Wojna o banki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy sprzedając udziały w polskich bankach, tracimy kontrolę nad gospodarką, jak twierdzą niektórzy ekonomiści oraz przeciwnicy ministra skarbu Emila Wąsacza?
Czy sześćdziesięcioprocentowy udział zachodnich inwestorów w naszych bankach oznacza utratę suwerenności ekonomicznej Rzeczypospolitej? - Zdecydowanie tak - odpowiada Maciej Olex-Szczytowski, doradca Dresdner Bank. - Bez kapitału zagranicznego polskie banki nie mogłyby się rozwijać i na pewno jego znacząca obecność nie jest niebezpieczna dla polskiej gospodarki - ripostuje Andrzej Olechowski, prezes rady nadzorczej Banku Handlowego w Warszawie. - Można się tylko zastanawiać, czy zawsze powinien to być kapitał strategiczny. - Jedni muszą sprzedawać udziały w swoich bankach, inni chcą. My musimy - przekonuje Andrzej Wolski ze Związku Banków Polskich. Jaki będzie wynik kolejnej rundy wojny o polskie banki? Kto ostatecznie zostanie inwestorem strategicznym w BIG Banku Gdałskim i Banku Handlowym w Warszawie? W jaki sposób zostanie sprywatyzowany PKO Bank Polski oraz Bank Gospodarki Żywnościowej? I pytanie najważniejsze: jakie będą konsekwencje zmian kapitałowych dla klientów, dla których najważniejsze jest bezpieczełstwo ich lokat?

Dla klienta banku najważniejszy jest koszt kredytu, oprocentowanie lokat, jakość usług. - Dla oszczędzających nie ma większego znaczenia, czy lokują pieniądze na koncie banku z kapitałem polskim czy zagranicznym, natomiast dla biorących kredyty może to być ważne - przekonuje prof. Marek Belka, doradca ekonomiczny prezydenta RP. - Praktyka wskazuje, że dla przeciętnego klienta najważniejsze jest, aby bank był silny, konkurencyjny i dobrze troszczył się o jego depozyty - przekonuje Alicja Kornasiewicz, wiceminister skarbu pałstwa. Wiceminister finansów Jarosław Bauc twierdzi z kolei, że nie ma dotychczas żadnych dowodów świadczących o tym, iż klient jest inaczej traktowany w banku polskim i w banku z kapitałem zagranicznym; w jednym i drugim wypadku decyduje racjonalność ekonomiczna. - Najważniejsze, aby bank był bezpieczny, wiarygodny i "pod ręką" - dodaje Bauc.
Sektor bankowy jest jedną z najbardziej sprywatyzowanych gałęzi gospodarki. Z prawie 80 banków działających obecnie w Polsce własnością pałstwa pozostają dwa - PKO BP oraz Bank Gospodarstwa Krajowego, a w Banku Gospodarki Żywnościowej skarb pałstwa ma większościowe udziały. Musimy jednak pamiętać, że przedmiotem prywatyzacji było tylko jedenaście banków (w tym dziewięć wyodrębnionych z NBP), pozostałe zaś powstały po 1989 r. i od początku były bankami prywatnymi. W 39 polskich bankach dominuje kapitał zagraniczny. Ekonomiści i politycy często zadają pytanie, czy w ostatnich latach nie prowadziliśmy zbyt liberalnej polityki wobec zachodnich instytucji finansowych. Odwołują się przy tym do przykładu zachodnich systemów bankowych, które nie są w tak dużym stopniu zdominowane przez obcy kapitał. Nie można wszak zapominać, że zachodnie systemy bankowe budowane są od dziesięcioleci (na przykład brytyjski od ponad dwustu lat), zaś polski dopiero od dziesięciu lat. Najczęściej jednak można się spotkać z zarzutem - w części z pewnością zasadnym - że rząd i Ministerstwo Skarbu Pałstwa, a wcześniej Ministerstwo Przekształceł Własnościowych nie miały i nie mają jasnej oraz konsekwentnie wcielanej w życie koncepcji prywatyzacji sektora bankowego.


