Czy robotników zdradzono?

Czy robotników zdradzono?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robotnicy powiedzieli "nie" socjalizmowi. Niestety, musieli doświadczyć także skutków naprawy ustroju. To był dramat, nie zdrada
Przy każdej rocznicy Sierpnia powraca zarzut o zdradzeniu klasy robotniczej przez polityków wywodzących się z ruchu solidarnościowego, którzy przejęli ster państwa w roku 1989. Wypomina się zwrot dokonany w polityce gospodarczej w roku 1990 w stosunku do tego, co ustalono przy "okrągłym stole". W "Nowym Życiu Gospodarczym" pod koniec sierpnia można było przeczytać artykuł Ireny Dryll "Zmierzch i... powrót robola", a w nim znaleźć tezę, że brak w 1989 r. aktywnych "solidarnościowych" tłumów - podobnych tym z roku 1980 - "przesądził o... odejściu od zapowiadanej w roku 1989 przez pierwszy niekomunistyczny rząd społecznej gospodarki rynkowej na rzecz szokowego planu Balcerowicza", odmiennego od programu wyborczego Komitetu Obywatelskiego, co sprawiło, że wkrótce po tym "klasa robotnicza (...) ustawiała się po zasiłek dla bezrobotnych".
Obwinianie o zdradę ma wartość wtedy, gdy wykaże się czarno na białym, że w roku 1989 istniało wyjście zasadniczo odmienne od przyjętej polityki, mogące w ciągu dziesięciu lat zapewnić wyraźny spadek bezrobocia. Nikt, także głosiciele tezy o zdradzie, nie przedstawił cienia dowodu na to, że istniało wyjście, którego wybór pozwalałby powiedzieć, że robotników nie zdradzono. O istnieniu alternatywnego rozwiązania dla wybranej w 1989 r. polityki można by mówić, gdyby dało się dowieść jednej z dwu możliwości. Po pierwsze - możliwości znalezienia innych rynków zbytu dla produktów wytwarzanych przez PRL-owskie fabryki, z PRL-owską jakością i wydajnością, po tym, jak załamały się rynki obozu socjalistycznego. Innymi słowy: nie byłoby bezrobocia, gdyby udawało się nadal sprzedawać PRL-owską elektronikę, ciągniki, samochody, statki, tylko komu innemu niż w czasach RWPG. Komu? Po drugie - trzeba by dowieść, że możliwe było tak błyskawiczne przestawienie się na rynki konkurencyjne, by przy wydajności wymaganej przez te rynki można było utrzymać PRL-owski poziom zatrudnienia. Jak?
Będę łagodny - niechby zarzucający zdradę udowodnili, że była możliwość osiągnięcia choćby połowy tego ideału. To są kierunki poprawnego dowodzenia tezy, a nie gadanie o "porzuconej społecznej gospodarce rynkowej". Nawiasem mówiąc, rząd Mazowieckiego niczego nie porzucił, bo nie zaczynał od obiecywania społecznej gospodarki, wspomniał o niej wiele miesięcy później. Zaczynał od zapowiedzi, że będzie trudno, ale w praktyce niemało ze społecznej gospodarki rynkowej realizował. Superopiekuńcza ustawa o zasiłkach dla bezrobotnych, ogromny udział wydatków socjalnych w budżecie, szczególnie silna ochrona gigantycznej grupy emerytów i rencistów - czy to była polityka "urągająca zasadzie ochrony słabszych", jak twierdzi Irena Dryll, powołując się na Karola Modzelewskiego? Nie twierdzę, że zrobiono wszystko, co można, ale twierdzę, że nie było radykalnie odmiennej i lepszej drogi odejścia od księżycowej ekonomii PRL. Nie ma łatwych powrotów z księżyca.
Nie ma też wśród krajów postkomunistycznych ani jednego, który mógłby być dla głosicieli tezy o zdradzie klasy robotniczej pozytywnym przykładem. Są tylko przykłady negatywne - tych krajów, w których sztucznie podtrzymywano umarłą rzeczywistość, próbując chronić ją przed siłami rynku. To są kraje gigantycznej katastrofy gospodarczej, niedaleko od nas za wschodnią granicą. Tam właśnie zdradzono ludzi, łudząc ich, że wszystko będzie inaczej, a jednocześnie tak samo jak przedtem. Byłoby w Polsce podobnie, gdyby po przejęciu władzy przez rząd Mazowieckiego realizowano kurs wynegocjowany przy "okrągłym stole". To była polityka wedle formuły: paskudny kapitalizm robią rządzący komuniści, a kochanego socjalizmu broni solidarnościowe 35 proc. Opatrzność czuwała i uchroniła nas przed takim absurdem. Robotnicy byli dziećmi PRL-owskiej ekonomii, doświadczyli najpierw wszystkich udręk kraju pokracznie rozwiniętego, aż powiedzieli "dość". Niestety, musieli doświadczyć także skutków jego naprawy. To był dramat, ale to nie była zdrada.
Więcej możesz przeczytać w 40/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.