MENU

Dodano:   /  Zmieniono: 
Płyta
Na wydanym przez Polskie Radio z pomocą Banku Handlowego pięciopłytowym albumie znalazły się 144 piosenki z Kabaretów Starszych Panów. To komplet autentycznych nagrań, które zachowały się w radiowej taśmotece - wówczas w radiu nagrywano dźwięk, a w początkującej telewizji obraz. Znakomicie przygotowany album opracował Jan Borkowski, a jego wydanie nadzorował Grzegorz Wasowski, syn Jerzego. Miłośnicy Wasowskiego i Przybory znajdą tu wszystkie swoje ulubione przeboje, a także wiele nagrań do tej pory nie publikowanych. Starszych Panów zachwalać nie trzeba - dla znawców i wyznawców będzie to rarytas, a dla wszystkich lekcja pięknej polszczyzny, humoru i po prostu klasy.

Dorota Szwarcman

Wideo
Fabuła 'Pana Tadeusza' jest sensacyjna i zamierzam ją wydobyć" - zapowiadał Andrzej Wajda, przystępując do ekranizacji epopei narodowej. Obiecywał tętniącą życiem, dynamiczną opowieść pełną akcji, humoru i głębokiej refleksji. Tymczasem bardziej krytyczni recenzenci pisali o filmie w zeszłym roku: "Opowieść grzęźnie raz po raz w miejscach, gdzie w poemacie występują dygresje. U Mickiewicza rzecz toczy się wartko, co z tego, że przemawia trzynastozgłoskowcem, kiedy w jednym wersie podaje po trzy, cztery informacje. U Wajdy zamiast tego mamy ciągnące się panoramiczne ujęcia i deklamatorów, których zza ekranu wspomaga w dodatku narrator". Ci, którzy dotychczas nie rozstrzygnęli, kto ma rację, bo nie zdołali się wybrać do kina, mają okazję obejrzeć "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy na kasetach wideo (premiera 23 października).
A jak postrzegali arcydzieło wieszcza jemu współcześni? Poemat, który ukazał się w 1834 r., został przyjęty bez entuzjazmu. Obóz radykalnych demokratów zarzucał poecie kult wstecznictwa oraz wytykał kpiące uwagi na temat haseł rewolucji francuskiej, natomiast obóz zachowawczo-monarchistyczny krytykował brak elementów prawdziwie polskich. Niezadowoleni byli i odbiorcy umiarkowani - narzekali: "'Pan Tadeusz' jest romansem obyczajowym i jeszcze nie bardzo wglądającym w duszę człowieka, ale zatrzymującym się chętnie na powierzchni tej różnobarwnej społeczności szlacheckiej". Nawet ci, którzy doceniali mistrzostwo opisu oraz dostrzegli, iż polszczyzna była uległa Mickiewiczowi jak rzadko komu, utyskiwali, że poeta użył swego talentu do opisania postaci płaskich i prowincjonalnych. Z powodu tego niezadowolenia księgarze przez dziesięć lat nie mogli sprzedać trzytysięcznego nakładu, podczas gdy Mickiewicz zdążył już skasować 4 tys. franków, za którą to sumę odsprzedał prawo do dysponowania tekstem przez trzy lata. A zaliczkę pobrał i wydał jeszcze przed ukończeniem "długiej chryi" (jak o "Panu Tadeuszu" pisał w liście do Stefana Garczyńskiego).
Epos, który z czasem historia wyniosła do rangi narodowego, Mickiewicz pisał od września 1832 r. w przerwach między kłótniami, do jakich dochodziło w jego mieszkaniu pomiędzy "rozbitkarzami powstania listopadowego". Poprawki nanosił do ostatniej chwili, często "na kolanie". Tym można tłumaczyć liczne omyłki. Otóż Tadeusz, przybywszy do Soplicowa, błąka się po pustym dworku, gdyż Wojski "za domem urządzał wieczerzę". Z następnych stron dowiadujemy się natomiast, że Wojski wieczerzę urządzał w dworkowym salonie, a dopiero Protazy pod jego nieobecność nakazał przenieść ją do zamku. Mickiewicz sugeruje również, że na kolacji pojawi się Zosia, którą Tadeusz zauważył, kiedy stroiła się na wieczerzę. Zosia jednak z nie wyjaśnionych przyczyn na wieczerzy się nie pojawia. Ponadto panna ta musiała być nad wiek rozwiniętą, skoro Tadeusz myli ją z Telimeną - kobietą w wieku balzakowskim. Przywołać jeszcze można opis bitwy między szlachtą a Moskalami, w który poeta wplątał pean na cześć soplicowskiego dworku, wspominając o lipach otaczających domostwo, podczas gdy jeszcze z Księgi I wiadomo, że były to topole. Z kolei Wajdzie zarzucić można, że "chce, byśmy poemat czytali jak bogobojna i sentymentalna ciotka polonistka". Tadeusz Mickiewicza nie jest gamoniem, jakiego widzimy w kinie. "Z góry już robił projekt, że sobie pozwoli/ Używać na wsi długo wzbronionej swobody;/ Wiedział, że był przystojny, rześki i młody/ i Telimenie już po godzinie znajomości ściska ręce pod stołem". Inny niż w oryginale jest też obraz szlachty - na ekranie znajdujemy głupawe poczciwiny, choć Mickiewicz w ich opisie był znacznie radykalniejszy.