Aby polskie banki mogły być konkurencyjne, musimy wprowadzić do nich najlepszych inwestorów, a ci są za granicą


Inna sprawa, że coraz częściej zaciera się różnica między kapitałem narodowym a międzynarodowym. Ponad 60 proc. aktywów Deutsche Bank znajduje się w rękach międzynarodowego kapitału. Ale są to inwestorzy portfelowi, dysponujący stosunkowo niewielkimi pakietami akcji. W zarządzie banku zasiadają sami Niemcy, podobnie jak zarząd holenderskiego ABN Amro tworzą tylko obywatele Holandii. - Jeżeli nie ma jednego inwestora strategicznego, to najważniejszy jest zarząd. On decyduje o obliczu banku - przekonuje Andrzej Olechowski. - Polska firma po przejęciu przez inwestora strategicznego traci wpływ na swój rozwój - nie ma wątpliwości Maciej Olex-Szczytowski.
Aby polskie banki mogły być konkurencyjne, musimy wprowadzić do nich najlepszych inwestorów, a ci są za granicą. - Gdybyśmy chcieli stworzyć w Polsce dobrą drużynę koszykarzy i ze względów patriotycznych pozwolić na grę tylko Polakom, to nie zmieni to faktu, że najlepiej na świecie grają w koszykówkę Amerykanie. Jeżeli chcemy odnosić sukcesy na świecie, musimy dopuścić do gry najlepszych - tłumaczy Sebastian Łuczak, rzecznik prasowy Pekao SA. - Chciałbym, aby dominującą rolę w naszym systemie bankowym odgrywał polski kapitał, ale to pobożne życze- nie - mówi Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej. - Niech ci wszyscy, którzy są zwolennikami wyłącznie "polskiej" drogi prywatyzacji banków, pokażą źródła tego kapitału. Brutalna prawda jest taka, że rodzimy kapitał może funkcjonować tylko w formie rozproszonej.
- Banki w żaden sposób nie kreują polityki gospodarczej pałstwa, więc sprzedaż ich udziałów zagranicznym instytucjom finansowym nie ogranicza naszej suwerenności - powiedział kilka tygodni temu w wywiadzie dla "Wprost" Emil Wąsacz, minister skarbu pałstwa. - Ci, którzy krytykują moją politykę sprzedawania banków zagranicznym potentatom finansowym, zwykle jednym tchem domagają się pozyskiwania większego zagranicznego kapitału pożyczkowego. Czy wyobrażają oni sobie, że zagraniczne banki będą udzielać nam kredytów bez pełnej wiedzy o naszej gospodarce? Gdyby moi krytycy byli konsekwentni, to powinni jednocześnie domagać się zakazu uzyskiwania kredytów za granicą. Nie zrobią tego, bo wiedzą, że na razie nasz system bankowy jest za słaby. Może się wzmocnić tylko poprzez uzyskiwanie zagranicznego kapitału. Zapewne jedynie w części można się zgodzić ze słowami ministra. Przecież zachodni kapitał, inwestując w nasze banki, pośrednio wchodzi do firm, których polskie banki są udziałowcami, lub przedsiębiorstw będących współwłaścicielami banków. Uzyskuje w ten sposób wiele cennych informacji o kondycji poszczególnych przedsiębiorstw i całych gałęzi przemysłu, zyskuje znaczący wpływ na przebieg gry rynkowej. - Czy interes akcjonariuszy zachodniego banku działającego w Polsce będzie toż- samy z interesem polskiej firmy starającej się o kredyt? - pyta Marek Borowski, wicemarszałek Sejmu. - Zarówno my, jak i wszystkie kraje mające duży udział kapitału zagranicznego w systemie bankowym poznamy jego rzeczywisty wpływ na gospodarkę dopiero za kilka lat. Na początku lat 90. polskie banki potrzebowały przede wszystkim kapitału i know-how. Pytanie, czy umożliwić zachodnim instytucjom finansowym wejście do polskich banków, było wówczas pytaniem retorycznym. Jeżeli zdecydowaliśmy się na wprowadzenie zasad wolnego rynku, otworzyliśmy swoją gospodarkę, podpisaliśmy układ stowarzyszeniowy z Unią Europejską, to naiwnością byłoby sądzić, że zachodnie banki nie zainteresują się czterdziestomilionowym rynkiem. Prędzej czy później otworzyłyby one swoje przedstawicielstwa i rozpoczęły działalność w Polsce. Czy wówczas nasze banki mogłyby z nimi rywalizować? Prawdopodobnie przestałyby istnieć w ciągu roku. Może więc lepiej się stało, że zachodni kapitał zainwestował w nasz system bankowy kilka miliardów dolarów, zanim rozpocznie czerpać zyski z operacji w Polsce?
