Dymek i hucpa

Dodano:   /  Zmieniono: 
W USA oprócz wspaniałości rodzą się także głupie pomysły. Przykładem jest prohibicja z lat 1919-1932
Dzisiaj będzie o dymku z papierosa, więc na pewno znów oburzy się prof. Zatoński i napisze list do redakcji, że propaguję zgubny nałóg, demoralizuję nieletnich i przyczyniam się do wyniszczenia narodu, oczywiście za pieniądze koncernów tytoniowych. A ja chcę przedstawić tylko kilka zastrzeżeń dotyczących metod zwalczania nikotynizmu w związku z pierwszym w Polsce procesem przeciwko jednemu z producentów papierosów.

Idziemy oczywiście w ślady Stanów Zjednoczonych, gdzie zapadło już chyba kilka wyroków zasądzających od pozwanych koncernów monstrualne odszkodowania na rzecz osób fizycznych. Dwie kwestie budzą cały czas moje zdziwienie: na jakiej podstawie prawnej może odpowiadać materialnie producent legalnych towarów za szkody związane z ich używaniem przez konsumentów, którzy nabywają je dobrowolnie i wiedzą, że mogą być wysoce szkodliwe dla zdrowia. Po drugie zaś - dlaczego jedna osoba otrzymuje dziesiątki, może nawet setki milionów dolarów, a tysiące czy dziesiątki tysięcy pozostałych ofiar nałogu nie dostają nic. Nie znam się na prawie amerykańskim, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że są to procesy sztuczne i na pokaz, by osiągnąć pewien efekt propagandowy i gospodarczy. Ma to być publiczny przekaz dla potężnych producentów papierosów, by zaczęli zwijać swój interes w krajach bogatych i ograniczyli swą działalność do obszaru nędzy. My chcemy zdrowego społeczeństwa, by jak najdłużej się cieszyć dobrobytem i korzystać z życia. Palenie papierosów nie mieści się w obowiązującym kanonie poprawności i będzie tępione na wszelkie sposoby.
W Stanach Zjednoczonych oprócz różnego rodzaju wspaniałości rodzą się także głupie pomysły. Przykładem niech będzie prohibicja z lat 1919-1932, za którą oczywiście stały dobre chęci, ale wiadomo przecież, co jest nimi wybrukowane. Ciekawe, że nie wprowadzono wówczas zakazu palenia papierosów. Być może ówczesne nawiedzone towarzystwo nie uważało tytoniu za substancję szkodliwą dla zdrowia w przeciwieństwie do starego i dobrze znanego szatana - alkoholu. Gdy kilka lat temu byłem krótko w Chicago - mieście szczególnie związanym z dziejami słynnej prohibicji - już w samolocie wiedziałem, że lecę do innego świata. Dziesięć godzin zakazu palenia w drodze, a na lotnisku mała sala, w której tłoczyły się ofiary nałogu. Ścisk, dym jak w bydlęcym wagonie. A ściany wagonu perfidnie przezroczyste, aby przechodzący pasażerowie, wolni od nikotynizmu, mogli ludzkie bydlątka obrzucać pogardliwym spojrzeniem, nabierając uzasadnionego poczucia wyższości. W słynnej Chicago Law School jakiś gówniarz zwraca mi obcesowo i pogardliwie uwagę, że tu, w gmachu wydziału prawa stanowczo i absolutnie nie wolno palić. Wychodzimy na zewnątrz, mróz siarczysty, stajemy jak kloszardzi na kracie, z której dmucha ciepłe powietrze. Dwaj profesorowie z Polski i nieszczęsny dziekan wydziału, Amerykanin, który jeszcze nie rzucił palenia. Fajny widok dla głupawej studenterii. Nie można też zapalić w żadnej restauracji. Trzeba wyjść na zewnątrz, dwudziestostopniowy mróz i znowu pogardliwe spojrzenia zdrowych, przyzwoitych obywateli. Na szczęście na ulicy widziałem jeszcze palących bliźnich. Głównie czarnych i Latynosów, ludzi ubogich, ciężko pracujących, nie mających czasu myśleć o zdrowiu, długości życia i pławieniu się w dobrobycie. OK - pomyślałem - mogę w Chicago robić za Murzyna. Nie mój cyrk, nie moje małpy.
Na koniec jeszcze słowo o procesach: volenti non fit iniuria mawiali już starożytni, co znaczy, że chcącemu nie dzieje się krzywda. Każdy z nas niszczy sobie zdrowie na własną odpowiedzialność. Starsze pokolenie może jeszcze szukać pretekstu, że kiedyś na opakowaniach papierosów nie było ostrzeżenia o ich szkodliwości i próbować z tego wywodzić swoje roszczenia, jak to już się działo w Ameryce. Życzę powodzenia! I aby nie rozsierdzać nadmiernie prof. Zatońskiego: oboje z żoną, wyrodni, palący rodzice, próbujemy przekazać czwórce naszych dzieci, że palić nie warto. One same zresztą namawiają już nas od czasu do czasu, abyśmy zerwali z nałogiem. Myślę jednak, że nie będą się procesowały z koncernami. Niech to robią inni. Może wygrają parę groszy.
Więcej możesz przeczytać w 51/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.