Anna Zatorska

Wystawa

Na październik i listopad krakowskie Muzeum Narodowe w ramach Festiwalu Kraków 2000 przygotowało bezprecedensową w naszym wystawiennictwie ekspozycję "Obrazy śmierci w sztuce polskiej XIX i XX wieku".
Ogromny, utrzymany w tonie głębokiej szarości labirynt pozwala na intymną kontemplację tematu najtrudniejszego i najbardziej niepojętego dla człowieka. Tytuł wystawy nie jest zresztą do końca ścisły, ponieważ znajdują się na niej również dzieła pochodzące z wieku XVIII - obrazy tańca śmierci (specjalność kościołów bernardyńskich) oraz parę sarmackich portretów trumiennych.
Śmierć traktowana była niegdyś inaczej niż w wiekach ostatnich - celebrowało się publicznie agonię, pogrzeb, żałobę. Temat stał się szczególnie popularny w epoce zniewolenia Polski - śmierć była wówczas symbolem finis Poloniae. Malowano umieranie bohaterów narodowych, pogrzeby powstańców. Narodził się język gestów i masek związanych z sytuacjami granicznymi, alegorie śmierci w postaci skrzypka z trupią czaszką czy kobiety z kosą. Kicz służył oswojeniu śmierci, sprowadzeniu jej do znanych symboli. Okres romantyzmu przyniósł obyczaj portretowania wielkich postaci na łożach śmierci - obok "Thanatosów" i "Śmierci" Malczewskiego jest i profil samego malarza, umierającego tym razem naprawdę. Portreciki Chopina czy Lenartowicza, a także szkice szkieletów z natury, odsłaniają nam ich intymność w sposób, jakiego portretowani zapewne by nie pragnęli. Sąsiaduje z tymi konwencjami natchnione wizjonerstwo Wojciecha Weissa czy Witolda Wojtkiewicza. Współczesność kontynuuje na swój sposób każdą z tych konwencji - dosłowność i odarcie ze złudzeń (rzeźby świadomej własnego umierania Aliny Szapocznikow), kicz świadomy i nieświadomy (Łukasz Korolkiewicz, Leszek Sobocki, Edward Dwurnik), ale i wizjonerstwo, dziś obracające się w kręgu abstrakcji i aluzji (obraz "Wyspa umarłych" Jerzego Stajudy, instalacja "Szczelina" Mirosława Bałki). Za jedną ze współczesnych wersji tańca śmierci autorzy wystawy uznali pamiętny "Autobus" Bronisława Linkego.

Więcej możesz przeczytać w 44/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.