Eurotest

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy w marcu tego roku premier Danii Poul Nyrup Rasmussen zdecydował, że 28 września odbędzie się referendum w sprawie wprowadzenia w jego kraju wspólnej waluty euro, nie brał pod uwagę możliwości porażki.
Czas na sprawdzenie nastrojów Duńczyków wydawał się idealny: produkcja przemysłowa rosła, a bezrobocie spadło z 11 proc. do 5 proc. Badania opinii publicznej potwierdzały wyraźną przewagę zwolenników euro. Po pół roku sytuacja zmieniła się diametralnie. Euro traci w stosunku do dolara z tygodnia na tydzień. Europa znalazła się w poważnym kryzysie.
Najnowsze sondaże Gallupa wskazują, że przewaga przeciwników wspólnej waluty nad zwolennikami wzrosła do kilkunastu procent. Teraz okazuje się, że stawką referendum nie jest wyłącznie euro. Dla Duńczyków wspólna waluta jest zaledwie częścią dyskusji o przyszłym kształcie Unii Europejskiej. "Osiemdziesiąt procent mieszkańców Danii opowiada się za wspólnym rynkiem. Tyle samo chce zacieśnienia współpracy ekonomicznej, ale gdy zaczyna być mowa o 'państwie Brukseli', to 80 proc. jest przeciw" - twierdzi deputowany do Parlamentu Europejskiego Jens Peter Bonde.
Będzie to szóste europejskie referendum w Danii od czasu, gdy w 1972 r. wyborcy zdecydowali o przystąpieniu do Wspólnot Europejskich. Później Duńczycy byli już coraz bardziej sceptyczni. Najwięcej problemów przysporzyli w 1992 r., kiedy 50,7 proc. społeczeństwa opowiedziało się przeciw ratyfikacji traktatu z Maastricht. Sparaliżowało to prace Unii Europejskiej na rok. Bruksela była zmuszona do ustępstw i powtórnego przeprowadzenia referendum. Umożliwiło to Danii pozostanie (obok Wielkiej Brytanii i Szwecji) poza unią monetarną.
- Polityczne konsekwencje duńskiego "nie" mogą być dramatyczne zarówno dla samej Danii, jak i całej unii - uważa Quentin Peel, dziennikarz "Financial Times". Jest możliwe, że decyzja Duńczyków wywoła efekt domina i wpłynie na opinię Szwedów i Brytyjczyków. Zarówno Szwecja, jak i Wielka Brytania mogłyby się wycofać z planów zorganizowania referendum i dłużej pozostać poza eurolandem, a to by zahamowało proces integracji europejskiej. "Rządy nie organizują referendów, kiedy pewne jest, że je przegrają" - argumentuje były brytyjski minister spraw zagranicznych lord Owen.
Tak naprawdę Duńczycy będą musieli się wypowiedzieć na temat czegoś ciągle abstrakcyjnego - pieniądza, którego nie można jeszcze dotknąć. Na wprowadzeniu nowej waluty skorzystają głównie firmy prowadzące interesy w różnych państwach Europy i mające rachunki w różnych walutach. Duża część wyborców jest przekonana, że pozostanie poza strefą euro nie będzie miało dla nich istotnych ekonomicznych konsekwencji. Nie zmieni to nawet ekonomicznej i monetarnej polityki rządu, który i tak dostosowuje ją do polityki eurolandu.
Eurowaluta nie cieszy się popularnością między innymi ze względu na słabe notowania na międzynarodowym rynku finansowym. Gdy wartość europejskiej waluty w stosunku do dolara spadła o 23 proc., ekonomiści uderzyli na alarm. Prezes Europejskiego Banku Centralnego Wim Duisenberg w ostatnich sześciu miesiącach podniósł już czterokrotnie stopę procentową. Wielu ekspertów zarzuca mu jednak, że interweniował zbyt późno.
Duisenberg tłumaczy, że początkowo obniżenie kursu euro było korzystne dla europejskich eksporterów. Rzeczywiście, zamówienia na towary z Europy znacząco wzrosły. Dalsze umocnienie się amerykańskiej gospodarki i wzrost wartości dolara spowodowały jednak wzrost cen importu, co dodatkowo zwiększyło inflację.
Na razie ze słabego euro cieszą się Amerykanie odwiedzający Europę. Organizatorzy festiwalu piwa w Monachium liczyli w tym roku na rekordową liczbę gości zza oceanu. Od ubiegłorocznego szaleństwa euro straciło w stosunku do dolara 17 proc., a cena kufla piwa wzrosła o 7 proc. Dolarowi piwosze zyskali więc ewidentnie. Mniej zadowoleni są Niemcy, dla których cena piwa przewyższyła poziom inflacji.
Tak czy inaczej przyszłość UE i euro zależy w dużej mierze od samopoczucia Duńczyków. Ich bardzo prawdopodobne "nie" skomplikuje prace nad traktatem dotyczącym reformy unijnych instytucji, który ma być przyjęty podczas grudniowego szczytu w Nicei. "Dania może zająć skrajne stanowisko" - obawia się dr Lykke Friis z duńskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Negatywna postawa Danii może zaszkodzić procesowi rozszerzenia unii o kraje Europy Środkowej i Wschodniej. W Danii decyduje się więc również przyszłość Polski.

Więcej możesz przeczytać w 40/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.