Wirtualna szkoła przetrwania

Wirtualna szkoła przetrwania

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy można w Polsce przeżyć, wyłącznie surfując po Internecie
Fanatyczni internauci starają się dowieść, że Internet jest instrumentem doskonałym: za jego pośrednictwem można wszystko załatwić bez konieczności opuszczania własnego mieszkania lub biura. W Polsce sieć - przynajmniej na razie - dostarcza jednak głównie informacji. Wirtualna pogawędka z nieznajomym z reguły zamienia się w lawinę wulgaryzmów, do urzędów i tak trzeba się stawić osobiście, a zamówiwszy zakupy do domu, po kilku dniach można się spodziewać wiadomości: "Przepraszam, mieliśmy problemy z serwerem".

Ponieważ postanowiłam spędzić kilka dni w wyłącznym towarzystwie komputera, surfowanie zaczęłam od zakupów w Internecie. Polecają je między innymi To Tu, Dzielnica Handlowa czy Jarmark. Wystarczy wybrać dział: biżuteria, erotyka, akcesoria do jazdy konnej, narzędzia czy artykuły spożywcze. Do wirtualnego koszyka wrzuciłam bułki, jogurty, sok itp. oraz wypełniłam dokładnie formularz i pozostało mi już tylko czekać na telefoniczne potwierdzenie, a następnie na dostawę (w wypadku artykułów spożywczych - dwie godziny). Nie doczekałam się, a moje wątpliwości wyjaśniły się dopiero trzy dni póśniej. - Przepraszam, ale mieliśmy problemy z serwerem i dopiero teraz otrzymaliśmy pani zamówienie - relacjonował głos w słuchawce. - Czy to jest aktualne? Kiedy nie udało mi się zamówić, a raczej otrzymać zakupów, postanowiłam opuścić mieszkanie. Pomyślałam o taksówce - w Internecie reklamuje się kilkanaście korporacji. Na ich stronach można zamówić taksówkę, ale koniecznie z 24-godzinnym wyprzedzeniem, trzeba także wypełnić formularz. W takim razie musiałabym zrezygnować z jakichkolwiek posiłków przez najbliższą dobę plus czas potrzebny na wypełnienie formularza. Zwyciężyły metody tradycyjne i sprawdzone: chińszczyzna na telefon (czas oczekiwania do godziny, dowóz bezpłatny) i zakupy ze spożywczego zlecone Radio Taxi. Pani z centrali pięć minut zapisywała skrzętnie, na co mam apetyt, a po godzinie usłyszałam dzwonek do drzwi. Większą cierpliwość wykazałam w oczekiwaniu na książki. Internetowe zamówienia realizują między innymi Świat Książki, Rebis i Merlin. Wybrałam "Koniec historii" Francisa Fukuyamy - już czytałam, więc chyba z przekory, bo w spisie internetowej księgarni autor ten figuruje jako "Kukuyama" (dostawa w ciągu 24 godzin - 15 zł, do pięciu dni - 7 zł). Po dziewięciu dniach od przesłania formularza z potwierdzeniem wreszcie uzupełniłam półkową kolekcję. Poranna prasówka w Internecie? Bez problemu. Swoje elektroniczne wersje ma dziś ponad sto polskich czasopism. Spośród dzienników dostępne są zarówno gazety ogólnopolskie - wydania aktualne oraz archiwum, jak i codzienna prasa lokalna. Obok tygodników społeczno-politycznych są tu obecne pisma fachowe. Najbogatszą ofertę on line mają miesięczniki. O swoje elektroniczne wersje zadbały tu nie tylko pisma komputerowe i naukowe, ale też periodyki kulturalne, pisma branżowe, a także poradniki. W Polsce na razie niemożliwe jest wirtualne kształcenie, ale można korzystać, oczywiście odpłatnie, z kursów organizowanych przez renomowane uczelnie brytyjskie i amerykańskie (patrz: "Uczelnie przyszłości", nr 50). Na stronach krajowych można za to zajrzeć do encyklopedii lub słownika. Internetową czytelnię utworzono na stronie www.bibliotekasieciowa.to.jest.to. Tyle że po konsultacji z prawnikami ustalono, iż "biblioteka sieciowa nie ma prawa publikować dzieł objętych prawem autorskim". W rezultacie w katalogu pozostało 60 tytułów, głównie klasyka. W Internecie da się też posłuchać radia (m.in. Zetka, RMF FM), rozegrać pojedynek w Quake?a, sprawdzić własny biorytm lub iloraz inteligencji. Nie polecam natomiast oglądania wystaw - obraz na monitorze nie dorównuje nawet ilustracjom pojawiającym się w książkach