W Polsce żyje, według niektórych szacunków, prawie pół miliona ludzi bez dachu nad głową
Podczas ostatniego ataku mrozu 40 z nich zamarzło. Dla porównania w liczącej 56 mln obywateli Francji zarejestrowano 200 tys. bezdomnych, zaś w Niemczech (80 mln mieszkańców) - 400 tys. Bezdomni żyją przede wszystkim w wielkich miastach: Warszawie, Gdyni, Szczecinie, Katowicach, Łodzi i Poznaniu. Mimo że bezdomności nie generuje - jak twierdzą socjologowie - duże miasto, niemal 50 proc. bezdomnych było ostatnio zameldowanych w aglomeracjach powyżej 50 tys. mieszkańców. Jedynie 25 proc. pochodzi ze wsi. W 1996 r. państwo przeznaczyło na pomoc dla bezdomnych 5 mln zł, rok później - 4,8 mln zł, a w tym roku - nieco ponad 3 mln zł. - Bezdomnych nie ubyło, ubyło raczej pieniędzy do podziału - mówi Krzysztof Mikulski, wicedyrektor Departamentu Pomocy Społecznej w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej.
- Bezdomność to nie zawsze brak mieszkania. Należy raczej mówić o "ludziach w kryzysie", wykorzenionych społecznie i nieprzystosowanych do życia w zorganizowanym społeczeństwie. Nie da się oszacować rzeczywistej liczby bezdomnych w Polsce, stosując rutynowe metody statystyczne - mówi dr Andrzej Przymeński, badający na poznańskiej Akademii Ekonomicznej zjawisko bezdomności. - Należy pamiętać, że bezdomność nie jest wyłącznie efektem niekorzystnych uwarunkowań socjalnych, na przykład bezrobocia czy braku mieszkań. To także skutek zmniejszonej zdolności do samodzielnego życia i poddania się wymaganiom społeczeństwa, oceniającego jednostkę głównie pod względem wydajności - twierdzi dr Barbara Kromolicka z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Szczecińskiego.
Zjawisko bezdomności istniało w Polsce zawsze, lecz w czasach PRL było przez państwo ukrywane i kamuflowane. Jest jednak faktem, że nasiliło się w wyniku przemian ustrojowych z początku lat 90. Dach nad głową straciła wówczas część mieszkańców PGR-owskich bloków i hoteli robotniczych. Już wcześniej socjologowie traktowali je zresztą jak instytucjonalne przytuliska. Jeśli sądy zaczną częściej orzekać eksmisję na bruk, na co zezwala nowe prawo lokalowe, liczba bezdomnych może się jeszcze powiększyć. Badania GUS wykazują też, że już 17,7 proc. rodzin ma poczucie zagrożenia biedą, 8,8 proc. zalega z opłatami za czynsz, mogą więc w najbliższym czasie zasilić armię bezdomnych. - Zgłaszają się do mnie przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych z prośbą o przyjęcie eksmitowanych lokatorów. Skierowanie do noclegowni nie powinno być jedynym sposobem pomocy bezdomnym - mówi Marek Kotański, szef Monaru.
- Niemieckie doświadczenia pokazują, że zapobieganie bezdomności kosztuje siedmiokrotnie mniej niż leczenie jej skutków. Społeczeństwo łoży na utrzymanie schronisk i noclegowni, na opiekę medyczną dla tych ludzi. To nie wszystko: podopieczni nie pracują, nie płacą podatków - mówi dr Irena Mądry z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Bezdomność jest jednak immanentną cechą nawet najbogatszych społeczeństw: osoby nieprzystosowane produkuje zarówno wolny rynek, jak i najbardziej zsocjalizowane państwo opiekuńcze. To drugie nawet więcej - odstręcza bowiem ludzi od samodzielności, a ich rodziny od odpowiedzialności za bliskich. Skoro jednak bezdomni żyją wśród nas, trzeba im sensownie pomagać. Tymczasem w Polsce w niektórych gminach nie ma w ogóle noclegowni, a tam, gdzie są, miejsc nie starcza dla wszystkich chętnych. Tylko w dwustu z 2,5 tys. gmin są ośrodki pomocy. Żaden z nich nie działa jednak w ramach spójnego systemu pomocy bezdomnym.
- Modelowa pomoc społeczna powinna się opierać na trzech filarach: noclegowniach, w których osoby zdesocjalizowane mogłyby nawiązywać kontakty; całodobowych schroniskach, gdzie po zawarciu kontraktu o przestrzeganiu pewnych zasad bezdomnym wyrabiano by dokumenty i pomagano w podjęciu pracy; wreszcie na hotelach socjalnych, które powinny się stać pomostem między bezdomnością a stałym miejscem zamieszkania - mówi dr Andrzej Przymeński. Socjologowie podkreślają, że noclegownie należy utrzymywać tylko dla tych, którzy żadnej innej pomocy nie oczekują. Natomiast dla pragnących odmienić swój los konieczne są schroniska, mające być centrami "aktywizacji życiowej", miejscem, gdzie ludzie ci mogliby się przekwalifikować, a jednocześnie odzyskać wiarę we własne siły. Hotele lub mieszkania socjalne wynajmowano by natomiast bezdomnym na okres próbny.
Przeciwdziałanie bezdomności jest przede wszystkim zadaniem gminnych ośrodków pomocy społecznej. Ubiegłoroczna kontrola NIK, obejmująca 51 polskich gmin (w tym kilka największych miast), ujawniła, że prowadziły one tylko 26 z 83 znajdujących się na ich terenie placówek (31 proc.), resztę - organizacje charytatywne. Równocześnie gminy pokrywały 27 proc. wszelkich wydatków, 44 proc. funduszy pochodziło z dotacji rządowych, 5 proc. od pensjonariuszy. Resztę pieniędzy pozyskiwano z datków i darowizn. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, zapewnienie bezdomnym dachu nad głową jest "zadaniem własnym" samorządów lokalnych. Te twierdzą jednak, że nie mają na ten cel pieniędzy. Administracja rządowa ogranicza się z kolei do dotowania organizacji charytatywnych, prowadzących noclegownie i schroniska. Kwoty te zresztą z roku na rok maleją.
Co zrobić z 300 tys. Polaków pozostających bez dachu nad głową?
- Nasz stosunek do bezdomności można określić mianem wielkiej, zbiorowej hipokryzji. Przypominamy sobie o tym zjawisku dopiero wówczas, gdy przychodzą mrozy i ludzie zaczynają umierać na ulicach. Pomoc dla nich ogranicza się wówczas do znalezienia kąta oraz przygotowania ciepłego posiłku i odzieży. Tymczasem znaczna część tych ludzi deklaruje wolę wyrwania się z zaklętego kręgu, w jakim się znaleźli. Trzeba im tylko umiejętnie pomóc - mówi dr Irena Mądry. - W Polsce nie ma klimatu zachęcającego do odnoszenia się do bezdomnych z szacunkiem. Gdy w telewizji mówi się o zamarzniętych z powodu nadużycia alkoholu, umacnia to negatywny obraz tej grupy społecznej. Spada też wrażliwość polityków, którzy po wygranych wyborach często zapominają o składanych obietnicach - uważa Marek Kotański.
Dwie trzecie bezdomnych to ofiary rozpadu więzi rodzinnych, spowodowanego najczęściej nadużywaniem alkoholu - wykazały badania przeprowadzone przez dr Barbarę Kromolicką. Niespełna jedną trzecią stanowią bezdomni z powodów społecznych (w tej grupie dominowali głównie ludzie młodzi), a tylko 3,3 proc. - byli więźniowie, którzy po odbyciu kary nie mają dokąd wrócić. - Wyniki badań przeprowadzonych w m.in. w Łodzi i we Wrocławiu pokazują, że nie bieda jest najczęstszą przyczyną bezdomności, lecz konflikty w rodzinie. Ten problem narasta zwłaszcza wśród kobiet, coraz częściej decydujących się na ucieczkę wraz z dziećmi od katującego je męża - zauważa dr Danuta Zalewska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. - Ale to właśnie kobiety mające dzieci najczęściej walczą o powrót do normalności. Być może konieczność opieki nad potomstwem je tak mobilizuje. Z naszych doświadczeń wynika, że dwie trzecie kobiet, które trafiły do schronisk, gdzie pomogliśmy im znaleźć pracę i jakieś lokum, stanęło na własne nogi - mówi Maria Zwiefka, sekretarz Zarządu Głównego Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.
