozdrażnienie i zdenerwowanie - wynika z badań CBOS. Powodem stresu i agresji u prawie połowy z nich są zakorkowane miasta oraz zachowanie się innych użytkowników dróg. Tymczasem tylko sprawny psychicznie i nie zagrożony stresem kierowca może się bezpiecznie poruszać po drogach (nawet po złej nawierzchni i w korkach) - twierdzą członkowie Stowarzyszenia Psychologów Transportu. Nie wiadomo, ilu kierowców w Polsce spełnia niezbędne kryteria intelektualne oraz emocjonalne, gdyż diagnoza psychologa nie jest wymagana przy zdobywaniu amatorskiego prawa jazdy. Psychologowie szacują jednak, że przynajmniej co piąty Polak kierujący pojazdem nie nadaje się do tego z powodu zaburzeń psychicznych i emocjonalnych.
We Włoszech po analizie 170 tys. wypadków drogowych okazało się, że aż 114 tys. było wynikiem zaburzenia równowagi psychicznej kierowcy, jego skłonności do ryzyka i agresywności. Psychologowie z niepokojem notują od kilku lat wzrost agresji wśród prowadzących pojazdy. Dzieje się tak nie tylko w Polsce, ale także w Australii i USA. To amerykańscy socjologowie po raz pierwszy opisali zjawisko road rage - wściekłości na drodze. Z kolei psychologowie nazwali takie zachowanie "syndromem Mad Maxa" - od pseudonimu tytułowego bohatera filmu George?a Millera. "Wściekli kierowcy" rozładowują na drodze agresję tłumioną w domu bądź miejscu pracy. Mogą sobie na to pozwolić - w samochodach (zwłaszcza za ciemnymi szybami) są anonimowi, szybko mogą się oddalić od ofiary, na której wyładowali swoje frustracje. Badania wykazały, że znacznie mniej agresywnych zachowań przejawiają osoby poruszające się na sąsiednich pasach niż jadących naprzeciw siebie. Czasem jeden obraźliwy gest wystarczy, aby doprowadzić "przeciwnika" do wściekłości.
- Pewien mężczyzna jechał spokojnie drogą, gdy kierowca nadjeżdżającego z przeciwka samochodu wymusił pierwszeństwo, o mało nie doprowadzając do wypadku - mówi Tadeusz Wiesław Bratos, psycholog, członek SPT. - Gdy samochód go mijał, mężczyzna zauważył w środku czterech nieletnich. Chcąc pokazać im, co myśli o ich zachowaniu, popukał się w głowę. Samochód zawrócił i pojechał za nim. Wjechał na teren posesji. Chłopcy dopadli mężczyznę, skopali go, pobili także jego ojca, który wybiegł z domu, aby ratować syna.
Aby nie drażnić "wściekłych", nie należy w jakikolwiek sposób okazywać dezaprobaty wobec ich wyczynów. Nie należy w ogóle patrzeć im w oczy - radzą i przestrzegają psychologowie. Czy to może jednak trwale rozwiązać kłopoty ludzi mających problemy z własną osobowością? Dlaczego w ogóle należy podporządkowywać się "wściekłym"? Czy wszyscy powinni "ustępować im z drogi"? - Polacy, podobnie jak ossis ze wschodnich Niemiec, inaczej traktują pojęcie swobody i demokracji. Uważają, że wszędzie mogą robić to, na co mają ochotę. Nagle mają dostęp do samochodu niezłej marki, który w biedniejszych krajach jest wciąż wyznacznikiem wyższego standardu życia. Można się więc nim pochwalić, a przy okazji udowodnić swoją wyższość nad całą ulicą - twierdzi Peter Drechsler, dyrektor Medyczno-Psychologicznego Instytutu w Hanowerze, zajmującego się problemami kierowców. Do najbardziej "szalonych" należą - zdaniem psychologów - kierowcy pojazdów branych w leasing, przedstawiciele handlowi bogatych firm, którzy oprócz tego, że nagle dostają świetny samochód (czasem pierwszy w życiu), nie ponoszą odpowiedzialności materialnej za jego uszkodzenie.
