Rysa na ideale

Dodano:   /  Zmieniono: 
Firma GIE-CB nie wierzyła, że ktoś mógł rozszyfrować system. Dostarczyła zatem Humpichowi kilka nie zaprogramowanych kart i zażądała, by wykazał, że potrafi z nich zrobić "karty-wytrychy"
Może nie są Państwo ciekawi, jakich ja lubię mężczyzn, mimo to się narzucę i powiem. Otóż lubię między innymi lekkich narwańców, genialnych szaleńców i współczesnych Robin Hoodów, którzy swoimi kompetencjami potrafią wykazać nawet najpotężniejszym osobistościom i instytucjom, jak głęboka prawda kryje się w maksymie "Pewność siebie to stan, w jakim się znajdujesz, zanim zrozumiesz swoją sytuację".
Wszystkie cechy tak zarysowanego ideału mężczyzny łączy w sobie Serge Humpich. 21 stycznia w Paryżu odbył się jego proces, a ogłoszenie wyroku zapowiedziano na 25 lutego. Oskarżono go o fałszerstwo, korzystanie z owoców fałszerstwa i włamanie się do "zautomatyzowanego systemu przetwarzania danych". Prokurator zażądał dwóch lat więzienia z zawieszeniem i 50 tys. franków grzywny (ok. 32,5 tys. zł).
Humpich jest inżynierem, ma 36 lat i samotnie mieszka na przedmieściu Paryża. Pewnego dnia zainteresował się, czy system zabezpieczający karty kredytowe przed nadużyciami jest wystarczająco pewny, bo wydawało mu się, że nie bardzo. Nad udowodnieniem tej tezy pracował cztery lata i odkrył, że można skonstruować kartę kredytową, którą przyjmie każdy terminal - w bankomacie, w sklepie itp. - bez względu na to, jaki kod się wystuka. Gdyby chciał, mógłby wejść do dowolnego sklepu lub podejść do dowolnego bankomatu, włożyć swoją kartę do maszyny, wystukać jakikolwiek kod - na przykład 0000 - i opłacić wszelkie zakupy oraz wyciągnąć każdą ilość gotówki, a z jego konta w banku nie zszedłby ani cent! Normalna karta jest zaprogramowana tak, że kiedy klient wystukuje kod, terminal odsyła go do karty, która "porównuje" go z tym, co jest zapisane w jej obwodzie elektronicznym i - jeśli wszystko się zgadza - wysyła do terminalu zwrotny sygnał, że może akceptować zakup lub wypłatę pieniędzy. I oto Humpich "rozgryzł" ten zwrotny sygnał, po czym skonstruował kartę, która odsyłała go do terminalu nie wtedy, kiedy docierał do niej kod z góry zaprogramowany, tylko każdy kod czterocyfrowy. Bez możliwości identyfikacji oszusta, bo karta nie jest przypisana do konkretnego konta! Otwierało to przed nim bajeczne perspektywy wzbogacenia swoich osobistych zasobów.
Humpichowi nie chodziło jednak o wzbogacenie się. A właściwie - owszem, chodziło, ale nie w taki brzydki sposób. Dążył przede wszystkim do lepszego zabezpieczenia systemu kart kredytowych i chciał uzyskać za wyniki swoich prac w tej dziedzinie należyte wynagrodzenie. Za pośrednictwem adwokata zwrócił się do GIE-CB, czyli instytucji zarządzającej tym systemem we Francji, i zaproponował udostępnienie swoich materiałów oraz sugestii dotyczących środków zaradczych za milion franków. Jest to suma duża, ale nie jako wynagrodzenie za cztery lata pracy. W przeliczeniu miesięcznym wychodzi ok. 20 tys. franków, co jest - jak na wysoko kwalifikowanego informatyka z dużym doświadczeniem, zatrudnionego do rozwiązywania strategicznych problemów firmy - pensją dość mizerną. Gdyby GIE-CB chciało w tej samej sprawie zatrudnić eksperta na kontrakcie, musiałoby zapłacić więcej. Zapewne zresztą od lat płaci więcej specjalistom, którzy wymyślili niedoskonały system, rozszyfrowany przez Humpicha. GIE-CB początkowo nie wierzyło, że ktoś mógł go rozszyfrować, zażądało więc dowodów. Dostarczyło mu kilku nie zaprogramowanych kart i zażądało, by wykazał, że potrafi z nich zrobić "karty-wytrychy". Humpich potrafił, a na dowód udał się na stację metra i - używając swojej karty - bez trudu nabył w tamtejszym automacie karnet złożony z dziesięciu biletów. Wywarło to spore wrażenie i wszystko wskazywało na to, że GIE-CB przystępuje do negocjacji. W rzeczywistości firma postanowiła przyjąć ostrzeżenie, a równocześnie zaoszczędzić milion franków i przy okazji zemścić się na śmiałku, który ją w pewnym sensie upokorzył. Dwa tygodnie po przedstawieniu dowodów na swoje odkrycie Humpich został aresztowany pod wspomnianymi wcześniej zarzutami, na podstawie skargi złożonej przez GIE-CB. Adwokat firmy na rozprawie określił Humpicha jako "rzezimieszka", "szantażystę" i "zboczonego majsterkowicza", ale jego obrońcom nie brakuje kontrargumentów. Przede wszystkim nie odniósł on korzyści majątkowych, a trudno żądać więzienia i wielotysięcznej grzywny za rzekomą "kradzież" dziesięciu biletów do metra, o której spokojnie pisze w skardze GIE-CB. Ponadto, jak wytłumaczy firma fakt, że sama dostarczyła "oszustowi" materiału do nadużyć i asystowała przy "kradzieży", zanim złożyła skargę? Jeśli Humpich zdołał sporządzić "kartę-wytrych", inni też mogą - a może nawet już to zrobili, tylko nie przychodzi im do głowy jakże głupi i naiwny pomysł, by powiadomić o tym banki i oferować pomoc w likwidacji usterek systemu. Naiwność jest chyba jedyną rysą na ideale imieniem Serge Humpich, a postępowanie GIE-CB zachęca jego ewentualnych naśladowców i następców do maksymalnie dyskretnego korzystania z owoców swoich prac kosztem takich firm jak GIE-CB.
Więcej możesz przeczytać w 7/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.