Francuz na barykadzie

Francuz na barykadzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francuzi są najkrnąbrniejsi w Europie
Tylko w ostatnich dwóch tygodniach francuscy rybacy zablokowali porty, uzyskując subwencje na paliwo, hodowcy, którym od 20 lat nie podwyższono dotacji, przepędzili przez Strasburg (obok siedziby Parlamentu Europejskiego) tysiące owiec, a niezadowoleni z wysokich cen paliw kierowcy zablokowali rafinerie. Europa z coraz większą niechęcią patrzy na francuskie obyczaje protestacyjne. Demonstracje niezadowolenia, zwłaszcza te motywowane ekonomicznie, albo zakłócają bezpośrednio normalny obieg gospodarczy, albo zmuszając rząd do ustępstw, naruszają żmudnie negocjowane ograniczenia interwencji państw członkowskich Unii Europejskiej w gospodarkę.
Protesty francuskich rolników, kierowców czy przewoźników odbijają się na świecie głośnym echem. Zwłaszcza gdy - jak przed czterema laty - blokują oni międzynarodowe autostrady i przejścia graniczne, wywołując chaos w całej Europie i starcia z policją. Ale francuscy chłopi protestują właściwie permanentnie, tylko nie zawsze tak spektakularnie. Niektóre formy wyrażania niezadowolenia, na przykład pikietowanie restauracji McDonald’s i zmuszanie klientów do jedzenia rokfora, bywają nawet dość sympatyczne. Sięgają jednak i po bardziej brutalne metody, jak wysypywanie brzoskwiń, ryb, pomidorów przed siedzibami urzędów. Zdarza się opryskiwanie urzędowych gmachów gnojówką.
Mimo uciążliwości niektórych akcji protestacyjnych, Francuzi znoszą je cierpliwie i popierają. A to dlatego, że w ich oczach chłopi nie walczą jedynie o swój interes ekonomiczny. Walczą przede wszystkim o rodzimą żywność - ważny element francuskiej kultury. Kiedy Bruksela zadecydowała, że sery mogą być wytwarzane wyłącznie z mleka pasteryzowanego, zatrzęsła się cała Francja. W obronie serów pleśniowych protestowali wszyscy. Prezydent i rząd sygnalizowali nawet możliwość wystąpienia z unii. W ten sposób obroniono m.in. rokfor, który dla Francuzów jest częścią narodowej tradycji. Podczas gdy u nas potoczna wiedza o kongresie wiedeńskim sprowadza się do formuły "kongres tańczył", Francuz wie, że "kongres jadł rokfor"; wtedy bowiem zaczęła się międzynarodowa kariera tego specjału.
Nie ma jednak racjonalnego wytłumaczenia wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji francuskiego rolnictwa. W kraju tym jest 800 tys. gospodarstw rolnych, zajmujących 300 tys. hektarów użytków rolnych. Obie te wielkości systematycznie spadają - o 3 proc. rocznie. Przeciętne gospodarstwo ma powierzchnię 28 ha i zatrudnia średnio 1,26 osoby. W rolnictwie pracuje poniżej 5 proc. zatrudnionych - i wytwarzają oni niewiele ponad 3 proc. produktu krajowego brutto.
To jedna strona medalu. Druga natomiast to ta, że przeciętny rolnik żywi prawie 60 osób pracujących poza rolnictwem. A oprócz tego Francja jest drugim - po Stanach Zjednoczonych - eksporterem żywności. Wartość francuskiego eksportu sięga 30 mld euro i w dużej mierze dzięki temu kraj ten notuje stałą nadwyżkę w bilansie handlu zagranicznego. Dlatego rządy francuskie dbają o swoich chłopów. Średni dochód z działalności rolniczej wynosi 35 tys. euro rocznie. To dwa razy więcej niż w Grecji, trzy razy więcej niż w Hiszpanii i ośmiokrotnie więcej niż w Portugalii.
Protesty są częścią francuskiej kultury politycznej i ekonomicznej. Uczniowie demonstrują przeciwko obniżaniu budżetu oświaty (listopad 1990 r.) albo domagają się zachowania laickości szkół (styczeń 1994 r.). Na ulicę wychodzi się w proteście przeciw nowym przepisom meldunkowym (luty 1997 r.) albo bezrobociu (listopad 1995 r.). Niekiedy protesty paraliżują całą Francję - jak w październiku 1995 r., kiedy przeciw zamrożeniu płac w sferze budżetowej zastrajkowali pracownicy poczty, telekomunikacji, kolei, elektrowni, sieci gazowych, linii i portów lotniczych. Większość tych akcji ma poważne skutki dla dużej części Europy. W listopadzie 1997 r. kierowcy ciężarówek, domagający się podwyżek płac, zablokowali 150 najważniejszych węzłów komunikacyjnych i przejść granicznych. Stanęła produkcja w wielu fabrykach Niemiec, Hiszpanii, Belgii i Holandii. Ogromne straty poniosły koncerny samochodowe. Nawet wprowadzenie nowych przepisów meldunkowych zakończyło się rozruchami ulicznymi. Rządy w Paryżu są na protesty wrażliwe, bo pamiętają, że wielka rewolucja francuska zaczęła się od wprowadzenia podatków na wino i spalenia rogatki celnej w Paryżu - trzy dni przed szturmem Bastylii. Europa zaś nie potrafi sobie poradzić z niebezpieczną Francją.

Więcej możesz przeczytać w 38/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.