W naszym kraju w wypadkach drogowych ginie w ciągu roku ok. 7 tys. osób, dziesięć razy więcej zostaje rannych. Pod względem liczby śmiertelnych ofiar kolizji wyprzedzają nas tylko Rumunia i Bangladesz. Sytuacja w krajach wysoko rozwiniętych jest o wiele lepsza być może dlatego, że tam oczywiste jest, iż bezpieczeństwo na drodze zależy nie tylko od wspaniałych nawierzchni czy nowoczesnych aut, ale przede wszystkim od "czynnika ludzkiego" - kierowców. Wielu z nich, mając kłopoty z panowaniem nad sobą i nie potrafiąc właściwie ocenić sytuacji na drodze, przecenia swoje umiejętności i stanowi śmiertelne zagrożenie dla innych.
Poruszanie się po polskich szosach wręcz prowokuje agresję. Średnia prędkość przejazdu przez centrum Warszawy wynosi 15 km/h, w Poznaniu - 13 km/h, we Wrocławiu - 12 km/h. Są to znacznie gorsze wskaźniki niż na przykład w Londynie, gdzie w godzinach szczytu przejazd odbywa się w tempie 20 km/h. Do tego dochodzą liczne remonty przeprowadzane na naszych drogach i mostach. Rekordowy korek - długości 6 km - zablokował w lipcu tego roku trasę E-77 z Warszawy do Gdańska. I tak trudną sytuację pogarszają powtarzające się ostatnio blokady organizowane przez protestujących rolników - rekord padł w sierpniu tego roku, gdy zorganizowano ich aż 58.
W Niemczech prawo jazdy można otrzymać dopiero po skończeniu osiemnastego roku życia. Pod szczególną obserwacją psychologów są w tym kraju "grupy zwiększonego ryzyka", czyli kierowcy mający problemy z alkoholem, narkotykami, a także ci, którzy byli sprawcami wypadków bądź zebrali ponad 18 punktów karnych. Część z nich - po odpowiednich testach - pozbawia się prawa jazdy. Prawie połowę kieruje się na wielomiesięczną rehabilitację grupową i indywidualną, po której mogą się starać o warunkowe prawo jazdy. Za udział w programie psychoedukacyjnym płacą 900 DM. Niektórych ta kwota skutecznie zniechęca do prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwym.
W Polsce kierowcy stwarzający zagrożenie dla innych nie mają obowiązku poddania się badaniom po zatrzymaniu przez policję. Tylko tzw. kierowcy powypadkowi albo "zdobywcy" wielu karnych punktów są brani pod lupę - dzieje się tak jednak od niedawna. W czasie specjalnego szkolenia muszą spędzić trzy godziny z psychologiem, dwie - z policjantem. Ponieważ kurs nie kończy się żadnym testem, kierowcy traktują te zajęcia jako niezbyt miły relaks. Badaniom psychologicznym, niezbędnym do otrzymania prawa jazdy, muszą się poddać jedynie kierowcy zawodowi, ale tylko raz w życiu. Psychologowie wskazują na paradoks: każdy samochód musi przejść raz do roku przegląd techniczny, natomiast człowiek - podlegający z wiekiem psychodegradacji - jest badany tylko raz.
Ze statystyk wynika, że kierowcy zawodowi są sprawcami zaledwie 10 proc. wypadków. Aż 65 proc. kolizji powodują kierowcy amatorzy. Starając się o prawo jazdy, mają obowiązek poddać się badaniom lekarskim. Internista ma jednak prawo skierować pacjenta na badania specjalistyczne (np. wzroku), a nawet psychologiczne, jeśli uzna to za konieczne. Nie każdy jednak korzysta z takich możliwości. Zresztą przyszli kierowcy często szukają takich lekarzy, którzy bez problemu wydadzą odpowiednie zaświadczenie.
- Przyszedł do mnie dwudziestoletni chłopak, który spowodował wypadek i zabił dziecko. Kiedy go zbadałem, okazało się, że jest upośledzony umysłowo. čle postrzegał, nie umiał podejmować decyzji, źle oceniał sytuację na drodze, miał kłopoty z koncentracją - mówi Jerzy Wojciechowski, psycholog, przewodniczący SPT. - W standardowym orzeczeniu lekarskim nie było nawet śladu takich informacji, choć chłopak miał dokumenty, z których wynikało, że ukończył szkołę specjalną. A właśnie upośledzenie było przyczyną przyznanej mu przez komisję wojskową kategorii E.
