Małe Chiny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zwycięstwo Kuomintangu w tajwańskich wyborach parlamentarnych z pewnością poprawiło nastroje w Pekinie, który od dawna z niepokojem obserwował działalność Demokratycznej Partii Postępu (DPP).
Zwycięstwo Kuomintangu w tajwańskich wyborach parlamentarnych z pewnością poprawiło nastroje w Pekinie, który od dawna z niepokojem obserwował działalność Demokratycznej Partii Postępu (DPP). Jej przywódcy opowiadali się bowiem za ogłoszeniem niepodległości Tajwanu i położeniem kresu tezie "jednych Chin", głoszonej zarówno przez Kuomintang, jak i rząd centralny na kontynencie. "Przywódcy w Pekinie mogą spać spokojnie, bez konieczności zażywania aspiryny, wiedząc, że w pobliżu są ich starzy przyjaciele" - podsumował z ironią znaczenie zwycięstwa Kuomintangu prof. Ming Czu-czeng z Tajwańskiego Uniwersytetu Krajowego. Znawcy chińskiej polityki już dzisiaj oceniają, że Kuomintang wykorzysta wygraną jako mandat do kontynuowania pojednawczej linii wobec Pekinu i dialogu z komunistami.
W kampanii wyborczej Kuomintang podsycał obawy Tajwańczyków, że zapowiadana przez DPP deklaracja niepodległości mogłaby sprowokować Pekin do zbrojnego zaatakowania wyspy. Wszyscy pamiętają, że w marcu 1996 r., podczas kampanii prezydenckiej, w której ostro stawiano sprawę niepodległości wyspy, doszło do gwałtownego zaostrzenia stosunków chińsko-chińskich. Pekin wystrzelił w kierunku portów tajwańskich kilka nie uzbrojonych rakiet M-9, które spadły na wodach międzynarodowych. Jiang Zemin grzmiał wówczas w chińskim parlamencie: "Chiny tak długo nie spoczną, jak długo władze tajwańskie nie zaprzestaną działań, mających doprowadzić do rozbicia ojczyzny". Na Tajwanie wybuchła panika. Ludzie rzucili się do banków, by wycofać wkłady w twardej walucie, wykupywano żywność. Stany Zjednoczone wysłały w pobliże Cieśniny Tajwańskiej lotniskowiec "Independence".
Tajwańczycy wciąż mogą się czuć zagrożeni. Przywódcy ChRL uważają Tajwan za zbuntowaną prowincję, która powinna powrócić do macierzy. W czasie niedawnej wizyty w Tokio chiński prezydent Jiang Zemin zagroził Tajwanowi użyciem siły w wypadku ogłoszenia niepodległości. Wypowiedzi te mogły w znacznym stopniu wpłynąć na porażkę opowiadającej się za niepodległością DPP. Większość mieszkańców Tajwanu popiera utrzymanie faktycznej niezależności wyspy od Chin na obecnym etapie. Uważają, że zjednoczenie będzie możliwe, gdy na kontynencie powstanie system demokratyczny.
Przez ostatnie sto lat stosunki wyspy z Chinami kontynentalnymi były raczej luźne. W latach 1895-1945 Tajwan był japońską kolonią, po II wojnie światowej powrócił do Chin. W 1949 r., po zwycięstwie rewolucji komunistycznej na kontynencie, dwumilionowa armia generała Czang Kaj-szeka uciekła na Tajwan, gdzie proklamowana została Republika Chińska, uznawana do początków lat 70. za jedynego prawowitego reprezentanta narodu chińskiego.
Obecnie jedynie 27 państw utrzymuje stosunki dyplo- matyczne z Tajwanem. Do 1987 r. na wyspie obowiązywał stan wojenny: legalnie działała tylko jedna partia - Kuomintang. W wyniku procesu demokratyzacji wprowadzony został system wielopartyjny. Rozpoczęto też dialog z Pekinem. Niedawno świat został zadziwiony wizytą w Chinach wysokiej rangi przedstawiciela Tajwanu Koo Chen-Fu, który został przyjęty przez samego Jiang Zemina.
Po odzyskaniu w ubiegłym roku przez Chiny Hongkongu i perspektywie odzyskania Macao w 1999 r., zjednoczenie Tajwanu jawi się jako najwyższy cel polityki zagranicznej Pekinu w najbliższych latach. Czy Tajwańczykom wystarczy tak mocno akcentowana przez Pekin formuła "jedno państwo - dwa systemy"? Czy Pekin rzeczywiście zdecyduje się czekać na moment, kiedy Tajwańczycy dojrzeją do zjednoczenia? Na razie na Tajwanie zwyciężyli rzecznicy umiarkowanego dialogu z kontynentem i przeciwnicy niepodległości wyspy.


Więcej możesz przeczytać w 50/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.