Niespełna 19 proc. bezdomnych, ankietowanych przez Barbarę Dzideczek z Wydziału Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego deklarowało, że mimo fizycznej i psychicznej zdolności do pracy nie zamierzają jej podjąć. Znaczna część wskazywała, że zaproponowanie pomocy materialnej i psychicznej ułatwiłoby im zmianę ich sytuacji życiowej. Podobne wyniki uzyskano w innych miastach. Z badań przeprowadzonych przez Piotra Przybyłowskiego z Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze wynika, że dla 24 proc. bezdomnych mężczyzn motywem działania jest "tylko przetrwanie", 28 proc. deklaruje wolę rozpoczęcia nowego życia i zerwania z przeszłością, a 35 proc. pragnie podjąć walkę z losem i zmienić swą sytuację.
- Zima to dla bezdomnych najtrudniejszy okres do przetrwania. Najwyższy czas, aby dopracowano się w Polsce jednolitego programu profilaktyki, nastawionego także na likwidację społecznej znieczulicy - tłumaczy Marek Kotański. Działania te powinny objąć zarówno udzielanie zapomóg, dopłaty do czynszu i energii, jak i pomoc w przekwalifikowaniu się, znalezieniu nowego miejsca pracy, zamianie mieszkania na tańsze czy też pomocy psychologicznej w sytuacjach kryzysowych, które mogą prowadzić do rozpadu więzi rodzinnych. Zaledwie w 10 proc. gmin służby socjalne pomagają bezdomnym w załatwieniu stałego miejsca zamieszkania lub przeciwdziałaniu jego utracie. - Niestety, sporo organizacji pozarządowych postępuje podobnie. To zła metoda, utrwalająca patologię. Ludzie, którzy przez długi czas pozostają bezdomni, przyzwyczajają się niejako do tego, zaczynają ten stan akceptować, nie widząc innego sposobu życia - konkluduje Maria Zwiefka.
- Bezdomność to nie zawsze brak mieszkania. Należy raczej mówić o "ludziach w kryzysie", wykorzenionych społecznie i nieprzystosowanych do życia w zorganizowanym społeczeństwie. Nie da się oszacować rzeczywistej liczby bezdomnych w Polsce, stosując rutynowe metody statystyczne - mówi dr Andrzej Przymeński, badający na poznańskiej Akademii Ekonomicznej zjawisko bezdomności. - Należy pamiętać, że bezdomność nie jest wyłącznie efektem niekorzystnych uwarunkowań socjalnych, na przykład bezrobocia czy braku mieszkań. To także skutek zmniejszonej zdolności do samodzielnego życia i poddania się wymaganiom społeczeństwa, oceniającego jednostkę głównie pod względem wydajności - twierdzi dr Barbara Kromolicka z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Szczecińskiego.
Zjawisko bezdomności istniało w Polsce zawsze, lecz w czasach PRL było przez państwo ukrywane i kamuflowane. Jest jednak faktem, że nasiliło się w wyniku przemian ustrojowych z początku lat 90. Dach nad głową straciła wówczas część mieszkańców PGR-owskich bloków i hoteli robotniczych. Już wcześniej socjologowie traktowali je zresztą jak instytucjonalne przytuliska. Jeśli sądy zaczną częściej orzekać eksmisję na bruk, na co zezwala nowe prawo lokalowe, liczba bezdomnych może się jeszcze powiększyć. Badania GUS wykazują też, że już 17,7 proc. rodzin ma poczucie zagrożenia biedą, 8,8 proc. zalega z opłatami za czynsz, mogą więc w najbliższym czasie zasilić armię bezdomnych. - Zgłaszają się do mnie przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych z prośbą o przyjęcie eksmitowanych lokatorów. Skierowanie do noclegowni nie powinno być jedynym sposobem pomocy bezdomnym - mówi Marek Kotański, szef Monaru.
