Szara strefa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prawie od roku euro mogą się posługiwać obywatele jedenastu krajów Unii Europejskiej, ale w wielu miejscach byłem pierwszym klientem, który chciał płacić takimi czekami
Prawie rok temu euro stało się walutą, którą mogą się posługiwać wszyscy obywatele jedenastu krajów UE, wchodzących w skład "strefy euro". Wprawdzie nie ma jeszcze w obiegu banknotów ani monet, ale można już zakładać konta bankowe, dokonywać przelewów i przekazów, a także wystawiać czeki w tej walucie.
W przekonaniu, że za nowinkami trzeba gonić, ale najlepiej wtedy, gdy przestają już nimi być (przybierają dzięki temu bardziej dojrzałe kształty), odczekałem dziesięć miesięcy i na początku listopada poprosiłem bank o przysłanie książeczki czekowej opiewającej na euro. Było mi trochę wstyd, żem taki spóźniony, dlatego wolałem, aby przysłano mi ją pocztą, a nie przyglądano się przez okienko jak skamieniałej małży w tużurku.
Od razu zainteresowała mnie następująca prawidłowość: jeżeli ze świeżo założonego konta w euro będę przelewać pieniądze na swoje konto we frankach, to czy bank weźmie za to prowizję od wymiany walut? Zatelefonowałem do banku, a moja rozmówczyni odparła: "Oczywiście, i to nawet dwie - jedną od wymiany walut, a drugą tytułem kosztów przelewu". Zdziwiłem się niepomiernie i dałem temu wyraz. W moim zaskoczeniu musiało być coś niepokojącego, bo pani przy telefonie powiedziała, że zadzwoni do centrali i skonsultuje się z tamtejszymi doradcami. Wynik konsultacji był następujący: opłaty za przelew w takim wypadku "chyba nie będzie, ale trzeba by to przeprowadzić, to zobaczymy, co się okaże". Natomiast w sprawie prowizji za wymianę walut doradcy centrali jednego z największych banków we Francji podzielili się na dwie równe grupy. Jedni twierdzili, że będzie, drudzy - że nie. "Najlepiej niech pan przeleje, to pan zobaczy, bo ja jeszcze nie miałam z czymś takim do czynienia" - doradził głos w słuchawce.
Wsunąłem nową książeczkę czekową do kieszeni i ruszyłem do sklepów. Pierwszy był niewielki supersam w pobliskim centrum handlowym. Na propozycję zapłacenia czekiem w euro kasjerka zareagowała zaokrągleniem oczu i okrzykiem: "Co?! Euro?! Nie, to niemożliwe. Nie przyjmujemy, bo kasa nie jest jeszcze przystosowana". Ponieważ nalegałem, że euro już od dziesięciu miesięcy jest legalnym środkiem płatniczym, a jeżeli maszyna nie może wypełnić czeku, to mogę to zrobić ręcznie, zbiegły się inne kasjerki, a w końcu postanowiono zawołać kierownika. Na jego obliczu wykwitł rozmarzony uśmiech: "Co pan powie? Ma pan czeki w euro? Mogę zobaczyć? Jest pan pierwszym klientem, który chce tak płacić!". Po czym dodał ciszej: "No cóż, zaczyna się!". Następnie oświadczył: "Proszę się nie martwić. Nasze kasy są oczywiście od dawna przygotowane" - i pokazał kasjerce największy przycisk w maszynie, na którym wielkimi drukowanymi literami było napisane "EURO". Nastąpiła wzruszająca ceremonia włożenia czeku i przyciśnięcia tego właśnie guzika. Maszyna przeliczyła automatycznie franki na euro, wydrukowała na czeku odpowiednią sumę i wypluła go. Teraz oczywiście powinny rozbrzmieć fanfary, a z zaplecza powinno wybiec kilka dziewczynek i wręczyć mi kwiaty. Dziewczynki nie wybiegły, ale nie można przecież wymagać, by wprowadzenie euro było od razu dopracowane w każdym szczególe.
W kilku kolejnych punktach handlowych nie przyjmowano czeków w euro i już. Dlaczego? "Bo nie". Pewno też tam mieli wielkie przyciski z napisem "EURO", tylko ich nie widzieli, bo za duże, a jak widzieli, to bali się nacisnąć. W sklepie odzieżowym wysilono się na argument prawny, że podobno zgodnie z przepisami handlowcy mają prawo odmawiać przyjmowania takich czeków jeszcze do końca roku. Nie wiem, może mają, tylko po co z tego prawa korzystają, skoro taki czek wpłacony na konto we frankach jest przez bank po prostu przeliczany po stałym kursie i tyle. Wiedział o tym pan na stacji benzynowej, który wprawdzie nie miał jeszcze maszyny przystosowanej do euro, ale z radosnym zaciekawieniem przyjął czek wypełniony ręcznie. Wiedzą o tym także w dużych sieciach handlowych (typu Carrefour, Leclerc czy C&A), gdzie przyjmowano czeki w euro bez zmrużenia oka. A potem mali kupcy będą się pewnie skarżyć na "nielojalną konkurencję" hipermarketów...
W wielu miejscach słyszałem, że jestem pierwszym klientem, który chce tak płacić. Wynika stąd, że przez cały rok od umożliwienia płacenia w euro nie zjawiła się tam ani jedna osoba z czekami w tej walucie! Za dwa lata euro stanie się jedyną walutą, jaką będzie się można posługiwać we Francji. Wiadomo więc, że zmiany będą konieczne. Zapewne dlatego prawie wszyscy robią wszystko, by się do nich jak najwolniej przystosować, jak najmniej chętnie, jak najpóźniej i z jak największym ryzykiem prześcignięcia przez konkurencję. Widocznie taka jest prawdziwa logika i natura ludzka, a kto miał o niej pochlebniejsze wyobrażenie, niech się szybko obudzi.
Więcej możesz przeczytać w 51/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.