Apteka strachu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co czwarty lek dopuszczony do sprzedaży we Francji uznano za nieskuteczny lub szkodliwy
Od roku sprawdzano we Francji 1100 medykamentów najczęściej przepisywanych na recepty. Na polecenie rządu Agencja Bezpieczeństwa Sanitarnego powołała komisję ekspertów. Utworzyli ją głównie profesorowie medycyny i lekarze największych francuskich szpitali. Aż 270 leków oceniono negatywnie.
Pierwszy etap tego generalnego "czyszczenia" objął farmaceutyki przepisywane cierpiącym na choroby psychiczne, serca, układu krążenia i zaburzenia przemiany materii. Stwierdzono, że wartości terapeutycznej nie ma większość środków zażywanych w celu poprawienia krążenia w kończynach dolnych (przeciw tzw. symptomowi ciężkich nóg). Tymczasem są one powszechnie stosowane - na Francję przypada trzy czwarte światowego spożycia tych leków. Negatywnie oceniono również grupę preparatów zawierających magnez, przepisywanych na 6 mln recept rocznie. Eksperci komisji stwierdzili, że powinno się je zażywać tylko w nagłych i groźnych chorobach serca i układu krążenia oraz gdy organizm cierpi wskutek wyjątkowo dużego deficytu magnezu, co stwierdza się bardzo rzadko. Niestety, wykreowano modę na stosowanie magnezu. Lekarze zapisują go pacjentom w celu wzmocnienia nerwów, zmniejszenia stresu i przeciw skurczom jelit. Dwunastu specjalistów w dziedzinie psychiatrii oceniało też użyteczność leków psychotropowych i nasennych, zwracając uwagę na ich ogromne spożycie. Francja należy do największych konsumentów środków psychotropowych na świecie. Wśród preparatów nasennych wskazano dwa niebezpieczne - rohypnol (Roche) i halcien (Pharmacia Upjohn). Pierwszy jest tak silny, że może być stosowany jako farmaceutyk wywołujący narkozę. Drugi nawet w niewielkich dawkach jest szkodliwy dla zdrowia. Negatywnie oceniono również leki mające zapobiegać problemom z pamięcią u ludzi w podeszłym wieku. Często one nie tylko nie pomagają, ale wręcz pogłębiają demencję.
Na farmaceutyki z tych czterech grup, oceniane przez ekspertów Agencji Bezpieczeństwa Sanitarnego, wydaje się we Francji 29 mld franków rocznie. "W jaki sposób powstał i utrzymywał się przez dziesiątki lat system wprowadzania na rynek i przepisywania leków, z których wiele nie ma wartości terapeutycznej lub wyrządza szkody?" - zastanawia się komentator dziennika "Le Monde". "Winne są temu relacje - tyleż zawikłane, co niejawne - między władzą publiczną a przemysłem farmaceutycznym we Francji. W efekcie Securite Sociale stała się dojną krową dla wielu laboratoriów farmaceutycznych umieszczających na rynku kolejne medykamenty, które są bardzo drogie niezależnie od ich wartości leczniczej". Securite Sociale zwraca bowiem ubezpieczonym znaczną część wydatków na preparaty przepisywane na recepty. Nie dziwi więc to, że Francja należy do krajów, gdzie zażywa się najwięcej leków. Paradoks polega na tym, że wiele firm farmaceutycznych, nastawiając się przede wszystkim na łatwy zysk, przestaje dbać o jakość swych produktów i traci pozycję na rynku międzynarodowym. Francuski rząd, obawiając się utraty konkurencyjności przemysłu farmaceutycznego i rosnących wydatków Securite Sociale, zarządził generalną kontrolę leków znajdujących się na rynku. Następnie sprawdzane będą antybiotyki, medykamenty używane w gastroenterologii i w chorobach płuc. Na ich zakup Francuzi wydają ok. 22 mld franków rocznie.


Firmy farmaceutyczne, nastawiając się przede wszystkim na łatwy zysk, przestają dbać o jakość swych produktów