- Niemieckie doświadczenia pokazują, że zapobieganie bezdomności kosztuje siedmiokrotnie mniej niż leczenie jej skutków. Społeczeństwo łoży na utrzymanie schronisk i noclegowni, na opiekę medyczną dla tych ludzi. To nie wszystko: podopieczni nie pracują, nie płacą podatków - mówi dr Irena Mądry z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Bezdomność jest jednak immanentną cechą nawet najbogatszych społeczeństw: osoby nieprzystosowane produkuje zarówno wolny rynek, jak i najbardziej zsocjalizowane państwo opiekuńcze. To drugie nawet więcej - odstręcza bowiem ludzi od samodzielności, a ich rodziny od odpowiedzialności za bliskich. Skoro jednak bezdomni żyją wśród nas, trzeba im sensownie pomagać. Tymczasem w Polsce w niektórych gminach nie ma w ogóle noclegowni, a tam, gdzie są, miejsc nie starcza dla wszystkich chętnych. Tylko w dwustu z 2,5 tys. gmin są ośrodki pomocy. Żaden z nich nie działa jednak w ramach spójnego systemu pomocy bezdomnym.
- Modelowa pomoc społeczna powinna się opierać na trzech filarach: noclegowniach, w których osoby zdesocjalizowane mogłyby nawiązywać kontakty; całodobowych schroniskach, gdzie po zawarciu kontraktu o przestrzeganiu pewnych zasad bezdomnym wyrabiano by dokumenty i pomagano w podjęciu pracy; wreszcie na hotelach socjalnych, które powinny się stać pomostem między bezdomnością a stałym miejscem zamieszkania - mówi dr Andrzej Przymeński. Socjologowie podkreślają, że noclegownie należy utrzymywać tylko dla tych, którzy żadnej innej pomocy nie oczekują. Natomiast dla pragnących odmienić swój los konieczne są schroniska, mające być centrami "aktywizacji życiowej", miejscem, gdzie ludzie ci mogliby się przekwalifikować, a jednocześnie odzyskać wiarę we własne siły. Hotele lub mieszkania socjalne wynajmowano by natomiast bezdomnym na okres próbny.
Przeciwdziałanie bezdomności jest przede wszystkim zadaniem gminnych ośrodków pomocy społecznej. Ubiegłoroczna kontrola NIK, obejmująca 51 polskich gmin (w tym kilka największych miast), ujawniła, że prowadziły one tylko 26 z 83 znajdujących się na ich terenie placówek (31 proc.), resztę - organizacje charytatywne. Równocześnie gminy pokrywały 27 proc. wszelkich wydatków, 44 proc. funduszy pochodziło z dotacji rządowych, 5 proc. od pensjonariuszy. Resztę pieniędzy pozyskiwano z datków i darowizn. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, zapewnienie bezdomnym dachu nad głową jest "zadaniem własnym" samorządów lokalnych. Te twierdzą jednak, że nie mają na ten cel pieniędzy. Administracja rządowa ogranicza się z kolei do dotowania organizacji charytatywnych, prowadzących noclegownie i schroniska. Kwoty te zresztą z roku na rok maleją.
Co zrobić z 300 tys. Polaków pozostających bez dachu nad głową?
