Aria na ściśniętym gardle

Aria na ściśniętym gardle

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Pan Tadeusz" to ewenement w kinie: jest tylko kilka głównych ról, drugi plan praktycznie nie istnieje
Tomasz Raczek: - Panie Zygmuncie, co pan myśli o "Panu Tadeuszu"?
Zygmunt Kałużyński: - Kłopotliwe pytanie, panie Tomaszu. Czy my w ogóle mamy prawo wypowiadać się o tym, zważywszy, że to jest święto narodowe? Narzekający krytyk może wyglądać jakby krytykował mszę, że nie dość malownicza albo że sztandary podczas święta narodowego wisiały krzywo. Możemy się narazić na zarzut, że umyślnie się czepiamy, żeby się wyróżnić na tle ogólnego entuzjazmu.
TR: - Ale przecież inni krytycy nie odmawiają recenzowania filmu "Pan Tadeusz". Przeciwnie, chętnie wypowiadają się i chwalą, że to dzieło wybitne, jedno z najdoskonalszych w dorobku Andrzeja Wajdy.
ZK: - Rzeczywiście, wśród krytyków panuje życzliwa opinia. Ba, nawet prezydent Rzeczypospolitej w dniu premiery odebrał nam zajęcie i powiedział, że film jest znakomity, wzruszający i wymienił pięciu aktorów jako triumfatorów. Ponieważ głównych aktorów jest w tym filmie dziewięciu, możliwe, że tych czterech nie wymienionych popadło w niejaki nerwowy niepokój. Aktorka Maja Komorowska na tejże premierze oświadczyła, że cieszy się, że widziała film, który jej wnuki też będą oglądać. Aktor Łapicki przyznał się, że prosił Wajdę, żeby wystąpić w epizodzie jak najkrótszym (i rzeczywiście wystąpił - jako ksiądz, który się tam pokazuje na chwilę), gdyż wie, że za sto lat ten film będzie oglądany i on również, razem z nim.
TR: - No dobrze, ale prawda jest taka, że "Pan Tadeusz" to ewenement w kinie: jest tylko kilka głównych ról, drugi plan praktycznie nie istnieje! Wypełniają go raczej statyści niż aktorzy, którzy przysłuchując się deklamacjom protagonistów, zachowują się mniej więcej tak samo jak chór w operze. Mnie bardzo raziły wszystkie te przesadzone gesty, puste oczy, zastygłe miny.
ZK: - Panie Tomaszu, zdecydujmy się w takim razie na ten wspólny samobójczy krok. Trzymając się za ręce, rzućmy się w przepaść, ośmielając się zastanowić, co ten film reprezentuje z punktu widzenia sztuki kina.
TR: - Wszyscy mieliśmy nadzieję, że "Pan Tadeusz" stanie się takim samym sukcesem Andrzeja Wajdy, jakim przed laty okazało się "Wesele". Czy tak jest?
ZK: - Nie. Uważam, że ten film jest nieudany. To, co pan powiedział, że komparsi, drugie tło, niepokoi w tym filmie, jest prawdą, która dostarczyła zbyt łatwego triumfu. Widownia oglądająca przez trzy godziny ten film jak mszę, nie usiłując go zrozumieć, a nawet w przekonaniu, że nie należy, na widok ruszającej na Moskwę naszej armii w wielobarwnych kostiumach historycznych oraz owego wspaniałego poloneza ma łzy w oczach i klaszcze w ręce. Ale też jest to jedyny sukces emocjonalny tego filmu, niestety.
TR: - Słyszałem opinie, że wiersz w filmie brzmi tak naturalnie, iż widz, wychodząc z kina, dziwi się, że na co dzień nie mówimy trzynastozgłoskowcem. Tymczasem miałem odmienne wrażenie. "Pan Tadeusz" wydał mi się niesłychanie deklamatorski; cały złożony jest ze scen, w których jedna osoba mówi, a inne jej się przysłuchują. Nie ma tu więc dramatu. Jest deklamacja.
