Arcydzieło w ultrafiolecie

Arcydzieło w ultrafiolecie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wystawa "Serenissima - światło Wenecji"
Takiej wystawy jeszcze w Polsce nie było. Na świecie podobnych było zaledwie kilka. "Serenissima - światło Wenecji", zorganizowana w warszawskim Muzeum Narodowym, prezentuje 33 obrazy weneckich malarzy tworzących od XIV do XVIII wieku. Przygotowania do wystawy trwały aż cztery lata, mimo że żadnego dzieła nie sprowadzono z zagranicy - wszystkie pochodzą ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie.
Jest rok 1995, dokładnie 100 lat po wykonaniu pierwszego zdjęcia rentgenowskiego obrazu, co organizatorom wystawy podsuwa pomysł, aby pokazać obrazy niemalże identyczne z tymi, które wyszły spod pędzli mistrzów. Dwoje specjalistów z Wydziału Konserwacji Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie - dr Maria Ligęza i dr Jan Rutkowski - wykonują zdjęcia rentgenowskie, reflektogramy w podczerwieni oraz rejestrację luminescencji wzbudzonej promieniowaniem ultrafioletowym. Zdjęcia rentgenowskie dają przede wszystkim "szkielet obrazu". Uwypuklają głównie jasne plamy, czyli te "zbudowane" ze związków ołowiu, cyny, rtęci, baru itp. Jest to biel i czerwień ołowiowa, żółcień cynowo-ołowiowa oraz czerwień rtęciowa. Zdjęcia rentgenowskie pozwalają więc prześledzić proces powstawania obrazu - ukazują zarówno podmalówki, jak i zmiany zamierzeń kompozycyjnych artysty. Promienie podczerwone pomagają natomiast - poprzez uwidocznienie tych partii obrazu, które zawierają czerń - wykryć rysunek pod warstwami farby. Z kolei promienie ultrafioletowe rejestrują stan zachowania powierzchni obrazu, ukazując retusze i przetarcia werniksów. Prace badawcze i konserwatorskie przeprowadzane były m.in. w pracowniach warszawskiego Muzeum Narodowego, Instytucie Chemii i Techniki Jądrowej oraz w Instytucie Energii Atomowej w Świerku. Badania w Świerku były pierwszymi tego typu w Polsce; na świecie stosuje się je niezwykle rzadko.
Jest październik 1999 r. W warszawskim Muzeum Narodowym następuje otwarcie wystawy "Serenissima - światło Wenecji". Okazuje się, że "Portret Admirała w zbroi" Jacopa Tintoretta kryje pod spodem inny wizerunek. Na zdjęciu rentgenowskim widać wyraźnie portret mężczyzny w świeckim ubraniu z białym koronkowym kołnierzem i w aksamitnym berecie. Twarz o rysach nieco innych od rysów Admirała. Stwierdzono, że Jacop Tintoretto wykorzystał skończony już obraz jako podłoże do następnego dzieła.
Tajemnice kryje też obraz Bernarda Strozziego "Nawiedzenie". Jak się okazuje, tylko środkowa jego część jest oryginalna, notabene wycięta ze zniszczonej, być może spalonej, większej kompozycji. Pozostałe fragmenty odtworzono na podstawie pierwotnego obrazu. Właśnie dzięki zdjęciom rentgenowskim można rozróżnić sposób malowania części oryginalnej i fragmentów domalowywanych. Badania te wykazały też, że pod sceną nawiedzenia malarz rozpoczął pracę nad inną kompozycją - popiersiem nagiego starca. Na wystawie obrazy pokazane są wraz z najciekawszymi wynikami badań - z rentgenogramami, reflektogramami, zdjęciami z procesów konserwacji. Słowem zdemaskowano wszelkie tajemnice i zagadki eksponowanych dzieł.
