Nie zazdroszczę zwycięzcom

Nie zazdroszczę zwycięzcom

Dodano:   /  Zmieniono: 
Początek XXI wieku nie pozwoli żadnemu rządowi, żadnemu parlamentowi na wymigiwanie się od głębokich reform
To już nie te czasy, kiedy zwycięzca mógł złupić podbity kraj, obciążyć go kontrybucjami i zmusić tysiące (miliony?) jeńców do niewolniczej pracy. To już, z wyjątkiem Korei Północnej i Kuby, nie czasy deptania praw obywatelskich i fizycznego przymusu. Jest wręcz odwrotnie. Od zwycięzcy wszystkiego się żąda, a zwłaszcza spełnienia oczekiwań, naprawienia rzeczywistych i urojonych krzywd. Żyjemy dziś w państwie, którego władze wyłaniają się z wolnych wyborów i podlegają ciągłej obywatelskiej kontroli i ocenie.
Zwycięzcy naszych wyborów prezydenckich nie ma sensu zazdrościć, zwłaszcza w obliczu wyzwań, jakim polska lewica będzie musiała w najbliższych latach podołać. Aleksandra Kwaśniewskiego i SLD czekają trudne chwile ze względu na niemały kapitał zaufania społecznego, jaki zebrali. Początek XXI wieku nie pozwoli żadnemu rządowi, żadnemu parlamentowi na wymigiwanie się od głębokich reform. Bez względu na luki i braki w naszych czterech przedsięwzięciach reformatorskich - trzeba będzie je kontynuować, ulepszać, a nie odwoływać. Drogi odwrotu nie ma.
Nic nie wskazuje na to, by XXI w. stał się wiekiem zwycięstwa idei socjaldemokratycznych. Nawet manifest Blaira i Schrödera nie daje podstaw do tego rodzaju złudzeń. Globalizacja gospodarcza jest nieuchronna, chociażby jako konsekwencja prawa do wolności, prawa do swobodnego przepływu ludzi, towarów i majątku. Wszelkie bariery ograniczające i hamujące tę tendencję prędzej czy później zostaną zlikwidowane. Globalizacja to gospodarka rynkowa, a nie centralne planowanie i zarządzanie. Procesów tych nie powstrzymają protesty anarchistów. Ludzkość miała już dość czasu na rozszyfrowanie istoty i podtekstów anarchizmu i lewactwa. Mało kto dziś nie wie, że tzw. anarchistom zależy wyłącznie na zdobyciu władzy, na powrocie totalitaryzmu pod hasłami sprawiedliwego podziału bogactw i powszechnej wolności od prawa. Hasło ulżenia doli najbiedniejszym jest zwykłą przykrywką.
Przywódcy światowej socjaldemokracji wiedzą, że nędzy nie zwalczy się, likwidując nierówność materialną, nie zwalczy się dawaniem ryb, lecz dawaniem wędek i rozwijaniem hodowli ryb. Inaczej mówiąc - trzeba inwestować, a nie trwonić środki na subwencje, zasiłki i pokrywanie skutków złego gospodarowania.
Naszą socjaldemokrację również czeka wyciągnięcie głowy z piasku i przystosowanie się do światowych tendencji. Trzeba będzie się uporać z deficytem budżetowym rodzącym dług publiczny, który przekroczył 270 mld zł (60 mld USD). Koszty obsługi tego długu (raty i odsetki) są przy naszych stopach procentowych zabójcze.
Całkowicie będzie musiała się zmienić struktura wydatków budżetowych, obecnie nie wspomagająca gospodarki, lecz wyciągająca z niej soki nadmiernym opodatkowaniem krajowych podmiotów gospodarczych i obywateli. Czas najwyższy stworzyć prawne bariery dla oszukańczych transferów zysków za granicę. Niezbędne będzie wycofanie się z przepisów zniechęcających pracodawców do inwestowania i zatrudniania, a równocześnie z tych ustaw, które skłaniają do nadużyć i oszustw. W zakładach pracy chronionej bardzo często kwalifikuje się ciężką pracę fizyczną jako lekką pracę biurową!
Nasi socjaldemokraci staną wreszcie przed dylematem, jak pogodzić konieczność likwidacji wysokiego deficytu w bilansie płatniczym z żądaniem Unii Europejskiej, by ograniczyć stopę inflacji do 2-3 proc. Walka z inflacją musi pozostać celem nadrzędnym. Inaczej wysokie stopy procentowe będą zniechęcać do inwestowania.
Nie zazdroszczę więc zwycięskiemu prezydentowi i jego partii sprawowania rządów w latach 2001-2005. To będą lata weryfikacji iluzji wszelkiej maści, lata twardego lądowania.
Więcej możesz przeczytać w 43/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.