Słoneczna Wigilia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Żłóbek, opłatek, choinka i prezenty wydają się nieodłącznymi atrybutami Bożego Narodzenia
Tymczasem sposób świętowania gwiazdki, do jakiego przywykliśmy, liczy sobie najwyżej 200 lat i znacząco różni się od bożonarodzeniowej celebry wcześniejszych wieków. Choinka, główny element Bożego Narodzenia, jest stosunkowo świeżym zapożyczeniem z Niemiec. W berlińskim domu jeszcze na początku XIX w. obwieszano ją ziemniakami, nierzadko pomalowanymi na złoty kolor. Zastępczo wykorzystywano wieniec, zieloną piramidę z igliwia lub zawieszano na ścianie gałąź. Pewna osiemnastowieczna niemiecka szlachcianka urządziła lasek - dla każdego z domowników przeznaczyła osobne drzewko, dostosowane do niego wysokością, ozdobami i charakterem. Pod każdym leżały prezenty. W tym czasie Polacy choinki nie znali. W rogu izby kładziono snop siana, stawiano wierzchołki albo gałęzie drzew iglastych.
Choinka przyjęła się dopiero w czasie rozbiorów. "Przejęty od Prusaków jest zwyczaj w Warszawie, upominkiem dla dzieci na wilią: sosenka z orzechami włoskimi złocistymi, cukierkami, jabłuszkami i mnóstwem świeczek lub kawałków stoczka różnokolorowego" - napisał w 1830 r. Łukasz Gołębiowski w pracy "Lud Polski". Dekorowanie domu drzewkiem iglastym przyjmowało się jednak wybiórczo - najpierw w domach niemieckiego, potem polskiego mieszczaństwa. W samych Niemczech ten zwyczaj też nie był trwały, chociaż sięgał już wówczas kilku stuleci. Kroniki sądowe Strasburga notują, iż w 1556 r. doszło tam do rozprawy sądowej dotyczącej bezprawnego wycinania choinek ze szlacheckiego lasu. Oskarżony bronił się, przypominając, że wedle "starego prawa" każdy może na Wigilię wyciąć do trzech drzewek. Choinka pozostawała przy tym akcesorium wybitnie podejrzanym. Jeszcze w połowie XVIII w. umieszczanie jej w domu uważano za obrzęd pogański. Biskup Salzburga zakazywał ustawiania jej w 1755 r. Te zastrzeżenia nie były bynajmniej bezpodstawne, rodowód choinki jest bowiem czysto pogański. W starożytnym Rzymie "zielona gałązka" miała magiczne znaczenie dobrej wróżby na nowy rok, symbolizowała siły życiowe. Grecy podobnie traktowali gałązki z drzewa laurowego lub oliwnego - przystrajano je białymi i czerwonymi wstęgami, obwieszano figami i innymi owocami.
Związek praktyk pogańskich z bożonarodzeniowymi obchodami jest znacznie bardziej gruntowny i ścisły. Datę narodzin Chrystusa - 25 grudnia - przejęto z pogańskiego antyku. "Podaję, że powodem, dla którego przeniesiono wspomniane przez Ojców uroczystości na grudzień, jest fakt następujący: poganie w tym dniu obchodzili uroczyste święto narodzenia słońca. Weszło w zwyczaj, że do tych obrzędów zapraszano i dopuszczano także chrześcijan. Postanowiono tedy w tym dniu obchodzić święto narodzin Prawdy" - odnotował anonimowy komentator dzieł Dionizego bar Soliby. Rzymski cesarz Aureliusz w 274 r. podniósł do rangi święta państwowego dzień Narodzin Niezwyciężonego Boga Słońca, który przypadał na czas przesilenia zimowego - 25 grudnia. Chrześcijanie przeciwstawili się kultowi rzymskiego Boga Słońca, przyjmując na ten sam dzień datę narodzin Boga Człowieka, który notabene już w Ewangeliach bywa porównywany ze Słońcem. Tymczasem nawet w Polsce pogański kult Słońca bynajmniej nie zanikał. Sienkiewicz w "Krzyżakach" wspomina, że Maćko i Zbyszko, zmówiwszy pacierze przed bitwą pod Grunwaldem, kłaniają się Słońcu w przeświadczeniu, iż nie zaszkodzi oddać cześć "starym bogom". Jeszcze w 1934 r. etnograf Kazimierz Muszyński relacjonował: "Dość liczne świadectwa czci wschodzącego słońca zebrano w 1930 r. w dawnej Polsce. Najpospoliciej lud obnażał przed nim głowy i żegnał się".
