Ja was śledzę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ludzie robią błąd... Stoją na przykład na peronie i psioczą: jak to możliwe, żeby pociąg wychodzący z Warszawy Zachodniej był na dworcu Warszawa Wschodnia opóźniony ponad godzinę?
Z całego serca dziękuję Wszystkim za listy, kartki, telegramy, telefony i za podejścia na ulicy z gratulacjami dla mnie z okazji Kisiela. Dziękuję za pamięć i za życzenia. Przy okazji ja też Państwu gratuluję, że mnie czytacie! Skąd wiedzieliście, że ja jestem taki dobry, tego doprawdy nie wiem. I pewnie już się nigdy nie dowiem, bo teraz jako laureata będziecie mnie czytać z powodów oczywistych. Teraz wiadomo, że "kpiarstwo w stylu Kisiela". Czy się cieszę? Pewnie, że się cieszę. Głupi by się nie cieszył.

Przy okazji gratulacji dostałem liczne pytania, czemu ostatnio nie piszę. Nie pisałem, bo nie miałem czasu - chodziłem dumny po ulicach i drogach, po lesie i nad Wigrami. Zajęty byłem byciem dumnym i nie miałem czasu na pisanie po prostu. Pisałem też, oczywiście, trochę - ale coś innego. Nic wielkiego zresztą.
Ludzie robią błąd... Przepraszam, że ja piszę o Szanownym Państwu per Ludzie, ale to z sympatii i poufałości, czyli poczucia bliskości. Otóż, ludzie robią błąd. Stoją na przykład na peronie i psioczą: jak to możliwe, żeby pociąg wychodzący z Warszawy Zachodniej był na dworcu Warszawa Wschodnia opóźniony ponad godzinę? Czy ci kolejarze to już zupełnie nic nie robią? Wiem, że ludzie tak mówią, bo sam tak mówiłem. I sam sobie zaraz - i innym stojącym na peronie - odpowiedziałem: pracują! Pracują, tylko nad czym innym pracują, a nie akurat nad pociągiem jadącym do Białegostoku. To jest dokładnie tak jak ze mną - pracuję, ale nie nad tym, co Państwo chcecie przeczytać, lecz nad czymś innym. Kolejarze pracują nad dalszymi zmianami na kolei, które dadzą im gwarancję, że żadnych zmian nie będzie i że kolej nadal będzie państwowa, czyli że będzie można i będzie trzeba do niej dopłacać. Związki zawodowe (a szczególnie jeden) bardzo o to dbają, aby kolej nie zaczęła przynosić zysków, bo zysk trzeba wypracować. A to jest męczące. Strat wypracowywać nie trzeba i to nie jest męczące. A jeśli przedsiębiorstwo jest państwowe, państwo musi straty pokryć. To się nazywa w warcabach "gambit Leppera". Przegrywasz partię albo turniej i żądasz głównej nagrody, a jak nie dostaniesz, skrzykujesz ludzi i wychodzicie na ulice Warszawy. Przyjęty gambit Leppera to jest. A nie przyjęty - to zboże z wagonów na tory. Tyle że to są uproszczone warcaby, przystosowane do poziomu twórcy gambitu. Szachownica jest czteropolowa i dwa pionki - jeden pionek biały i jeden czarny. Jest nad czym pomyśleć.


Związki zawodowe bardzo o to dbają, aby kolej nie zaczęła przynosić zysków,
bo zysk trzeba wypracować. A to jest męczące

Rozpisałem się nie na temat. Miałem pisać o odpowiedzialności za to, co się pisze. Jechałem w listopadzie pociągiem i trafiłem na miesięcznik "Warszawa". Elegancko wydany w trzech językach (angielski, niemiecki i dziennikarska odmiana polskiego). Tam przeczytałem artykulik prezydenta Warszawy Marcina Święcickiego. To, że pre- zydent miasta stołecznego zamieszcza artykuł lub felieton, nie jest niczym dziwnym. Dziwne, że w miesięczniku. Dlaczego nie w tygodniku? Pan bardzo dowcipnie pisze, serio mówię. Przecież wszyscy wiemy, że Warszawa jest kompletnie nie do życia. Kilometrowe korki, brud, smród, nie ma obwodnicy, zatopiona Trasa Łazienkowska. Bandyci oficjalnie rezydują w znanych lokalach i w punktach miasta, nie ma parkingów, nie ma... - niczego nie ma, bo nic nie jest zrobione przez pana prezydenta. A on pisze: "Serdecznie witam Państwa w Warszawie, która zmieniając z dnia na dzień swoje oblicze, staje się miastem coraz większych możliwości gospodarczych, handlowych i turystycznych. Czynimy wiele starań, aby stolica była miastem atrakcyjnym, wygodnym i przyjaznym...". Ha, ha, ha. Nie mogę... Nie mogę... Łzy mi lecą ze śmiechu. Świetnie pisze... I to w trzech językach jest! W przyszłym tygodniu dokończę temat.
22 listopada w jednym lokalu w Warszawie odbyła się uroczystość obchodów czterdziestolecia pracy aktorskiej Wojciecha Pokory. Następnego dnia w "Gazecie Stołecznej" czytałem relację z tej uroczystości, podpisaną przez MAW. Przeczytałem, że "w krótkich skeczach wystąpili też Zofia Merle i Stanisław Tym". Tym - tak. Tyle że Merle tego dnia z silną gorączką leżała cały dzień w łóżku. Ale MAW bardzo chwali jej występ, czyli że była i wystąpiła.
W środę rano (9 grudnia) ukaże się w kioskach ten numer "Wprost". I ja Wam rano w środę piszę, że 9 grudnia o godzinie 17.00 w Warszawie podczas przyznawania nagród Kisiela Stanisław Tym wręczył bukiety róż pani Henryce Bochniarz i pani Hannie Gronkiewicz-Waltz. A po wygłoszonym przez siebie podziękowaniu został nagle i niespodziewanie obdarowany przez nieobecną Zofię Merle książką owiniętą w czerwony piękny papier ze złotą kokardą! Ja już teraz wiem, co było 9 grudnia po południu.
I za to Drogi (Droga?) MAW dostaje się Kisiela. Za to, że się wie, co będzie. A nie za to, że się nie wie, co było i co jest. Kisiel pisał w swoich "Pamiętnikach": "czytam ciągle całą prasę, tygodniki ťliteracko-społeczneŤ, jeszcze dokupuję różne dziwolągi w rodzaju ťŻołnierza WolnościŤ lub ťWalki MłodychŤ" - koniec cytatu z Kisiela. Ja niżej podpisany też czytam "Żołnierza Wolności" i "Walkę Młodych". One się dziś zupełnie inaczej nazywają i o czym innym piszą, ale to jest dokładnie to samo. Dlatego uważajcie - ja was śledzę.

Więcej możesz przeczytać w 50/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: