Bogactwo narodów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dlaczego powinniśmy szanować bogatych i obniżać im podatki
Polityka podatkowa rządu zmierza do tego, że bogaci będą się bogacić, a biedni - biednieć" - mówi wprost Piotr Ikonowicz, a bardziej obrazowo to samo twierdzą m.in. Marek Borowski, Krzysztof Janik, Jarosław Kalinowski czy Marek Pol. Społeczeństwo otrzymuje czytelny sygnał: bogacenie się jest naganne i podejrzane, a próba obniżenia podatków dla najbogatszych - przejawem skrajnej niesprawiedliwości. Zwolennicy podatkowej (nie)sprawiedliwości są pewni, że bogaci i tak przejedzą pieniądze, które fiskus zostawi w ich kieszeni, że nie ma związku między obniżaniem podatków a wzrostem gospodarczym, że nie czas na dyskusję o obniżaniu podatków, skoro trzeba (?) utrzymać poziom wydatków budżetowych, że obniżanie podatków służy interesom wąskiej "klasy próżniaczej" i tak dostatecznie drażniącej generalnie biedne społeczeństwo. Ten zestaw przekonań to pielęgnowane od lat kłamstwo podatkowe. Uderza ono w tych, którym przeciętni podatnicy de facto najwięcej zawdzięczają. Bogaci nie są przeciwnikiem biednych, są ich szansą - często jedyną.

Pierwsze kłamstwo podatkowe - dochody z podatków. Twierdzi się, że osoby najwyżej opodatkowane podatkiem od dochodów osobistych w niewielkim stopniu składają się na ogólne wpływy podatkowe. Nic podobnego. W 1998 r. 28,5 proc. wpływów z tytułu podatku PIT pochodziło od 284 tys. osób (1,2 proc. podatników), które zapłaciły podatek według najwyższej stawki. Każda z nich przekazała więc fiskusowi 29 razy więcej niż przeciętny reprezentant 95 proc. podatników, którzy zmieścili się w pierwszym przedziale, i ponadsześciokrotnie więcej niż każdy z 900 tys. podatników z drugiego przedziału. Czy to mało?

Drugie kłamstwo podatkowe - ulgi. Twierdzi się, że likwidacja ulg uderza w najbiedniejszych. Tymczasem najbogatsi po wykorzystaniu ulg i odliczeń zapłacili w 1998 r. podatek według stawki 28 proc., podatnicy z drugiej grupy - 17,9 proc., zaś 22,6 mln podatników z pierwszego przedziału - 13,9 proc. dochodów brutto. Najbogatsi zyskali dzięki ulgom i odliczeniom prawie 7 tys. zł każdy, najbiedniejsi - 113 zł.

Trzecie kłamstwo podatkowe - obniżka stóp. Podatki obniża się głównie z dwóch powodów: by poprawić sytuację materialną podatników lub przyspieszyć wzrost gospodarczy. Pierwszy z tych celów można by osiągnąć, obniżając podatki najbiedniejszym. Koszt tej operacji jest jednak wysoki (obniżka o 1 proc. uszczupla dochody budżetowe o ponad 2 mld zł). Zysk jest zaś stosunkowo niewielki ? na przeciętnego podatnika z pierwszego przedziału przypada zaledwie ok. 90 zł. Obniżenie podatku o 1 proc. dla najbogatszych kosztuje budżet mniej - 295 mln zł. Każdy z nich zyskuje w ten sposób 1250 zł, z czego - jak wynika z badań GUS - oszczędza 70 proc. Gorzka prawda jest więc taka: znaczące zwiększenie oszczędności będących głównym źródłem finansowania rozwoju gospodarczego można osiągnąć, obniżając podatki podatnikom należącym do trzeciego, najwyższego przedziału.

Czwarte kłamstwo podatkowe - inwestycje i rozwój. Twierdzi się, że zaoszczędzone wskutek obniżki podatków pieniądze wcale nie idą na rozwój i tworzenie nowych miejsc pracy. Tymczasem według danych Ministerstwa Finansów, 170 tys. z 284 tys. osób należących do trzeciej grupy podatkowej (a więc ponad 60 proc.) to ludzie prowadzący działalność gospodarczą w sektorze prywatnym bądź wykonujący wolne zawody. Przyjęcie założenia, że przeznaczą oni dodatkowe oszczędności wyłącznie na konsumpcję, zaprzecza logice działalności gospodarczej. Sektor prywatny, zapewniający obecnie miejsca pracy 70 proc. zatrudnionych w gospodarce, nie rozwijałby się tak dynamicznie jak w ostatnich latach, gdyby zyski były przejadane. Ponadto ludzie należący do tej elitarnej grupy dochodowej mają już i tak wysoki standard życia. Doskonale rozumieją, że warunkiem jego zachowania jest rozwój ich przedsiębiorstw. Osobną kwestią jest to, czy inwestowanie przybierze postać rzeczywistego tworzenia nowych miejsc pracy. Zdaniem Krzysztofa Dzierżawskiego z Centrum im. Adama Smitha, w sytuacji, gdy obciążenie płac olbrzymimi narzutami socjalnymi (składki na ZUS, fundusz pracy itp.) podraża koszty pracy, przedsiębiorcy mogą być skłonni raczej do inwestowania w nowe technologie, nie wymagające zwiększania zatrudnienia. System obciążeń kosztów pracy powinien być zatem przedmiotem kolejnej, pilnej reformy. Wraz z reformą podatkową winno to wreszcie doprowadzić do stworzenia strukturalnych warunków do powstawania miejsc pracy. - Warto pamiętać, że opodatkowanie przedsiębiorców musi być powiązane z opodatkowaniem przedsiębiorstw. Przy pozostawieniu wysokiego opodatkowania dochodów osobistych przedsiębiorcy radziliby sobie z fiskusem, wrzucając konsumpcję w koszty funkcjonowania firmy. Tak czy owak nie płaciliby więc tych podatków - mówi Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Skłonność do inwestowania w grupie osób prowadzących działalność gospodarczą potwierdzają analizy wydatków gospodarstw domowych dokonane przez GUS. Wynika z nich, że w porównaniu z przeciętną polską rodziną pracujący na własny rachunek przeznaczają relatywnie 30 proc. więcej na edukację, 30 proc. więcej na ochronę zdrowia i 50 proc. więcej na kulturę i rekreację, a więc na cele będące pewną formą inwestycji w siebie. Te pieniądze nie giną, lecz zapewniają powstanie i utrzymanie co najmniej kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy.