Problematyczne były również inne elementy obchodów Bożego Narodzenia. Prezentami obdarowywano się początkowo na Nowy Rok, a wręczanie podarków z okazji Bożego Narodzenia uchodziło za wysoce naganne. W 1400 r. prezbiter Alsso napisał ze zgrozą, że chrześcijanie zamiast myśleć o Bogu obdarowują się prezentami. Władze kościelne i państwowe bezskutecznie jednak próbowały powstrzymać nową modę. Znany jest zapis saskiej ustawy policyjnej z 1661 r., powtórzony jeszcze w 1735 r., zabraniający dawania prezentów w Wigilię. Skutek tych zakazów był taki, że już w XVII w. jarmarki z okazji św. Mikołaja przeciągały się na Boże Narodzenie. Stwarzało to okazję do dokonywania znacznych zakupów. "Niewiarygodne, jakie ilości pieniędzy ludzie trwonili w tym czasie" - nie mógł się nadziwić obserwator takiego jarmarku z 1785 r. Do zestawu prezentów zaczęto dołączać rózgę - dla równowagi. Thomas Winita podzielił w 1571 r. prezenty na pięć grup. Ostatnią stanowiły akcesoria edukacyjne i wychowawcze: Biblia, pobożne książeczki, przybory do pisania i "chrystusowa różdżka". "Bez czego dziecko chętnie by się obyło" - komentował autor. Nasz osiemnastowieczny wierszyk głosił zaś: "Różdżką Duch Święty dzieci bić radzi, różdżka bynajmniej zdrowiu nie zawadzi. Różdżka popędza rozum do głowy, uczy paciorka i broni złej mowy". Dzisiaj jeszcze czasem żartem wygraża się nią dzieciom przed Wigilią. Przez wiele stuleci Boże Narodzenie, które otwierało okres karnawału, świętowano hucznymi tańcami i śpiewem. Ta praktyka upowszechniła się do tego stopnia, że Kościół musiał temperować przejawy powszechnej radości. W roku 803 papież Bonifacy zakazywał na Boże Narodzenie śpiewania świeckich pieśni w kościołach, a sobór w Moguncji w 813 r. - tańców, pieśni i figli, określając tę działalność jako "diabelską". "Gdy poganie przyjęli chrześcijaństwo, trudno im było zerwać z obyczajem, do którego przywykli, by obchodzić pewne radosne święta. Przez kilka stuleci w kościele Konstantynopola godzono się, by na święta Bożego Narodzenia i Epifanii lud i kler czynili wrzask, krzyk, tańce, błazenady w samym środku świątyni, naprzeciw samego Sanktuarium" - pisał szesnastowieczny kronikarz. "Rozbawiony tłum w czasie nabożeństwa wkradał się w miastach do kościołów i tam tańczył, śpiewał pieśni swawolne, ucztował, grał w kości, używał zamiast kadzidła obrzynków starej skóry" - notował rodzimy badacz Witold Klinger.
Polską specjalnością były figle płatane współwyznawcom podczas bożonarodzeniowych nabożeństw. Podstępnie wiązano szpagatem kilka modlących się osób, do wody święconej dolewano atramentu, by wierni, czyniąc znak krzyża, czernili sobie palce i czoła, a krzesła i ławki w kościele smarowano dziegciem. Z największą ochotą cichcem zszywano dziewczętom suknie. Jeszcze w XIX w. młodzież niekiedy ostrzeliwała grochem księdza celebrującego nabożeństwo.

Więcej możesz przeczytać w 52/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.