system idiotele

Dodano:   /  Zmieniono: 
Demon(taż) szybkości
I jak tu nie być za, a nawet przeciw? Z jednej strony, prawdą jest, że szanse pieszego w kolizji z samochodem jadącym z prędkością 50 km/h są znacznie większe niż przy prędkości 60 km/h. Z drugiej strony, obie te prędkości są fikcją, bo tak naprawdę prędkość wymusza sytuacja na jezdni. Jazda w mieście ma swój rytm - ruszanie ze świateł, jazda z szybkością otoczenia, następne światła. Owa szybkość otoczenia jest zmienną narzuconą, obiektywną i niezależną od żadnych przepisów. Prawdę mówiąc, nikt dobrze nie wie, od czego zależną, i ten, kto to pierwszy odkryje, powinien dostać Nagrodę Nobla. Dziś wiadomo tylko, że ona istnieje, jest różna w każdym miejscu, czasie i w każdą pogodę, i że jeździć z inną w mieście po prostu się nie da. Tak jak w krwiobiegu. Krew krąży wolniej lub szybciej i nic nie da grożenie mandatem pojedynczym krwinkom, choćby i czerwonym.
Kiedyś, jako świeżo upieczony kierowca, postanowiłem jeździć po Warszawie z przepisową prędkością, zachowując odpowiednie odstępy, czyli - jak mi się wówczas wydawało - bezpiecznie. Wnet się jednak okazało, że w odstęp dla mnie bezpieczny mieści się natychmiast precyzyjnie inne auto, a jeżdżąc z prędkością inną niż otoczenie, stwarzam zagrożenie na jezdni. Szybkość otoczenia czasem wynosi 5 km/h, a czasem 85 km/h i nie można jej zadekretować. Można natomiast w różny sposób na nią wpływać. Na uliczkach spokojnych podkopenhaskich osiedli dzieci grają sobie w piłkę i nikt nie stawia tam znaków ograniczających prędkość. Załatwiają to muldy zwane pieszczotliwie śpiącymi policjantami. U nas też już są i nikt się tam jakoś nie rozpędza.
Nie ma u nas natomiast zielonych fal. To znaczy parę jest, ale nie powiem, gdzie, ponieważ trafienie tam po kolei na kilka zielonych świateł jest możliwe dopiero po wyraźnym przekroczeniu dozwolonej prędkości. To jednak znaczy, że można, jak w wielu innych miastach, za pomocą komputera czy nawet kaskady komputerów, tak ustawić kaskadę zielonych świateł, żeby w naturalny sposób wymusić taką prędkość strumienia samochodów, jaką się chce. Choćby i 50 km/h. Co usprawniłoby jazdę i zmniejszyło emisję spalin. Zamiast tego proponuje nam się kaskady radarów. A prędkość próbuje się ograniczyć administracyjnie. Jedno i drugie to zawracanie Wisły kijem, ale nosi pozory działania. Jak u tej blondynki, która pytana, jak mogła wpaść na drzewo przy takich dobrych warunkach jazdy, odpowiedziała: "Przecież trąbiłam".

Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.