o sztuce. Na rozrywkowy deser zostawiłam sobie wirtualne pogawędki. Ţeby nie uchodzić za nowicjusza, opanowałam internetową grypserę: ":-)" to uśmiech, ":-*" całus, ":-P" pokazanie języka i kilka innych. I tak zostałam jednak od razu rozszyfrowana: "A ty co tu z "dzieńdobry" wyskakujesz?". Następnym razem wpisywałam już wyłącznie "cze all", "hejka" lub "witka". Kluska zaprosiła mnie na nowy "na razie mały, ale fajny" kanał o nazwie "pol- mos" (do wyboru miałam jeszcze "robale"). Pominęłam rozprawy na temat napojów wyskokowych i zaryzykowałam prowokację: "Co sądzicie o polityce zagranicznej naszego kraju?". Zostałam usunięta z listy. Kolejne próby rozmów zamieniały się z reguły w lawinę wulgaryzmów lub kącik złamanych serc. Najczęściej wywoływano mnie typowym pytaniem: "Masz kogoś? Podaj wiek i płeć", a kilku młodzieńców przysłało mi nawet swoje zdjęcia w negliżu. Listę pogawędek ograniczyłam w końcu do kilku adresów, najczęściej starych znajomych, lecz i to okazało się niebezpieczne. Kontakty takie wymagają bowiem nieustannego podtrzymywania. Jeśli nie odpowiadałam na e-maila w ciągu kilku godzin, znajomi najczęściej uznawali, że w ogóle "nie chce mi się z nimi gadać", i również oni skreślali mnie z listy. Wśród spraw, które postanowiłam załatwić podczas moich kilku upojnych dni z Internetem, najmniej czasu zajęło mi zaplanowanie delegacji i wyjazdu na narty. Bez problemu zarezerwowałam miejsca w górskim pensjonacie (obejrzałam nawet wnętrza pokoi). Urlop można planować, szukając konkretnego hotelu lub przeglądając oferty z danego regionu (w informatorach turystycznych miejscowości czy ofertach biur podróży). Dojazd na dworzec sprawdziłam w internetowym, bardzo szczegółowym rozkładzie jazdy komunikacji miejskiej. Problemy zaczęły się póśniej. Bilety PKP można zamówić wyłącznie przez telefon lub wysyłając faks (internetowa rezerwacja działa tylko w Warszawie). Poza tym polskie koleje korzystają z danych Deutsche Bahn, dlatego sprawdzając rozkład jazdy, należy zrezygnować z typowo polskich czcionek (Poznan Gl.). A i to nie gwarantuje sukcesu. Ustalając połączenia między Poznaniem i Warszawą, uzyskałam dane dotyczące tylko trzech, a z praktyki wiem, że jest ich trochę więcej. Zaczęłam żałować, że nie wybieram się gdzieś dalej i nie skorzystam ze strony głównej LOT-u. Można tu znaleść na przykład rozkład lotów ze szczegółowymi informacjami: klasa, posiłki, czas trwania przelotu, terminal i połączenia w innych miastach. Przekonałam się, że Internet nie pomoże z pewnością uniknąć wizyt w urzędach i biurach. Instytucje rzadko wprowadzają usługi, a na razie przede wszystkim informują. W Internecie znajdziemy między innymi adresy i telefony urzędów skarbowych, wykaz dokumentów potrzebnych do uzyskania paszportu, ustalenia daty ślubu w USC lub adresy aptek. Nie można jednak wirtualnie ubezpieczyć mieszkania czy samochodu, uzyskać bilingu rozmów telefonicznych ani zasięgnąć porady lekarskiej. Od próby zgłoszenia na policji przestępstwa za pośrednictwem Internetu - tylko sprawdzałam - odwodzi zastrzeżenie: "Naszej skrytki e-mail nie należy traktować jako pogotowia policyjnego 997". W Polsce teoretycznie można za pośrednictwem Internetu założyć konto osobiste, a wypełniony formularz wysłać e-mailem. Tylko po co, jeśli i tak trzeba się stawić w siedzibie banku z dowodem osobistym, a tam czeka na nas urzędnik z drukowaną umową. Rozumiem - Polska nie jest jedynym krajem, gdzie nie uznaje się podpisu elektronicznego. Usługi internetowe mają zwabić klienta, zwłaszcza że w Polsce jest coraz więcej użytkowników Internetu. Tylko szkoda, że technologia wyprzedza rodzime prawo i wieloletnie przyzwyczajenia biurokratyczne. W takiej sytuacji Internet okazuje się wyłącznie dostarczycielem informacji, a poza tym jest zupełnie niepraktyczną zabawką.

Więcej możesz przeczytać w 52/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.