- Nasz stosunek do bezdomności można określić mianem wielkiej, zbiorowej hipokryzji. Przypominamy sobie o tym zjawisku dopiero wówczas, gdy przychodzą mrozy i ludzie zaczynają umierać na ulicach. Pomoc dla nich ogranicza się wówczas do znalezienia kąta oraz przygotowania ciepłego posiłku i odzieży. Tymczasem znaczna część tych ludzi deklaruje wolę wyrwania się z zaklętego kręgu, w jakim się znaleźli. Trzeba im tylko umiejętnie pomóc - mówi dr Irena Mądry. - W Polsce nie ma klimatu zachęcającego do odnoszenia się do bezdomnych z szacunkiem. Gdy w telewizji mówi się o zamarzniętych z powodu nadużycia alkoholu, umacnia to negatywny obraz tej grupy społecznej. Spada też wrażliwość polityków, którzy po wygranych wyborach często zapominają o składanych obietnicach - uważa Marek Kotański.
Dwie trzecie bezdomnych to ofiary rozpadu więzi rodzinnych, spowodowanego najczęściej nadużywaniem alkoholu - wykazały badania przeprowadzone przez dr Barbarę Kromolicką. Niespełna jedną trzecią stanowią bezdomni z powodów społecznych (w tej grupie dominowali głównie ludzie młodzi), a tylko 3,3 proc. - byli więźniowie, którzy po odbyciu kary nie mają dokąd wrócić. - Wyniki badań przeprowadzonych w m.in. w Łodzi i we Wrocławiu pokazują, że nie bieda jest najczęstszą przyczyną bezdomności, lecz konflikty w rodzinie. Ten problem narasta zwłaszcza wśród kobiet, coraz częściej decydujących się na ucieczkę wraz z dziećmi od katującego je męża - zauważa dr Danuta Zalewska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. - Ale to właśnie kobiety mające dzieci najczęściej walczą o powrót do normalności. Być może konieczność opieki nad potomstwem je tak mobilizuje. Z naszych doświadczeń wynika, że dwie trzecie kobiet, które trafiły do schronisk, gdzie pomogliśmy im znaleźć pracę i jakieś lokum, stanęło na własne nogi - mówi Maria Zwiefka, sekretarz Zarządu Głównego Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.
Niespełna 19 proc. bezdomnych, ankietowanych przez Barbarę Dzideczek z Wydziału Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego deklarowało, że mimo fizycznej i psychicznej zdolności do pracy nie zamierzają jej podjąć. Znaczna część wskazywała, że zaproponowanie pomocy materialnej i psychicznej ułatwiłoby im zmianę ich sytuacji życiowej. Podobne wyniki uzyskano w innych miastach. Z badań przeprowadzonych przez Piotra Przybyłowskiego z Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze wynika, że dla 24 proc. bezdomnych mężczyzn motywem działania jest "tylko przetrwanie", 28 proc. deklaruje wolę rozpoczęcia nowego życia i zerwania z przeszłością, a 35 proc. pragnie podjąć walkę z losem i zmienić swą sytuację.
- Zima to dla bezdomnych najtrudniejszy okres do przetrwania. Najwyższy czas, aby dopracowano się w Polsce jednolitego programu profilaktyki, nastawionego także na likwidację społecznej znieczulicy - tłumaczy Marek Kotański. Działania te powinny objąć zarówno udzielanie zapomóg, dopłaty do czynszu i energii, jak i pomoc w przekwalifikowaniu się, znalezieniu nowego miejsca pracy, zamianie mieszkania na tańsze czy też pomocy psychologicznej w sytuacjach kryzysowych, które mogą prowadzić do rozpadu więzi rodzinnych. Zaledwie w 10 proc. gmin służby socjalne pomagają bezdomnym w załatwieniu stałego miejsca zamieszkania lub przeciwdziałaniu jego utracie. - Niestety, sporo organizacji pozarządowych postępuje podobnie. To zła metoda, utrwalająca patologię. Ludzie, którzy przez długi czas pozostają bezdomni, przyzwyczajają się niejako do tego, zaczynają ten stan akceptować, nie widząc innego sposobu życia - konkluduje Maria Zwiefka.
Więcej możesz przeczytać w 49/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.