Według Hellera

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Paragraf 22" uznano w Polsce za instrukcję strategii biernego oporu
Lepiej samemu umrzeć niż dać się zabić" - mówi narrator "Ostatniego rozdziału" Josepha Hellera, niedawno zmarłego pisarza. Jednostka ma zobowiązania tylko wobec siebie. Żeby przetrwać, można zaprzedać duszę - byleby tylko była to dusza bliźniego. Kiedy na początku lat 70. (w okresie gierkowskiej liberalizacji) wydano w Polsce "Paragraf 22", jego anarchiczna filozofia trafiła na podatny grunt. Heller opisuje bowiem armię jako modelową organizację wypaczającą relacje między ludźmi, dowódców - jako żądnych władzy i sukcesu paranoików, a sama baza na Pianosie przypomina państwo realnego socjalizmu - izolacja i zagrożenie wytwarzają specyficzne reguły gry, niemal wszystkie zachowania są patologiczne, logikę zastępuje absurd. Młodzi Polacy znaleźli w powieści Hellera uzasadnienie dla strategii oporu budowanego na parodii, ironii, poczuciu absurdu. Filozofia ta połączyła uczniów liceów, studentów, a także środowiska inteligenckie. Hellera uznano wręcz za instruktora strategii biernego oporu. Wkrótce dołączył do niego Ken Kesey, autor "Lotu nad kukułczym gniazdem", oraz MilosŠ Forman, który tę książkę sfilmował. Helleryzm znalazł też wsparcie w montypytonizmie - sztuce czarnego, absurdalnego humoru święcącej w latach 70. triumfy w całej Europie.
PRL-owscy cenzorzy przez kilkanaście lat bali się powieści Hellera, dlatego wstrzymywano jej tłumaczenie. Obawiano się identyfikacji paranoicznych dowódców z Pianosy z establishmentem Polski Ludowej w czasach Gomułki (nazwanym przez Stefana Kisielewskiego "dyktaturą ciemniaków"), kwestionowania społecznej użyteczności armii oraz podważania sensu służby wojskowej. Przy okazji cenzorzy opacznie zrozumieli Hellerowską krytykę dzikiego kapitalizmu, którego reguły demonstrował Milo Minderbinder - cynik, kombinator, oportunista, narcyz i bezduszny księgowy. Uznano, że bardziej przypomina on komunistycznego kacyka niż bezwzględnego kapitalistę.


W powieściach Hellera większość problemów emocjonalnych dotyczyła tego, kto jest szalony, w jakim stopniu i dlaczego