Piąte kłamstwo podatkowe - system podatkowy. Zwolennicy sprawiedliwości podatkowej twierdzą, że nie sprawdził się ani podatek liniowy, ani systemy preferujące stosunkowo niewielkie różnice między podatkami najniższymi i najwyższymi. Trudno powiedzieć, że nie sprawdziły się one w socjalistycznej Europie, gdyż ta nigdy nie chciała uprościć podatków. Sprawdziły się natomiast w Stanach Zjednoczonych i w krajach nazywanych azjatyckimi tygrysami, którym zagwarantowały tempo wzrostu, o jakim zachodnia Europa mogłaby tylko marzyć. Okazuje się przy tym, że w Polsce efektywna stawka podatkowa dla wszystkich grup podatników wyniosła w 1998 r. średnio 16,17 proc., a po uwzględnieniu kwoty wolnej od podatku oraz odliczeniu ulg - 15,2 proc. Czy wobec tego warto utrzymywać kosztowną machinę podatkową, trzy stawki podatki i system ulg, skoro taki sam efekt - po stronie wpływów budżetowych - zapewniłby podatek liniowy: prostszy, tańszy, efektywniejszy i nie skłaniający do ukrywania dochodów?

Co zawdzięczamy najbogatszym? - Czas, kiedy nasi przedsiębiorcy nadrabiali lukę konsumpcyjną, kupując luksusowe samochody, jachty czy budując wille, mamy już za sobą. Gdyby nawet nadwyżki kapitału nie zostały zainwestowane, ale odłożone w formie oszczędności, to i tak zyska na tym gospodarka, gdyż większy kapitał w systemie bankowym oznacza większe szanse na rozwój - uważa Bohdan Wyżnikiewicz. Prof. Witold M. Orłowski z Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych zwraca uwagę, że istotne jest to, czy niższe podatki oznaczają więcej oszczędności. - Jeśli spojrzymy na badania skłonności do oszczędzania, to nie ma wątpliwości, że najwyższe mają najlepiej zarabiający - mówi prof. Orłowski. Gdyby zmniejszyć najniższą stopę podatku o 1 proc., dodatkowy dochód grupy najmniej zamożnych Polaków zostałby zapewne w całości przeznaczony na konsumpcję. Mogłoby to spowodować wzrost kredytów konsumpcyjnych. Tymczasem najzamożniejsi najprawdopodobniej zaoszczędzą zwiększoną kwotę dochodów, gdyż nie mają potrzeby gwałtownego polepszania standardu życia. Większa suma oszczędności jest zaś jednym z najpoważniejszych źródeł inwestycji kreujących nowe miejsca pracy.
Zmniejszenie obciążeń podatkowych powoduje też zazwyczaj wzrost aktywności zawodowej wysoko wykwalifikowanych specjalistów wykonujących wolne zawody. Podejmują oni dodatkową pracę, gdy obniża się obciążenia fiskalne. Niskie podatki sprzyjają także ograniczeniu szarej strefy. - Przestaje się opłacać ukrywanie dochodów i szukanie wszelkich możliwych metod obniżania płaconych podatków. Poprzez obniżenie podatków dla najlepiej zarabiających państwo oferuje możliwość uczciwego zaoszczędzenia, a zatem i opodatkowania dochodów, które inaczej pozostałyby w szarej strefie gospodarki - przekonuje prof. Orłowski. Nie należy oczywiście oczekiwać natychmiastowych reakcji rynku. - Obniżenie podatków jest jednym z czynników wpływających na gospodarkę. Może się okazać, że przy splocie innych, niekorzystnych zjawisk gospodarczych sytuacja w najbliższym czasie nie poprawi się znacząco. Przyjmując założenie, że wszystkie inne (poza podatkami) czynniki nie zmienią się, pierwszych pozytywnych efektów reformy systemu podatkowego możemy oczekiwać dopiero za kilka miesięcy - uważa prof. Cezary Józefiak, przewodniczący rady Centrum im. A. Smitha. Gospodarce i Polakom trzeba jednak dać szansę rozwoju. Bogaci - w zdecydowanej większości nie będący próżniakami, lecz przedsiębiorcami kierującymi się kodeksem obywatelskim - nie zasługują więc na zawiść i karanie wysokimi podatkami, lecz na powszechną wdzięczność. Także tych, którzy korzystając z ich pracy, talentu i przedsiębiorczości, chcieliby jednocześnie odebrać im ochotę do aktywności. Odebraliby wówczas szanse na przyszłość własnym dzieciom i wnukom.
Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.