Przewrotny rekord

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponad trzy miliony kostek domina runie 3 listopada w holenderskim mieście Zuidlaren
75 osób od siedmiu tygodni pracuje po dziesięć godzin dziennie, układając obrazy i konstrukcje o łącznej długości 99 kilometrów tylko po to, żeby to wszystko zburzyć. Realizacja dziecięcych marzeń czy zakodowana w nas żądza destrukcji?
Psychologowie dopatrują się w podejmowaniu przedsięwzięć tego typu nie tylko chęci zaimponowania innym i znalezienia się w "Księdze rekordów Guinnessa". - Jest to rodzaj spełnienia. Jeden marzy o tym, by zostać wybitnym lekarzem, inny zdobywa szczyty, a jeszcze inny chce pokazać światu, jak wielką radość mogą sprawić przewracające się kostki domina - przekonuje niemiecka psycholog Doris Grimm. O tym marzył przez całe życie między innymi Robin Weijers, któremu w zeszłym roku udało się wraz z zespołem zburzyć konstrukcję z 2 472 480 elementów i przyciągnąć przed telewizory większą liczbę zainteresowanych niż wyścigi Formuły 1.
Zabawa polega nie tylko na ustawieniu domina w określony sposób, a następnie jego przewróceniu. Każdą konstrukcję godzinami się planuje i udoskonala. A wszystko kończy się niespodzianką dla widza. Ubiegłorocznemu pokazowi nadano temat "Europa bez granic". Ułożono 50 obrazów. Niecałe 110 sekund wystarczyło do zburzenia muru berlińskiego, a w ciągu 168 sekund powstał obraz koguta, będącego symbolem Portugalii.
W konstrukcji poświęconej Hiszpanii przewracające się kostki uruchomiły stojące na podeście buty, które wystukały rytm flamenco, a w dotyczącej Włoch sprawiły, że keczup wylał się z butelek na dominowe spaghetti. Finlandia pojawiła się w obrazie saunowych beczek z parującymi kamieniami, a Holandię przypomniała łąka z kwiatami. Szczególnie zaskoczył widzów projekt "Hokus-pokus". Kostki najpierw przedstawiały cylinder magika, a po ich przewróceniu się niespodziewanie pojawił się biały królik. Finałowa konstrukcja, zbudowana z około 700 tys. sztuk domina, utworzyła gigantyczny dywan z wzorem z banknotów euro.
Do pobicia rekordu świata organizatorzy przygotowują się w tym roku wyjątkowo starannie. Na czas stawiania domina w pobliżu wstrzymano wszelkie roboty drogowe, mogące wywoływać wstrząsy.
Hala została zabezpieczona przed insektami. Aby uniknąć silnych ruchów powietrza, zbudowano śluzy (podwójne drzwi z korytarzem pomiędzy nimi). Między poszczególnymi częściami budowli ustawiono zapory, które zostaną usunięte przed samym pokazem. - Mimo to i tak cztery razy zburzyliśmy konstrukcje z około 30 tys. kostek. Wystarczyły sekundy, by zniszczyć pracę kilkunastu dni - wspomina Maike Krüger, ustawiająca domino w 1999 r. Budową zajmuje się kilkadziesiąt osób, które najpierw musiały przejść testy fizyczne i psychologiczne. Wszyscy pracują po dziesięć godzin dziennie. Wieczorami zespół fizykoterapeutów rozmasowuje im karki i mięśnie lędźwi.
- W tego typu przedsięwzięciach najbardziej fascynują mnie przygotowania. Efekt końcowy jest tylko podsumowaniem - mówi Weijers. Także widzów najbardziej interesuje cała otoczka i atmosfera, jaka panuje już na kilka tygodni przed pokazem. Do Polski szaleństwo towarzyszące Dominoday jeszcze nie dotarło. Nikt nie próbował zorganizować przedstawienia na podobną skalę. W Holandii, Belgii i Niemczech wszyscy czekają na dzień "burzenia". Przyjmowane są nawet zakłady, czy padnie kolejny rekord. A prasa na bieżąco podaje informacje na temat postępów w pracy i drukuje ciekawostki z hali. Podobno każdą z ponad trzech milionów kostek wyprodukowano specjalnie z myślą o tym przedsięwzięciu, a następnie malowano ją, lakierowano lub oklejano. Potem zaczęto planowanie. Każdy motyw obrazów został osobno rozrysowany i sprawdzony za pomocą symulacji komputerowej. Kilkunastu fachowców wyczyściło całą halę i pokryło ją pięcioma tonami sztucznej nawierzchni oraz dwiema tonami specjalnej powłoki. Na końcu położono matowy lakier. Szesnaście osób przez trzy dni zawieszało oświetlenie o łącznej mocy 600 tys. watów. W sumie zużyto tyle prądu, ile starczyłoby do oświetlenia 350 mieszkań, a temperatura, jaką dzięki temu uzyskano, porównywalna jest z efektem pracy 300 grzejników elektrycznych.
Wszystko można policzyć i przygotować, problem polega tylko na tym, że nie da się przeprowadzić próby generalnej ani tym bardziej ubezpieczyć takiego przedsięwzięcia.


Więcej możesz przeczytać w 45/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.