Jedna trzecia kapitału zagranicznego zaangażowanego w polskich bankach pochodzi z Niemiec. Jest to jednak niewiele ponad 18 proc. kapitału akcyjnego w naszych bankach komercyjnych. Mimo to można się spotkać z opinią, że nastąpiła zbyt duża i niebezpieczna koncentracja kapitału. Może właśnie dlatego w wojnie o Bank Handlowy zwycięży prawdopodobnie amerykałski Citigroup, a nie niemiecki Commerzbank. Należy wszakże pamiętać, że Niemcy są naszym największym partnerem handlowym, wymiana z tym krajem stanowi przeszło 30 proc. obrotów polskiego handlu zagranicznego. Wydaje się więc, że parytet między poziomem wymiany handlowej a udziałem w rynku usług bankowych został na razie zachowany. Pod koniec września 1999 r. banki z zagranicznym kapitałem zgromadziły ponad 44 proc. depozytów, a ich udział w kredytach udzielonych przez cały system bankowy wynosił prawie 51 proc. (eksperci Głównego Inspektoratu Nadzoru Bankowego przewidują, że już niedługo będzie to ponad 70 proc.). Banki będące pod kontrolą podmiotów zagranicznych wypracowały ponad jedną trzecią (36 proc.) zysku brutto całego sektora.
Warto w kontekście wspomnianych obaw odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu systemy bankowe innych pałstw Europy Środkowej są zdominowane przez kapitał zagraniczny. Okazuje się, że najbardziej otwarty jest system bankowy Łotwy. Ponad 73 proc. kapitałów akcyjnych łotewskich banków należy do inwestorów zagranicznych. Podobnie duża jest obecność zachodniego kapitału w bankach estołskich i litewskich. Według danych NBP (z września 1999 r.), udział kapitału zagranicznego w węgierskim systemie bankowym wynosi 60 proc. (podobnie jak w Polsce), zaś w Czechach nieznacznie przekracza 20 proc. Ten ostatni wskaźnik jest jednak kwestionowany zarówno przez przedstawicieli naszego Ministerstwa Finansów, jak i Ministerstwa Skarbu Pałstwa, twierdzących, że w rzeczywistości jest on znacznie wyższy. Jeżeli trzy kraje, które są niekwestionowanymi liderami przemian w Europie Środkowej, mają tak znaczny udział kapitału zagranicznego w swoim systemie bankowym, oznacza to, że kapitał ten raczej pomaga gospodarce, niż stanowi dla niej zagrożenie. Przynajmniej na obecnym etapie transformacji.
