Feminista Freud

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie jest nadużyciem stwierdzenie, że nie byłoby Freuda bez kobiet i nie byłoby wielu emancypantek bez wielkiego psychoanalityka
"Jeśli odrzucasz ten pomysł jako zbyt nierzeczywisty i uważasz za idée fixe moje przekonanie, że brak penisa wywiera wpływ na rozwój kobiecości, jestem oczywiście bezradny" - pisał do przyjaciela Zygmunt Freud. To tylko jedna z setek myśli zacytowanych w pasjonującej publikacji Lisy Appignanesi i Johna Forrestera "Kobiety Freuda", z której wynika, że Freud znajdował się pod nieustannym obstrzałem krytyki, także ze strony mężczyzn. Najbardziej jednak naraził się kobietom wyemancypowanym, nie mogącym mu darować, że upatrywał w nich człowieka słabszego, bo nie mającego penisa. Gdy zaś protestowały przeciw takiej interpretacji i chciały walczyć o równe prawa, zacny profesor kwalifikował je jako przypadki wymagające leczenia i cierpiące na brak tzw. penis normalis.

Z pewnością nie jest nadużyciem stwierdzenie, że nie byłoby Freuda bez kobiet i nie byłoby wielu emancypantek bez wielkiego psychoanalityka. Bohaterką "Kobiet Freuda" jest "chora i neurotyczna kobieta XIX w., w rzeczywistości ofiara porządku społecznego, w którym przyszło jej żyć" - piszą autorzy książki. Freudowskie teorie histerii, posądzanie kobiety o zazdrość godną Otella tylko dlatego, że nie jest taka sama jak mężczyzna, to jedna z licznych prób utrzymania obowiązującej wówczas społeczno-obyczajowej hierarchii płci.Według znawców tematu, Freud dzielił kobiety na dwa typy: łagodny obiekt miłości i przyjacielsko-intelektualny. Jednych i drugich było wiele, począwszy od pani Ben- venisti, która prawie sto lat temu podarowała mu słynną kozetkę, na innych pacjentkach, przyjaciółkach i psychoanalityczkach skończywszy. Była wśród nich Helena Deutsch, która pisała: "Kobieta mająca harmonijne życie erotyczne, będąca uosobieniem kobiecości, często stwierdza w jesieni życia miłosnego: nie zawsze byłam wierna, ale w zasadzie byłam zakochana tylko raz". Była Sara Kofman, która zauważyła, że "tym, co dla Freuda atrakcyjne w kobiecie, był również fakt, że udało się jej zachować to coś, co utracił mężczyzna, to znaczy pierwotny narcyzm, za którym on wiecznie tęskni". I była Maria Koestler, która trzy spotkania z Freudem podsumowała krótko: "Masował mi szyję i zadawał głupie pytania, był obrzydliwym człowiekiem". Hrabina Anna de Noailles na jego widok zawołała: "Ależ on nie mógł napisać tych seksownych książek! Cóż za okropny mężczyzna. Jestem pewna, że nigdy nie zdradził swojej żony. To wprost niemoralne, to skandal". Pojawiały się także bardziej wyważone recenzje jego dokonań: "Uważam teorię Freuda - mówiącą o tym, że mała dziewczynka myśli, iż ma członek, a potem odkrywa, że go nie ma - za oszustwo. Z drugiej strony, Freud pierwszy traktował kobiety jako istoty ludzkie w tym sensie, że przyznał właściwe miejsce kobiecej seksualności. Nie uważał ich za istoty aseksualne. Sądzę, że jeszcze ważniejsze jest to, iż uprawianie psychoanalizy było pierwszym zawodem, w którym od początku kobiety były traktowane tak samo jak mężczyźni"- napisała wybitna brytyjska analityczka Hanna Segal.
W ciągu dwudziestu lat - począwszy od późnych lat 60. do końca lat 80. - Zygmunt Freud z ideologicznego oponenta feminizmu stał się jego przywódcą. Kimś, kto nie tylko analizował życie seksualne drugiej płci, ale również dostrzegał w kobiecie godnego partnera mężczyzny. Chociaż w tym względzie długo sytuował się na bardzo konserwatywnych pozycjach. Choćby interpretowanie psychiki: "U kobiet poziom tego, co etycznie normalne, jest inny niż u mężczyzn. Ich superego nigdy nie jest tak nieugięte, tak bezosobowe i tak niezależne od swoich emocjonalnych źródeł, jak tego wymagamy od mężczyzn" i w związku z tym "nie może ono uzyskać siły i niezależności, które przydałyby mu kulturowego znaczenia. Nic dziwnego, że feministki nie są zachwycone, kiedy wskazujemy na konsekwencje tego dla charakteru przeciętnej kobiety". Krytykował również wszelkie postulaty dotyczące wyzwolenia kobiet.
Gorąco protestował przeciwko pracy Stuarta Milla, w której ten przyrównywał ucisk kobiet do niewolnictwa. " Pomysł narażenia kobiet na walkę o byt na równi z mężczyznami wydaje się całkowicie nierealny. Czy mam traktować moją słodką, delikatną dziewczynkę jak konkurenta? Przecież i tak ten pojedynek musi się skończyć deklaracją mojej miłości i przyrzeczeniem, że uczynię wszystko, co w mojej mocy, by nie musiała podejmować rywalizacji i mogła spokojnie zajmować się prowadzeniem domu" - pisał zbulwersowany Freud. Czyżby i w nim tliły się obawy przed silną (patrz: wyemancypowaną), niezależną kobietą?
Zaś według terapeutki Shulamith Firestone, "zarówno freudyzm, jak i feminizm były reakcją na jeden z najbardziej drobnomieszczańskich okresów cywilizacji zachodniej - na erę wiktoriańską. Oba te ruchy oznaczały przebudzenie: lecz Freud był tylko diagnostą tego, co feminizm chciał leczyć". Ułatwił mu jednak bardzo zadanie i to jednym prostym pytaniem: "Wielką nigdy nie rozstrzygniętą kwestią, której ja także nie potrafiłem rozwiązać mimo 30 lat badań nad kobiecą duszą, pozostaje: czego pragnie kobieta?".
Więcej możesz przeczytać w 49/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.