Łzy krokodyla

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prawica marzy, aby lewica poszła do wyborów parlamentarnych podzielona
Podpisanie przez liderów SLD i Unii Pracy umowy o współdziałaniu w zbliżających się wyborach parlamentarnych wywołało różne komentarze. Nie licząc wyjątków, które jak zwykle potwierdzają regułę, opinie dzielą się według prostej zasady. Są życzliwe na lewicy i zdecydowanie nieprzychylne na prawicy. Trudno zresztą, żeby było inaczej. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, aby szykująca się do walnej bitwy armia cieszyła się z pomnożenia sił swojego przeciwnika.
Prawica świetnie wie, jak wielkie lanie wyborcze może jej sprawić koalicja SLD-UP, i dlatego ze wszystkich sił usiłuje ją zdyskredytować. Obiektem propagandowej agresji czyni w pierwszej kolejności wyborców Unii Pracy. Zgodnie z regułami wojny psychologicznej nie atakuje wprost, ale wręcz przeciwnie, próbuje osaczać argumentacją przepełnioną obłudną serdecznością. Prawicowi komentatorzy wprost zalewają się krokodylimi łzami z powodu - jak to nazywają - wchłonięcia "prawdziwie lewicowej UP" przez "postkomunistów z SLD".
Sidła zastawiane są dosyć chytrze. Kłusownicy wychodzą ze słusznego założenia, że zwolennicy Unii Pracy bardzo sobie cenią własną tożsamość ideową oraz niezależność organizacyjną. Najlepiej więc zniechęcić ich do swojej partii, wmawiając utratę owych atrybutów suwerenności. I tak właśnie czyni prawica, wbrew namacalnym faktom kwestionując partnerski charakter układu wyborczego Unii Pracy i SLD.
Dla bezstronnego obserwatora partnerstwo to jest oczywiste. Potwierdzają je kolejne zapisy umowy koalicyjnej, gwarantujące zachowanie dotychczasowej podmiotowości obydwu partii. Jest tu i podwójna nazwa koalicji, i oddzielne kluby sejmowe w przyszłym parlamencie, nie mówiąc już o utrzymaniu całej dotychczasowej odrębności organizacyjnej oraz wcale niebagatelnych różnicach programowych.
Ale prawicy to nie wystarcza. Ona marzy, aby lewica poszła do wyborów podzielona i w efekcie uzyskała znacznie gorszy wynik niż w wypadku startu koalicyjnego. Jest niezwykle charakterystyczne, że ci sami publicyści, którzy ganią Unię Pracy za wyborcze porozumienie z SLD, gorąco namawiają kłócące się partie prawicy do zwarcia szeregów, i to na zasadach, o których w UP i SLD nikt nawet nie chciałby słyszeć, bo uznałby je za upokarzające dla partnera. W tej sytuacji łzy ronione przez prawicę z powodu rzekomej utraty przez Unię Pracy jej samodzielności trudno odczytać inaczej niż jako potwierdzenie celowości zawartej koalicji wyborczej.
Więcej możesz przeczytać w 44/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.