Joseph Heller pisał czarne komedie. Najczęściej o tym, co robią ludzie, gdy realnie zagraża im unicestwienie fizyczne, społeczne bądź towarzyskie. W świecie wykreowanym przez pisarza większość problemów emocjonalnych dotyczyła tego, kto jest szalony, w jakim stopniu i dlaczego. Generał Dreedle ("Paragraf 22") jest na przykład nieprawdopodobnie rozczarowany, gdy okazuje się, że prawo i regulamin wojskowy nie pozwalają mu na zastrzelenie każdego, kto go irytuje. Pułkownik Cathcart pragnie tylko tego, by jego zdjęcie znalazło się w "Saturday Evening Post", i gotów byłby posłać na śmierć wszystkich pilotów, byleby to marzenie się ziściło. Biurokracja jest w tym systemie ważniejsza niż ludzie, nierzeczywistość - realniejsza od rzeczywistości. Doktor Daneeka dorabia do żołdu, figurując na papierze jako członek załóg bojowych. A gdy samolot, którym miał lecieć, rozbija się, uznany zostaje za zmarłego (mimo że każdy może z nim porozmawiać) i przestaje otrzymywać żołd. Nie pomaga mu nawet żona inkasująca całkiem pokaźną rentę i wolna od wszelkich zobowiązań. Kiedy Yossarian przesuwa na mapie linię frontu pod Bolonią, by odwlec swój udział w bombardowaniu tego miasta, wkrótce rzeczywistość dostosowuje się do mapy - oddziały lądowe zostają wycofane. Kiedy ktoś próbuje się w tym świecie zachowywać racjonalnie, wkracza tajna broń - nie istniejący paragraf 22, którym rządzi żelazna logika absurdu: "Nie musisz więcej latać, jeśli jesteś szalony, ale nie chcąc latać, dowodzisz, że nie jesteś szalony, bo tylko wariat może chcieć brać udział w niebezpiecznych misjach. W efekcie musisz jednak latać, bo jesteś zdrowy". Ralph opowiada przyjacielowi Bruce?owi Goldowi, bohaterowi powieści "Gold jak złoto", że kazał skopiować jego artykuł, by każdy w rządzie mógł się z nim zapoznać. Jednocześnie nadał mu klauzulę tajności, żeby nikt nie mógł tego tekstu przeczytać. Oferuje Goldowi każde stanowisko, które jest wolne, a jednocześnie mówi, że na razie nie dysponuje wakatem. Pułkownik Cathcart ("Paragraf 22") nakazuje kapelanowi Tappmanowi służenie żołnierzom pociechą religijną, lecz prosi go też, by nie nadużywał religijnych argumentów, a właściwie może nawet o religii nie wspominać. Hellerowi zarzucano, że oddaje hołd neodarwinizmowi: w jego książkach triumfują najlepiej przystosowani, czyli wyzyskiwacze. Dobrzy oraz ci, co na to zasługują, nie otrzymują nic. Dlatego zwycięzcą jest Milo Minderbinder (jego nazwisko oznacza tego, który zawija, skręca rozum czy też rozsądek - mind bender). Przegranym jest natomiast na przykład Snowden, który robi tylko jedno: umiera w nieestetyczny sposób (odłamek wyrywa mu pół pleców i brzucha). W radiowym wywiadzie Heller powiedział, że - jego zdaniem - w realnym życiu cnota właściwie nigdy nie zwycięża. Osoby triumfujące zwykle są cnót pozbawione, pozbawione są też sumienia. Że nie sposób liczyć na cud, który wyrównuje rachunki sprawiedliwości. Pisarz stwierdził, że na starość zyskał mądrość, która podpowiada mu, żeby być sceptycznym wobec wszelkich ideologii i argumentów wygłaszanych przez innych. Powodem tego pesymizmu jest to, że dzisiaj tak niewiele można zrobić w najważniejszych kwestiach. "Paragraf 22" jest pochwałą anarchizmu i sceptycyzmu w świecie podporządkowanym wojnie, walce. "Gold jak złoto", "Coś się stało", "Ostatni rozdział" są wiwisekcją współczesnej demokracji. Przesłanie pisarza jest proste: nikt nie powinien mieć zaufania do prezydenta, władzy politycznej w ogóle, a także do ludzi o władzę zabiegających. Heller powiada wprawdzie, że obecny amerykański system polityczny jest być może najlepszy na świecie, ale to nie przeszkadza, by uważał go za system okropny - pogarszający się z każdymi kolejnymi wyborami. Świat polityki opisany w "Gold jak złoto" składa się z osobników mściwych, głupich i zachowujących się absurdalnie. Należy do nich nawet wymieniony z nazwiska Henry Kissinger, sekretarz stanu za prezydentury Richarda Nixona. Głupia, mściwa i paranoiczna jest właściwie cała elita władzy, łącznie z prezydentem. Na kartach "Ostatniego rozdziału" prezydent (właściwie wiceprezydent, który nie może być zaprzysiężony, gdyż kolejni sędziowie Sądu Najwyższego rezygnują z tego zaszczytu, a nowych nie może powołać ktoś, kto nie złożył przysięgi - paragraf 22) jest bez żenady nazywany "małym kutasem". W wywiadzie, który w 1998 r. przeprowadziła z pisarzem Ramona Koval, Heller mówi wprost, że miał na myśli Dana Quayle?a, wiceprezydenta w rządzie George?a Busha. Mało tego, powieściowy odpowiednik Quayle?a cytuje jego słowa wypreparowane z prawdziwych wypowiedzi. O obecnym prezydencie mówi: "Clinton nie jest małym, drobnym kutasem, lecz wielkim i to bynajmniej nie w sensie seksualnym. Sądzę, że jest on nietaktowny, a w wielu wypadkach wręcz głupi, gdyż zdecydowanie przecenia inteligencję przeciętnych Amerykanów". Ale prezydent jest nieodrodnym synem amerykańskiego systemu politycznego, który daje wolność (pisania i mówienia o tym, kto jest małym czy dużym kutasem) oraz świadomość tego, że w USA w żaden sposób nie można być za to ukaranym. Wolność nie załatwia jednak wszystkiego, co najwyżej wzmaga frustrację. Współczesny świat jest bowiem przeżarty kultem złotego cielca powiązanym z triumfalnym pochodem tandety. Mamona czyni ludzi bezdusznymi, tandeta - żałosnymi. Heller nie ocenia, czy to dobrze, czy źle. Tak po prostu jest. W obecnych czasach - wieku informatyki, rozwiniętej opieki medycznej, kultury masowej, demokracji parlamentarnej i dobrobytu - nie ma wcale mniej nieszczęść, przemocy, absurdu i beznadziei. Jest inaczej, gdyż polityka stała się częścią marketingu. Sprzedaje się ją na takich samych zasadach jak proszek do prania czy usługi bankowe. Generalnie współczesny świat sprzedaje iluzję. Nie dziwi zatem, że Milo robi w dzisiejszych czasach imponującą karierę - zostaje miliarderem, w którego kieszeni siedzi cała elita władzy. Dlatego może sprzedać rządowi za setki miliardów dolarów Pod-Naddźwiękowy Niewidzialny i Bezgłośny Defensywno-Ofensywny Bombowiec Szturmowy Drugiego Uderzenia M i M&P. Samolot ten może ponoć latać szybciej od prędkości światła, a nawet przez cały okres eksploatacji w ogóle nie lądować. Szkopuł w tym, że nikt nie może tego cudu zobaczyć ani usłyszeć, wobec czego nie musi istnieć. W ostatniej powieści Heller kpi sobie z dziecinno-starczej fascynacji nowoczesnością. Rodzi ona bowiem głównie atrakcyjną, technologicznie skomplikowaną, lecz mało użyteczną tandetę. W tym świecie piekło jest wesołym miasteczkiem, które gdzieś w okolicy nowojorskiego Centrum Rockefellera zapadło się pod ziemię. Nie zarządza nim Szatan, lecz były właściciel karuzeli (Szatan nie ma czasu, zawalony biurokratyczną robotą). Po piekle wałęsają się bez celu pisarze, politycy, seryjni mordercy, a niby-życie na jego różnych poziomach miesza się z rzeczywistością dworca autobusowego okupowanego przez żebraków, prostytutki i złodziei. Świat ten kończy żywot przypadkowo i groteskowo: zidiociały wiceprezydent-prezydent, bawiąc się grami komputerowymi, naciska czerwony guzik uruchamiający rakiety strategiczne oraz bombowce przenoszące ładunki nuklearne. Apokalipsa może być jednak rzeczywistością wirtualną: bomby mają wszak być zrzucone z niewidzialnych samolotów Minderbindera, na których istnienie nie ma żadnych dowodów. Podobnie może być z rakietami nowego typu. Współczesny świat może więc być nawet niezdolny do tego, by po męsku z sobą skończyć - konkluduje Heller. 

Więcej możesz przeczytać w 52/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.