"Przemysł farmaceutyczny jest jednym z najszybciej rozwijających się na świecie. Ochrona zdrowia, stanowiąc jedną siódmą gospodarki amerykańskiej, wytwarza dobra i świadczy usługi o wartości przekraczającej 900 mld USD rocznie. Jest to więcej niż wynoszą dochody narodowe większości krajów, z Włochami włącznie" - pisze dr Jerzy Kurkowski w książce "Człowiek i medycyna. Pieniądze albo życie". Lekarze mylą się nie tylko we Francji, ordynując chorym niewłaściwe leki. Jeden z amerykańskich raportów oceniających jakość działań medycznych w tym kraju informuje o 40 proc. błędnie wystawianych recept. Stwierdzono również, że 80 proc. pacjentów zalecono nieodpowiednie antybiotyki. Analiza wykonana w ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych ujawniła, że wiele operacji (zwłaszcza drogich) przeprowadzano niepotrzebnie. Dotyczyło to 64 proc. zabiegów na tętnicach szyjnych, 44 proc. - na naczyniach wieńcowych i 56 proc. - wszczepienia stymulatorów serca. Ponadto najczęściej zapisywane są nie leki najlepsze, ale najbardziej reklamowane. Przemysł farmaceutyczny - podobnie jak inne gałęzie gospodarki - podlega prawom rynku. Dąży więc do osiągnięcia możliwie największego zysku. Niekiedy prowadzi to do nadużyć. Prof. Daniel Steiner z John Kennedy School of Government podczas konferencji w Warszawie poświęconej oszustwom w medycynie poruszył problem wpływu interesu finansowego na ocenę wartości leku. Na przykład dzieje się tak, gdy naukowiec badający konkretny medykament ma również udziały w firmie produkującej ów lek. Dlatego w USA wprowadzono wymóg co najmniej ujawniania tego typu powiązań. Wytwórcy farmaceutyków stosują też inne metody, za pomocą których nielegalnie wpływają na pozytywną ocenę leku. Prestiżowe czasopismo medyczne "The New England Journal of Medicine" dokonało analizy opublikowanych w ciągu kilku miesięcy anglojęzycznych artykułów poświęconych lekom zalecanym w terapii nadciśnienia. Obawiano się bowiem, że te medykamenty mogą powodować nowotwory lub choroby serca. Wnioski były alarmujące. Okazało się, że wśród badaczy zachwalających te preparaty jako bezpieczne i skuteczne było trzykrotnie więcej osób otrzymujących honoraria i prezenty od firm farmaceutycznych niż wśród autorów krytykujących działanie tych specyfików.
Negatywne oceny badań skuteczności leków najczęściej nie są publikowane. Koncerny farmaceutyczne, które zleciły takie testy, nierzadko chowają ich wyniki do szuflady. Stało się to tak powszechne, że wydawcy kilku najważniejszych czasopism medycznych, jak "The British Medical Journal" i "The Lancet", wystąpili o swoistą amnestię dla autorów nie opublikowanych negatywnych ocen leków pod warunkiem, że się do nich przyznają. Zdaniem specjalistów, stanowią one połowę wszystkich podejmowanych w tej dziedzinie prac. Konflikt interesu pacjentów i producentów farmaceutyków ujawnia się niekiedy w dramatyczny sposób. We Francji trwają jeszcze procesy sądowe wytaczane przez chorych na hemofilię, których zakażono HIV, lub przez ich rodziny. W roku 1985, gdy wiadomo było, że ów wirus może się znajdować w koncentratach krwi, gdy dysponowano już testami do wykrywania HIV oraz znano metody niszczenia go przez podgrzewanie krwi, Francuskie Narodowe Centrum Transfuzji Krwi postanowiło "upłynnić" zapas koncentratów krwi. 4400 osób chorych na hemofilię zainfekowano HIV, niemal połowa z nich zmarła na AIDS.
"Przedtem wierzyliśmy lekarzom. Oczywiście, mogli się mylić, ale nikt nie przypuszczał, że świadomie narażą tysiące ludzi na śmiertelną chorobę, chroniąc interes rodzimych banków krwi" - powiedziała rzeczniczka prasowa nowej Agencji Transfuzji Krwi. Zyski komercyjne skłoniły też Centralną Aptekę Szpitali Paryskich do rozdysponowania 20 tys. ampułek hormonu wzrostu pobieranego z mózgów zmarłych, choć wiadomo było, że mogą być skażone prionami wywołującymi śmiertelną chorobę Creutzfeldta-Jakoba. Zmarło 50 dzieci. Wiele leków trafia na rynek po krótkich testach przeprowadzonych na niewielkiej grupie osób. Amerykańska Agencja ds. Kontroli Żywności i Leków (FDA) zdecydowała we wrześniu 1997 r. wycofać ze sprzedaży cudowne środki na schudnięcie zawierające fenfluraminę i phenterminę. Tymczasem 6 mln ludzi od dłuższego czasu zażywało te pigułki. Wprowadzono je do sprzedaży po przebadaniu zaledwie 121 osób w ciągu roku. Stymulowały one między innymi produkcję neuroprzekaźnika serotoniny w mózgu, wywołując uczucie satysfakcji i nasycenia. Okazało się jednak, że mogą uszkadzać (u jednej trzeciej pacjentów) zastawki serca. FDA zaaprobowała redux, inny preparat mający pomóc uzyskać smukłą sylwetkę, również zwiększający produkcję serotoniny, choć uszkadzał mózgi szczurów. Decyzję uzasadniono stwierdzeniem, że "dla otyłych schudnięcie warte jest ryzyka". Warto pamiętać, że nie zawsze interesy leczonych i leczących pokrywają się. Utajnianie informacji może służyć maskowaniu konfliktu interesów. 4 listopada prasa amerykańska poinformowała, że badacze z New York Hospital-Cornell Medical Center i Tufts University w Bostonie nie zawiadomili Narodowych Instytutów Zdrowia o śmierci sześciu osób, które zmarły podczas eksperymentów w terapii genowej. Według autorów artykułu w "International Herald Tribune", jest to kolejny dowód świadczący o utajnianiu rzeczywistych wyników tego typu leczenia. Pokazuje również, że producenci środków potrzebnych do tej terapii omijają przepisy zobowiązujące do informowania agencji federalnych o wynikach badań w tej dziedzinie.


Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.