Żadne przyjęcia i bankiety nie zastąpią gotowości do rozmowy twarzą w twarz
O czym i jak rozmawiamy przy wspólnych posiłkach? Czy jest to rozmowa uczestników społeczeństwa masowej konsumpcji, czy przeciwnie - obywateli, którzy przy stole twarzą w twarz mogą się odnieść do dramatycznego obrazu nas samych, jaki Andrzej Wajda odnalazł w Mickiewiczowskim "Panu Tadeuszu"? Czy rozmawiamy z dziećmi i przy dzieciach, aby tradycja była czymś żywym, czy też zostawiamy następne pokolenie na pastwę mediów, a szczególnie telewizji?
Wychowałem się w domu, w którym przy stole w trakcie rodzinnych dyskusji i sporów uczyłem się odnosić do przeszłości i przyszłości. Intelektualny wysiłek i pasja włożona w formułowanie własnych racji nie były prostym przydatkiem do konsumpcji - proszony obiad czy kolacja wynikały raczej z tradycji domowych spotkań. Żadne przyjęcia i bankiety nie zastąpią gotowości do rozmowy twarzą w twarz, odwagi twardego przeciwstawienia się biesiadnikowi tam, gdzie kończą się towarzyskie, a zaczynają publiczne obowiązki. Tyle się mówi o kształtowaniu elit politycznych, o zmarnowanych dekadach, a tak rzadko porusza się temat spotkań przy stole: już nie negocjacji, lecz prawdziwej rozmowy. Trawestując Słonimskiego: takiej wymiany myśli, na której nikt nie traci.
Aby dialog nie był dyskusją głuchych, trzeba spełnić kilka warunków. Po pierwsze, każdy rozmówca musi założyć, że w jakiejś części może się mylić. Jeśli uważa, że ma rację w 70 proc., dopuszcza krytykę i może na tym tylko skorzystać. Gdy sądzi, że nie myli się na 100 proc. lub 150 proc., zaczyna po bolszewicku odrzucać każdą krytykę na zasadzie: gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Po wtóre, rozmówcy muszą abstrahować od dobrych czy złych intencji partnera, a raczej skupić się na przykazaniu: komunikat nadany przez nasz umysł nie zawsze zostaje odebrany przez inny. Paradoksalnie poszerzanie środków porozumiewania się zubożyło formy komunikacji międzyludzkiej. Po trzecie (i ostatnie) rozmówcy przy stole muszą mieć przyjemność z życia, co dane jest tylko osobom myślącym pozytywnie i skupiającym się na szukaniu konstruktywnych rozwiązań. Góra analiz rodzi mysz wniosków, a swobodne - zdawałoby się - snucie analogii, poparte doświadczeniem i intuicją, nieraz prowadzi wprost do wyjścia z sytuacji bez wyjścia. (W 1980 r. krążył po Polsce kawał z serii pytań do Radia Erewan: "Czy jest wyjście z sytuacji bez wyjścia?". "Problematyką Polską nie zajmujemy się w naszych audycjach" - brzmiała odpowiedź).
Zbliża się Święto Niepodległości. Polska za dwa lata ma szansę rozpocząć proces wchodzenia do Unii Europejskiej. Czy zakończy się on 1 stycznia 2003 r., czy później, zależy w najwyższym stopniu od nas samych. Na ile gotowi będziemy przy jednych stołach twardo negocjować, a przy innych w gronie przyjaciół wracać do rodzinnej Europy, od której nas w Jałcie odgrodzono murem?
Wychowałem się w domu, w którym przy stole w trakcie rodzinnych dyskusji i sporów uczyłem się odnosić do przeszłości i przyszłości. Intelektualny wysiłek i pasja włożona w formułowanie własnych racji nie były prostym przydatkiem do konsumpcji - proszony obiad czy kolacja wynikały raczej z tradycji domowych spotkań. Żadne przyjęcia i bankiety nie zastąpią gotowości do rozmowy twarzą w twarz, odwagi twardego przeciwstawienia się biesiadnikowi tam, gdzie kończą się towarzyskie, a zaczynają publiczne obowiązki. Tyle się mówi o kształtowaniu elit politycznych, o zmarnowanych dekadach, a tak rzadko porusza się temat spotkań przy stole: już nie negocjacji, lecz prawdziwej rozmowy. Trawestując Słonimskiego: takiej wymiany myśli, na której nikt nie traci.
Aby dialog nie był dyskusją głuchych, trzeba spełnić kilka warunków. Po pierwsze, każdy rozmówca musi założyć, że w jakiejś części może się mylić. Jeśli uważa, że ma rację w 70 proc., dopuszcza krytykę i może na tym tylko skorzystać. Gdy sądzi, że nie myli się na 100 proc. lub 150 proc., zaczyna po bolszewicku odrzucać każdą krytykę na zasadzie: gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Po wtóre, rozmówcy muszą abstrahować od dobrych czy złych intencji partnera, a raczej skupić się na przykazaniu: komunikat nadany przez nasz umysł nie zawsze zostaje odebrany przez inny. Paradoksalnie poszerzanie środków porozumiewania się zubożyło formy komunikacji międzyludzkiej. Po trzecie (i ostatnie) rozmówcy przy stole muszą mieć przyjemność z życia, co dane jest tylko osobom myślącym pozytywnie i skupiającym się na szukaniu konstruktywnych rozwiązań. Góra analiz rodzi mysz wniosków, a swobodne - zdawałoby się - snucie analogii, poparte doświadczeniem i intuicją, nieraz prowadzi wprost do wyjścia z sytuacji bez wyjścia. (W 1980 r. krążył po Polsce kawał z serii pytań do Radia Erewan: "Czy jest wyjście z sytuacji bez wyjścia?". "Problematyką Polską nie zajmujemy się w naszych audycjach" - brzmiała odpowiedź).
Zbliża się Święto Niepodległości. Polska za dwa lata ma szansę rozpocząć proces wchodzenia do Unii Europejskiej. Czy zakończy się on 1 stycznia 2003 r., czy później, zależy w najwyższym stopniu od nas samych. Na ile gotowi będziemy przy jednych stołach twardo negocjować, a przy innych w gronie przyjaciół wracać do rodzinnej Europy, od której nas w Jałcie odgrodzono murem?
Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.