Wystawa w warszawskim Muzeum Narodowym jest pierwszą tego typu prezentacją w Polsce, co znaczy, że może ściągnąć wielu widzów. Takie ekspozycje przygotowywane są, niestety, bardzo rzadko. Zdaniem Ferdynanda Ruszczyca, dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie, w polskich muzeach nic się nie zmienia od kilkudziesięciu lat. Nie ma pieniędzy na pokazanie nawet tych zbiorów, które są w magazynach. To, co prezentuje warszawskie muzeum, można było zobaczyć kilka, a nawet kilkanaście lat temu. W związku z tym nie można mieć pretensji do widza, że nie chce po raz kolejny oglądać tego samego. Odwiedzającym najbardziej podoba się malarstwo z przełomu XIX i XX wieku. Są oczywiście wyjątki, na przykład bardzo znane nazwiska XX wieku - Pablo Picasso czy Andy Warhol - których prace przyciągają do muzeum szerszą publiczność. Mniejsze zainteresowanie wzbudza natomiast rzemiosło artystyczne, rzeźba czy grafika. Joanna Mansfeld, wice- dyrektor warszawskiej Zachęty, twierdzi, że w takich wypadkach bardzo istotna jest "instytucja" przewodnika. Przewodnik nie powinien oprowadzać - jak zostaliśmy przyzwyczajeni - grup zorganizowanych, ale przede wszystkim osoby prywatne. Taką właśnie formę proponuje warszawska Zachęta i Muzeum Narodowe w Krakowie. Ważne, żeby przewodnik umiał wprowadzić zwiedzającego w arkana tematu, zwłaszcza jeśli chodzi o sztukę współczesną, gdyż ta wywołuje najwięcej uprzedzeń. Powodzeniem cieszą się klasycy (Maria Jarema, Alina Szapocznikow, Jan Cybis, Artur Nacht-Samborski czy Tadeusz Potworowski), na wystawach innych twórców frekwencja jest już znacznie niższa.
Z powodu braku pieniędzy główny ciężar reklamy muzea przerzucają na media. Przykładem może być zorganizowana w 1996 r., również przez stołeczne Muzeum Narodowe, wystawa poświęcona Caravaggiowi. Zdaniem Ferdynanda Ruszczyca, przed wystawą na pytanie: "Kto to jest Caravaggio?" poprawnie odpowiadał jeden na 50-60 zapytanych. Po szerokiej kampanii reklamowej ekspozycję zwiedziło 80 tys. osób. Dla wielu z nich ważna była informacja, że obraz wypożyczono z Pinakoteki Watykańskiej, że trafił do Polski dzięki wsparciu papieża. - To sprawiło - wspomina dyrektor Muzeum Narodowego - że do zobaczenia obrazu nawoływali księża z ambon.
W Polsce ważny jest także czas otwarcia wystawy. W naszym kraju nie bywają turyści, którzy chcą oglądać sztukę. Tu nie ma wielkich nazwisk, wielkich obrazów, wielkich szkół. Dla krajowego turysty najlepiej więc organizować wystawy od połowy lutego do czerwca i od połowy września do świąt Bożego Narodzenia. Bardzo istotna jest scenografia. Wystawa musi być misterium, na przykład w ramach pokazu "Sztuka cenniejsza niż złoto" poszczególne nurty kojarzone były z innymi kolorami. To powoduje osobliwy klimat i to też przyciąga widza. Katarzyna Napiórkowska, właścicielka galerii sztuki, uważa, że w obecnej dobie pogląd, iż dobry obraz obroni się sam i to pod każdą szerokością geograficzną, jest nie do końca prawdziwy. Ekspozycja ma być miejscem magicznym.
Ludzie zawodowo zajmujący się sztuką uważają, że najważniejsza jest młodzież, bo ukształtowane w tym wieku zainteresowania sztuką będą procentować w przyszłości wyższym poziomem kultury artystycznej społeczeństwa. Poza tym młodzi ludzie są naturalnymi odbiorcami treści kulturowych. Współczesne kina w celu przyciągnięcia widza nie tylko oferują coraz bogatszy repertuar, ale także stwarzają możliwość miłego spędzenia wolnego czasu. Powstają multikina. Wszystko wskazuje na to, że również dawne galerie czy muzea powoli ewoluują w kierunku "multigalerii" czy "multimuzeów".

Więcej możesz przeczytać w 45/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.