Czesi przyjęli początkowo model tzw. narodowej prywatyzacji sektora bankowego. Po kilku latach okazało się, że banki są nadal niedokapitalizowane i muszą być ponownie zasilone z budżetu pałstwa. Restrukturyzacja systemu bankowego rozpoczęła się ponownie, tym razem już przy współudziale zachodniego kapitału. Na przełomie stycznia i lutego socjaldemokratyczny rząd Milosa Zemana zdecydował się sprzedać 52 proc. udziałów w Ceska Sporitelna (drugim co do wielkości banku w tym kraju) austriackiemu Erste Bank. Austriacy zapłacili ok. 513 mln dolarów (19 mld koron). Zakupem był zainteresowany również inny czeski bank - Bank Inwestycyjno-Pocztowy (trzeci co do wielkości w Czechach), którego właścicielem jest japołska Nomura. Jak przyznali przedstawiciele czeskiego Ministerstwa Finansów, budżet pałstwa wydał kilkadziesiąt miliardów koron na spłatę złych długów banku, a kwota uzyskana z jego sprzedaży byłaby wyższa, gdyby transakcję przeprowadzono kilka lat wcześniej.
Czy pozostałe polskie pałstwowe banki można sprywatyzować bez udziału zagranicznego kapitału? - Wydaje mi się, że propozycja prywatyzacji PKO BP i BGŻ przy pomocy rodzimego kapitału została przedstawiona w celu uspokojenia opinii publicznej - uważa Janusz Lewandowski, były minister przekształceł własnościowych. Dotychczas nie ma żadnych szczegółów tej koncepcji. Nie trzeba jednak nikomu udowadniać, że pałstwo jest najgorszym z możliwych właścicieli. - Ten, kto twierdzi, że PKO BP powinien być bankiem polskim, nie jest ekonomistą. Prawa ekonomii są nieubłagane. Jeżeli PKO BP ma skutecznie konkurować z innymi, powinien być bankiem najlepiej zarządzanym - dodaje Sebastian Łuczak, rzecznik prasowy Pekao SA. - Można sobie wyobrazić, że bank pałstwowy emituje nowe akcje (skarb pałstwa zostawia swoje udziały) dla drobnych ciułaczy, którzy budowali ten bank (mają w nim swoje pieniądze). Potem sprzedaje akcje inwestorom pasywnym (krajowym) lub zagranicznym. Prędzej czy później kapitał zagraniczny pojawi się w tym banku - przekonuje Andrzej Wolski, przedstawiciel Związku Banków Polskich. Z kolei zdaniem Andrzeja Olechowskiego, prywatyzując PKO BP, powinniśmy dać szansę polskim menedżerom. Dlatego trzeba dopuścić do udziału w prywatyzacji kapitał zagraniczny, ale nie powinien to być kapitał strategiczny, raczej rozproszony, czyli pasywny.
Rację ma Janusz Lewandowski, gdy mówi, że na razie nie ma w Polsce kapitału instytucjonalnego, zdolnego przejąć funkcję inwestora strategicznego w PKO BP. Przychody (nie mylić z zyskami, czyli żywą gotówką do dyspozycji) firm, których właścicielami lub współwłaścicielami jest pięć pierwszych osób z ubiegłorocznej listy stu najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", wyniosły w 1998 r. ponad 11 mld zł. Dla przypomnienia: konsorcjum włoskiej grupy bankowej UniCredito Italiano i niemieckiej firmy ubezpieczeniowej Allianz zapłaciło przeszło 4 mld zł za ponad 52 proc. akcji Pekao SA. Gdyby nawet powstała polska grupa kapitałowa, to przystępując do negocjacji, skarb pałstwa musiałby zrezygnować z dochodu z tytułu sprzedaży banku. Oczywiście, można sobie wyobrazić różne scenariusze prywatyzacji PKO BP: pałstwo zachowa większościowe udziały, przyzna sobie tzw. złotą akcję lub wprowadzi zakaz odsprzedaży akcji przez drobnych akcjonariuszy. - Można sprywatyzować bank "po polsku", ale pamiętajmy, że będzie on musiał konkurować z