Cenny jak nieboszczyk

Cenny jak nieboszczyk

Dodano:   /  Zmieniono: 
Najpierw spłonął karawan firmy pogrzebowej Tanatos.
Tydzień później próbowano podpalić siedzibę przedsiębiorstwa Centrum Pogrzebowe; następnego dnia ogień strawił karawan tej firmy. Po kilku dniach paralizatorem elektrycznym zaatakowano współwłaścicielkę firmy Ostatnia Posługa. Tak o pierwszeństwo dostępu do nieboszczyków, czyli układy ze szpitalnymi kostnicami i pogotowiem ratunkowym, które pierwsze wiedzą, kto umarł, walczyły niedawno gdańskie firmy pogrzebowe.
W Polsce rocznie umiera około 400 tys. osób, co oznacza, że rynek usług pogrzebowych w naszym kraju osiąga obroty w wysokości 1,5-2 mld zł. O pieniądze walczy ponad 2,6 tys. zakładów pogrzebowych. Zdarzało się, że po nieboszczyka przyjeżdżały karawany trzech różnych firm. Zwłoki Marianny R. z Wrocławia czterokrotnie przekładano z trumny do trumny. Bój o trupa Marianny R. zakończył się dopiero wtedy, gdy trumna zsunęła się po schodach, a zwłoki wypadły z niej, zatrzymując się na drzwiach mieszkania położonego piętro niżej. 

- Sytuacja w zakładach pogrzebowych jest prostym odbiciem tego, co się dzieje w biznesie, polityce, stosunkach międzyludzkich. Wszystko zdominował konsumpcjonizm, rywalizacja, redukcja celów i sensów do jednego materialnego wymiaru. Rządzi nami żądza zysku i sukcesu za wszelką cenę - przekonuje dr Magdalena Środa, etyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
W sierpniu 1998 r. nieznani sprawcy podpalili zakład pogrzebowy w Łodzi. Spłonęło między innymi dwanaście trumien, a właściciele, którzy o podpalenie oskarżyli konkurencję, straty oszacowali na ponad 30 tys. zł. Dwukrotnie płonęły lokale firmy Hades z Ostrowa Wielkopolskiego. Podczas drugiego pożaru ciężko pobity został 63-letni rencista, który dorabiał w Hadesie. W Barcinie w woj. kujawsko-pomorskim nieznani sprawcy podłożyli z kolei bombę pod zakład pogrzebowy. Drewniany budynek spłonął całkowicie, a policja oszacowała straty na ponad 50 tys. zł. 

Rodziny chorych pacjentów są nagabywane przez wysłanników zakładów pogrzebowych tuż po wyjściu z sali po odwiedzinach. Wielu z nich jest w szoku, gdyż życie ich krewnych nie jest wcale zagrożone. Osoba zmarła w szpitalu często nie trafia do kostnicy, żeby nie dowiedziała się o tym konkurencja. Zwłoki są ukrywane w piwnicach lub magazynach szpitalnych do czasu, aż rodzina podpisze umowę z daną firmą. Większość szpitalnych prosektoriów jest zresztą dzierżawiona przez zakłady pogrzebowe, mają więc one informację z pierwszej ręki. Gdy do prosektorium zgłasza się rodzina zmarłego, proponuje się jej usługi określonego zakładu pogrzebowego. W razie odmowy pracownicy nie chcą wydać ciała, twierdząc, że zostało ono zabrane z pomieszczenia pro morte i umieszczone w kostnicy należącej do konkretnej firmy, a za przechowanie zwłok trzeba zapłacić (poznańska firma Charon pobiera za to ryczałtem 90 zł).
Z zakładami pogrzebowymi współpracują też pracownicy pogotowia. Wdzięczność przedsiębiorców za tzw. skuteczne powiadomienie o zgonie przekłada się na kwotę 600-1200 zł - do podziału dla obsady karetki. Gdy Marzena J., 19-letnia studentka z Warszawy, po powrocie do domu stwierdziła, że jej ojciec nie żyje, wezwała pogotowie. Lekarz stwierdził zgon i wypisał odpowiedni dokument. Po 10 minutach do drzwi zapukali przedstawiciele firmy pogrzebowej Ares. Zaskoczona dziewczyna pozwoliła im zabrać ciało, wydała również kartę zgonu i dowód osobisty ojca. Dopiero następnego dnia zorientowała się, że nie wzywała żadnej firmy pogrzebowej. Joanna T. z Kielc była zszokowana, gdy lekarz stwierdziwszy zgon, zadzwonił z jej domu do zaprzyjaźnionej firmy i już po półgodzinie zjawił się karawan. Lekarz przekazał pracownikom zakładu akt zgonu. Później okazało się, że w cenie pogrzebu ujęto również opłatę w wysokości 100 zł za wypisanie aktu zgonu. 

Bezwzględna walka konkurujących z sobą firm sprawia, że zdarzają się wypadki zamiany zwłok. Spotkało to na przykład Gustawa H. z Będzina, który zamiast ojca pochował obcą osobę. Podobnie było w Katowicach, gdzie krewni Justyny P. dzień po pogrzebie dowiedzieli się, że zamiast matki pochowali inną kobietę. Rodzina Mariana F. z Radomia tuż przed pogrzebem odkryła, że ciało ich krewnego zostało zmasakrowane.
- Szalony postęp badań medycznych łamie kolejne tabu: życia, integralności cielesnej, indywidualności, a w końcu śmierci - tłumaczy dr Magdalena Środa. Paranoję tego stanu dobrze wyraża slogan reklamowy jednej z amerykańskich firm pogrzebowych: "Po co żyć, skoro u nas możesz załatwić sobie pochówek za jedyne 10 dolarów!"
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.