Wspomnień czar

Dodano:   /  Zmieniono: 
Skoro przetrwaliśmy już tysiąc lat, to dlaczego nie mielibyśmy przebrnąć następnego tysiąca. Uszy do góry, panie i panowie!
Dzisiejszy tekst jest trochę dziwny, bo powstał trzy dni przed wyborami, a ukazuje się dwa dni po nich, kiedy wszystko już jest jasne. Zauważyłem, że trzecie w historii Polski powszechne wybory prezydenckie potraktowałem znacznie mniej emocjonalnie niż poprzednie.

Z przyjemnością przypominam sobie atmosferę sprzed dziesięciu lat. W porównaniu z obecną letniością i nijakością tamto przeżycie staje się czymś niezwykłym i niezapomnianym. To, co czyni się w wielkiej emocji, po latach jawi się jako zbiór różnych dziwnych fragmentów rzeczywistości, z których każdy układa sobie coś innego. Jako zaprzysięgły wałęsista noszę własny obraz pierwszych wyborów, zapewne bardzo subiektywny. A wygląda on jak niżej.
Tłem jest pierwszy na taką skalę ogólnokrajowy spór w obozie "Solidarności", który przeszedł już do historii pod nazwą słynnej "wojny na górze". Różni w tej wojnie byli żołnierze. Leciwa i schorowana ciotka Basi już nie mogła mówić, ale mogła pisać i Baśka dostawała karteczki: "Basiu! Dzisiaj od samego rana Michnik znowu bał się Wałęsy". Ofiarą wojny pada premier Mazowiecki, pokonany przez magika zza oceanu, Stana Tymińskiego.
Druga tura wyborów staje się fantastycznym widowiskiem. Tymiński, człowiek o kamiennej twarzy w okularach, przypominał węża. Sprawny, zwinny, niespieszny w ruchach, ale widać, że gotów do błyskawicznego uderzenia. Skojarzenie z wężem nie jest przypadkowe. Przypominam sobie jakieś jego zdjęcie z dżungli, z szyją owiniętą małym pytonem, boa czy innym okularnikiem. Chodził z czarną teczką, która miała zawierać jakieś papiery na Wałęsę. Prekursor lustracji, facet sprawiający wrażenie gdzieś wyszkolonego. Sam chyba by takiego spektaklu nie wymyślił i tak świetnie nie odegrał. Jego żona - autentyczna czarownica z peruwiańskiego buszu. Ubrana na czarno, siedziała obok, nie wiadomo, czy cokolwiek rozumiała, coś sobie szeptała pod nosem, pewnie jakieś zaklęcia. I to wszystko działa! Mam na to oczywisty dowód w postaci reakcji mojej żony. Otóż Baśka, będąca również czarownicą, tyle że miejscową, polską lub - jak kto woli - środkowoeuropejską, toczyła z nią ciche, niesłychanie intensywne boje. Ilekroć tajemnicza peruwianka pojawiała się na ekranie telewizora, Baśka dostawała jakichś dziwnych dreszczy, coś się z nią działo. Gdy konkurencyjna wiedźma znikała, ustępowały objawy napięcia i mobilizacji.
A mobilizacja była wówczas w całej Polsce jak w obliczu wojny, śmiertelnego zagrożenia. Wspomniana już ciotka Lidka i moja osobista mama (obydwie panie już nie żyją), ciężko chore i właściwie nie mogące chodzić, stanowczo zażądały od nas, aby je dostarczyć do punktów wyborczych. Wiekowe damy jeszcze raz chciały stanąć w obronie kraju, póki życie w nich się tli. Powyborcze badania wykazały wśród elektoratu Lecha Wałęsy niezwykłą nadreprezentację starszych pań. Nie byliśmy jedyni. Tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy polskich rodzin taszczyły na wybory bohaterskie babcie, które chciały bronić ojczyzny. Do ostatniej chwili nikt nie był pewien wyniku. Jeszcze przed ósmą wieczorem elektryzowała nas plotka, że kandydaci idą łeb w łeb. Później wynik i nagła ulga! Trzy czwarte Polski poparło Lecha Wałęsę. Ściślej: 75 proc. biorących udział w głosowaniu. Egzotyczny okularnik zwiódł 25 proc. wyborców i ujawnił ważny fenomen socjologiczny, nazwany wkrótce potem "tymińszczyzną". Krótkie chwile euforii i triumfu, zakończone piękną sceną ślubowania pierwszego prezydenta RP wybranego w wyborach powszechnych.
Od tamtych chwil upłynęło dziesięć lat, podczas których działy się różne rzeczy. Piękno mieszało się z brzydotą, wielkość z małością, szlachetność z podłością, dobro ze złem, przyzwoitość ze świństwem. Normalna polska codzienność. Pełna złości, pretensji, narzekań, przekleństw i kłamstwa. Nie wiem, czy dzisiaj jesteśmy lepsi niż wówczas. Wierzę, że jesteśmy przynajmniej tacy sami i to nam całkowicie wystarczy. Skoro przetrwaliśmy już tysiąc lat, to dlaczego nie mielibyśmy przebrnąć następnego tysiąca. Uszy do góry, panie i panowie! Jakoś to będzie.
Więcej możesz przeczytać w 42/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.