- Pojawił się u mnie człowiek, który spowodował ciężki wypadek. Okazało się, że miał kłopoty z oceną odległości. To czynnik psychologiczny, ale podejrzewałem też, że ma problemy ze wzrokiem. Badania u okulisty stwierdziły zaawansowaną jaskrę - wspomina Tadeusz Bratos.
Lekarze pamiętają kierowcę, który również miał trudności z postrzeganiem, ale potrafił przekonać lekarza do tego, by wydał mu zaświadczenie potwierdzające możliwość wykonywania zawodu kierowcy. Nie poszedł na żadne specjalistyczne badania. Po roku całkowicie oślepł. Zdarza się, że człowiek, który po badaniach psychologicznych otrzyma wynik negatywny, robi wszystko, żeby ten wynik zmienić. Jeden z kierowców usiłował przekupić Jerzego Wojciechowskiego i Tadeusza Bratosa, a gdy ci odmówili przyjęcia pieniędzy, pojechał do innego miasta. Pozwolenie na kierowanie pojazdem otrzymał bez problemów. - W Niemczech w każdym landzie honoruje się zaświadczenia tylko jednego ośrodka zajmującego się problemami kierowców. Orzeczenia przypadkowych psychologów nie są przyjmowanie - mówi Peter Dre-chsler.
Posiadanie prawa jazdy jest w Niemczech przywilejem, a nie wymogiem demokratycznego państwa. W rękach nieodpowiednich osób samochód może się stać śmiertelną bronią. O tym, kto ma prawo do prowadzenia pojazdu, decydują przepisy ustalane przeważnie w landach. Być może w Polsce już wkrótce o podobnych sprawach będą decydowały sejmiki wojewódzkie. Pierwszy krok ku poprawie sytuacji na drogach zrobiono w Szczecinie. W październiku doszło do spotkania przedstawicieli psychologów pracy, wojewody i komendy wojewódzkiej policji. Wszyscy zebrani podpisali dokument, w którym ustalono m.in., że świadectwa lekarskie dla kierowców wywodzących się z grup podwyższonego ryzyka będzie wydawał wyłącznie Wojewódzki Ośrodek Medycyny Pracy. Ponadto urzędy rejonowe, niezależnie od treści świadectw lekarskich, mają obowiązek przechowywać w aktach aktualne orzeczenia psychologów, wydawane po wypadkach oraz po zatrzymaniu prawa jazdy za jazdę po pijanemu.
Inicjatorzy tego przedsięwzięcia chcą zmusić osoby stwarzające zagrożenie na drodze do wizyt u psychologów. Kierowcy zawodowi będą z kolei zobowiązani do "odnawiania" pozytywnego orzeczenia psychologicznego co parę lat. Psychologowie domagają się także wydania przepisów ograniczających do 50 km/h szybkość jazdy w terenie zabudowanym (ich zdaniem, przy tej prędkości szansa przeżycia w razie wypadku jest stosunkowo duża, natomiast przy szybkości 60 km/h taka szansa drastycznie maleje).
Tyle można zrobić na poziomie regionu. Stowarzyszenie Psychologów Transportu zabiega również o nowelizację prawa o ruchu drogowym, aby uwzględniało ono chociaż część ich postulatów. - Domagaliśmy się w parlamencie nowelizacji ustawy o ruchu drogowym, postulując m.in. wprowadzenie zapisu o konieczności poddawania kierowców testom psychologicznym. Powinno to wyeliminować tych, którzy nie nadają się do kierowania pojazdami. Usłyszeliśmy wówczas, że występujemy przeciwko prawom człowieka - skarży się Tadeusz Bratos. - Nikogo nie przekonało twierdzenie, że ograniczając prawa jednych, dajemy je innym, głównie pieszym i dzieciom, grupom najbardziej poszkodowanym w wypadkach drogowych.

Więcej możesz przeczytać w 45/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.