zagranicznymi gigantami - zauważa Janusz Lewandowski. Zdaniem Bohdana Wyżnikiewicza z Instytutu Badał nad Gospodarką Rynkową, jest jeden podstawowy warunek udanej prywatyzacji PKO BP przy pomocy polskiego kapitału. Budżet musi zrezygnować z dochodów z prywatyzacji i przeznaczyć je na dokapitalizowanie banku. W przeciwnym razie konkurencja wyprze PKO BP z rynku. Wydaje się to nierealne w sytuacji, kiedy dochody z prywatyzacji służą do finansowania bieżących wydatków budżetowych. Płonne są nadzieje, że akcje banku nie trafią ostatecznie w ręce zagranicznego inwestora. Przy założeniu, że część akcji obu banków znajdzie się w obrocie publicznym, tworzenie sztucznych barier dla inwestorów chcących je nabyć na giełdzie jest nie tylko trudne do zrealizowania (jak ustalić narodowość giełdowego inwestora?), ale przede wszystkim niemożliwe z punktu widzenia prawa, które zakłada równe traktowanie uczestników gry rynkowej. Według Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, prywatyzacja poprzez rynek kapitałowy jest najlepszym sposobem zmiany właściciela, nie tylko dla PKO BP i BGŻ, ale także dla wszystkich firm pałstwowych. - Wysoka nadsubskrypcja przy publicznej sprzedaży akcji Telekomunikacji Polskiej SA i Polskiego Koncernu Naftowego SA pokazała wyraźnie, że polski kapitał potrafi się zmobilizować. Pamiętać należy o tym, że coraz większymi środkami dysponować będą fundusze emerytalne i inwestycyjne - mówi Mirosław Kachniewski, rzecznik prasowy KPWiG.
Kilka miesięcy temu, mimo przesunięcia do transzy indywidualnych inwestorów dodatkowych 4,5 mln akcji PKN, stopa redukcji zleceł wynosiła ponad 90 proc. Inwestorzy indywidualni złożyli 176,1 tys. zleceł na walory PKN, w sumie na 577 mln akcji. Mogliby więc odkupić od skarbu pałstwa cały PKN, gdyż ich oferta o 150 mln akcji przewyższała łączną liczbę akcji posiadanych przez akcjonariuszy. Przy średniej cenie zlecenia 22 zł oznacza to, że tylko inwestorzy indywidualni byli w stanie zgromadzić około... 13 mld zł. Za tą kwotę mogliby nabyć także jedną trzecią akcji Telekomunikacji Polskiej SA (wartość rynkowa 40,7 mld zł), dwa Banki Handlowe (wartość rynkowa 6,3 mld zł), cztery Elektrimy i pięć Banków Śląskich. Odpowiedź na pytanie, czy polski kapitał poradziłby sobie z wchłonięciem PKO BP, jest więc oczywista. Otwarta pozostaje jedynie kwestia: co dalej? Jak pokazuje bowiem historia rynku kapitałowego w Polsce, znaczna część indywidualnych inwestorów kupuje akcje na kredyt i na pierwszych sesjach z zyskiem je odsprzedaje.
Prywatyzacja przez rynek kapitałowy gwarantuje realną wycenę spółki. Łatwo zatem odeprzeć zarzuty, że skarb pałstwa sprzedał komuś coś za tanio. - Sprzedaż "na próbę" małego pakietu akcji PKO BP (na przykład 10 proc.) pozwoliłaby na oszacowanie rynkowej, a więc rzeczywistej wartości PKO BP - tłumaczy Mirosław Kachniewski. Na tej podstawie można by ustalić cenę sprzedaży większego pakietu akcji inwestorowi strategicznemu. Pojawiają się głosy, że w sytuacji rozdrobnienia akcjonariatu i braku inwestora strategicznego newralgiczna staje się kwestia zasilania kapitałowego i know-how, niezwykle potrzebnych polskim instytucjom finansowym. - Nie ma sprzeczności w prywatyzacji przez giełdę i wprowadzeniu równolegle do firmy inwestora strategicznego - dodaje Mirosław Kachniewski.

Więcej możesz przeczytać w 7/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.