ZK: - Właśnie, czyli rodzaj arii wykonywanej przy akompaniamencie obserwującego chóru. Wiersz trzynastozgłoskowy i epiczny ma pewien solenny, uroczysty dystans i jeżeli jego charakter ma być odtworzony, nie można go krzyczeć, wypowiadać w gorączce emocjonalnej lub z zapałem akcentować jakiegoś słowa. Tymczasem aktorzy to robią, co jeszcze potęguje wrażenie sztuczności. Jest to jak aria, którą się zaczyna śpiewać, a później następuje zadławienie, chwycenie za gardło. Zastanówmy się więc z punktu widzenia wymagań estetycznych nad wartością tego filmu.
TR: - Pytanie brzmi: czy został odtworzony poemat "Pan Tadeusz"?
ZK: - Otóż w poemacie bynajmniej nie akcja jest najważniejsza, tymczasem tutaj ona jest na pierwszym planie.
TR: - Pamiętam z lektury "Pana Tadeusza", że najpiękniejsze były opisy i sama narracja.
ZK: - Treść "Pana Tadeusza" to nie jest historyjka o tym, jak się leją Soplicowie z Horeszkami, bo takich tematów, o wiele nawet ciekawszych i nadających się do kina, moglibyśmy znaleźć wiele. To, co Łoziński opisuje w "Prawem i lewem" albo Rzewuski w "Pamiątkach Soplicy", to są prawdziwe historie. Tutaj akcja jest średnio ciekawa, ale przecież treścią "Pana Tadeusza nie jest akcja, tylko poezja, zaś zadaniem kina jest odtworzyć poezję. Tak robili wielcy inscenizatorzy kina, tacy jak Laurence Olivier w "Hamlecie". Tam nie akcja była najważniejsza, lecz owo zamczysko z tymi mgłami, z tym morzem, którego końca nie widać. To był klimat poetyczny "Hamleta", czyli mrocznej rozprawy moralnej.
TR: - Podobnie rzecz się miała w filmie Akiry Kurosawy "Tron we krwi", czyli ekranizacji "Makbeta".
ZK: - Tak. Czyli inscenizacja poezji to jest pokazanie w kinie poezji, a nie rozróby.
TR: - Kino to są przede wszystkim obrazy, tymczasem w "Panu Tadeuszu" mówi się, mówi się, mówi się.
ZK: - A to, co jest obrazem, streszcza się w gruncie rzeczy do stylu kostiumowego serialu telewizyjnego.
TR: - Od czasu, gdy podano oficjalnie, że "Pan Tadeusz" został zgłoszony do Oscara, zadaję sobie pytanie, czy ktoś za granicą zrozumie "Pana Tadeusza"
ZK: - Nawet w granicach naszego państwa niełatwo zrozumieć ten film, jeżeli się nie czytało książki. To jest film niezrozumiały. Do mnie przynajmniej jedna trzecia tekstu nie doszła, bo była niechlujnie powiedziana przez aktorów.
TR: - Panie Zygmuncie, jak więc wytłumaczyć fakt, że "Pan Tadeusz" jest najbardziej oglądanym polskim filmem w tym roku i że obejrzało go już ponad milion widzów? Czyżby oni wszyscy ulegli zbiorowej halucynacji, skoro po powrocie z kina mówią, że im się podobało?
ZK: - Jest taka presja opinii, że na "Pana Tadeusza" trzeba pójść, bo wypada. Ale ja uważam, że ten triumf jest w gruncie rzeczy klęską programu naszej kinematografii, która w tej chwili wygląda tak, że ma sam dół - sztuczny i samą górę - fałszywą. Sam dół to jest kupa filmów jakoby współczesnych i realistycznych, w gruncie rzeczy pokazujących gangsterów i policjantów wzorowanych na Hollywood. Prowincjonalna wersja amerykańskiego kina. Górę zaś robią starcy dla młodych - "Pan Tadeusz", "Ogniem i mieczem", a wkrótce "Quo vadis" i "Straszny dwór". Nakręci się też pewnie Bogurodzicę i "Jeszcze Polska nie zginęła". A między tymi biegunami zionie pustka, od której się zimno robi ze strachu.
Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.