Filozofia Kisiela

Dodano:   /  Zmieniono: 
Internetowe spotkanie z JERZYM KISIELEWSKIM i TOMASZEM WOŁKIEM, członkami kapituły Nagród Kisiela, przyznawanych pod patronatem tygodnika "Wprost"
Wprost: - Czym miała się stać i czym się w rzeczywistości stała Nagroda Kisiela?
Tomasz Wołek: - Nagroda Kisiela była pomysłem samego mistrza i fundatora. Jej idea polegała na tym, żeby nagradzać inicjatywy niekonwencjonalne, wręcz prowokacyjne, ale ożywiające nasze życie społeczne. Trudno byłoby sobie wyobrazić, żeby teraz, kiedy istnieje kapituła, nagrodę otrzymał Bagsik, ale Kisiel, oczywiście, miał prawo mu ją przyznać.
Jerzy Kisielewski: - Z założenia miała być dowodem uznania dla działań niekonwencjonalnych, dla ludzi "zarażonych" sposobem myślenia ojca.
"Wprost": - Czy teraz nagroda zaczęła żyć własnym życiem?
JK: - Podczas posiedzeń kapituły duch mojego ojca jest zawsze obecny. Gdy padają kandydatury zbyt "grzeczne", zawsze ktoś przypomina Kisielowy sposób myślenia. Od ośmiu lat to kapituła, a nie Kisiel, przyznaje nagrody, ale nie uległy one dewaluacji.
TW: - Nagroda na pewno żyje własnym życiem, ale członkowie kapituły starają się kierować wyobrażeniem, jakie kryteria do poszczególnych kandydatur przyłożyłby sam Kisiel.
JK: - Zawsze po obradach kapituły młodzi dziennikarze pytają mnie, co Kisiel powiedziałby o tegorocznych laureatach. Niezmiennie odpowiadam, że jeśli zacznę mówić, który laureat ojcu by się podobał, a który nie, to należałoby mnie zastrzelić.
Krzysztof: - A może to dobrze, że Kisiel nie doczekał tych czasów, gdy wszystko, co wiąże się z polityką, tak strasznie się skompromitowało.
TW: - To grube nieporozumienie. Obecne polityczne tarapaty to kaszka z mlekiem w porównaniu z czasami, kiedy politycy kompromitowali się naprawdę. Czarne listy skompromitowanych polityków, dziennikarzy czy artystów Kisiel z jadowitą ironią drukował w "Tygodniku Powszechnym". Aczkolwiek dla dzisiejszych też znalazłby nieco sarkazmu...
JK: - Ojciec, z natury realista, nie robił sobie wielkich iluzji co do szybkiej i logicznej stabilizacji sceny politycznej. Prawie 10 lat temu na pytanie, co nas czeka, odpowiadał: tylko jakieś 20 lat bałaganu, potem będzie dobrze.
Piotr: - Dziwię się takiemu liberalnemu podejściu. Czy obecne błędy są tak małe, że należy przymykać oko?
TW: - Tu nie chodzi o łatwe rozgrzeszanie, lecz o zachowanie zdrowej proporcji między nikczemnością komunizmu a niedoskonałościami dzisiejszej demokracji.
Krzysztof: - Czy nagroda dla Piskorskiego została przyznana za niekonwencjonalne zachowanie, jakim było niespotykane w dzisiejszej polityce dotrzymanie słowa?
TW: - Również za to! Ale nie tylko. Także za odważne przeciwstawienie się barbarzyństwu "lepperiady", niekoniunkturalne w Unii Wolności nawoływanie do wspólnej listy wyborczej z AWS, za inicjatywę, inteligencję i dobry styl. Była to nagroda nadziei, zważywszy na wiek laureata.
Krzysztof: - Nowak-Jeziorański jest przede wszystkim bohaterem, a nie dziennikarzem. Nagrodę w tej dziedzinie powinien dostać ktoś młody.
TW: - Młody jest Piskorski! Ale i Nowak-Jeziorański, który mógłby być dziadkiem pierwszego, jest młody duchem i wyobraźnią. To postać wielowymiarowa, w tym wybitny publicysta. Nagrodę przyznano mu jednomyślnie!
Wprost: - Czy dziś Polska jest krajem, jaki mógłby sobie wymarzyć Kisiel?
JK: - Niedawno przeczytałem w "Super Expressie" informację: w Częstochowie w supermarkecie przy ulicy Kisielewskiego pojawił się bocian. Mniejsza o bociana. Gdyby ojciec mógł wiedzieć, że przy ulicy noszącej jego imię stanie kiedyś supermarket, w którym być może także skupują puste butelki (tego problemu w PRL rozwiązać nie można było, czemu ojciec poświęcił kilka felietonów), byłby pewnie zadowolony.


Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.