LUDZIE ŚRODKA

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rok był 1899. Komisarz amerykańskiego Urzędu Patentowego zwrócił się do Kongresu z projektem rozwiązania jego biura, bo - jak powiedział - "wszystko, co było do wynalezienia, już wynaleziono".
Kto wie, jak potoczyłyby się losy cywilizacji, gdyby nie świąteczna przerwa w obradach, w czasie której do urzędu wpłynęło podanie mechanika z Detroit, niejakiego Johna Forda.
Kto wie, jak potoczyłyby się losy polskiej sceny politycznej, gdyby Andrzej Olechowski nagle nie opatentował pojęcia umiarkowanego elektoratu. Doprawdy rozczulające są te wywody gadających głów w telewizji, zaskoczonych, że politycy aż tylu wyborców wcześniej nie dostrzegli. Trzeba było forda T, żeby Kongres ochłonął z samozachwytu i zrozumiał, że nie wszystko zostało jeszcze wynalezione. Środek elektoratu - czyli większość Polaków, nagle odkryta przez partie polityczne - natychmiast stał się ulubionym motywem teledyskusji. Na każde pytanie o program lewica do prawicy odpowiada: zagospodarowanie elektoratu środka, oferowanie umiarkowanego programu dla wszystkich.
Ktoś widział ten program środka? Dalej kręcimy się w magicznym kręgu AWS-owskich partyjek przyciąganych i odpychanych od siebie energią generowaną gdzieś poza układem wyborczym ("Prawicowa alternatywa"). Politycy żyją spekulacjami kadrowymi, komu jakie ministerstwa przypadną w SLD. ("Centralizm demokratyczny"). Ci sami ludzie, ten sam bezwład programowy - z jedną może tylko różnicą: zmienia się styl narracji. Liderzy AWS, partii pogrążonej w chaosie, chcąc brzmieć trochę bardziej uporządkowanie - jak ludzie środka - przyjęli styl inżyniera mechanika. Do porozumienia nieustannie brakuje im jakichś "instrumentów". Konflikty pojawiają się za każdym razem, kiedy "nie wszystkie tryby są kompatybilne". Nie mówiąc o wiecznych poszukiwaniach "strukturalnych mechanizmów". Liderzy SLD, partii przypominającej raczej brygadę antyterorystyczną niż organizację polityczno-społeczną, chcąc brzmieć bardziej jak ludzie, a nie cyborgi, przejęli dusze psychoanalityków. Budżet jest częścią "wrażliwej tkanki społecznej" i lewica nie ma "panaceum", ale ma rozmaite "recepty" i "z troską wsłuchuje się w głosy niepokoju".
Zasłuchani we własne popisy elokwencji politycy nie zauważyli, że tak naprawdę "ludzi środka" nie ujmuje ani psychoanaliza partyjnych osobowości, ani mechanika naprawy urządzeń politycznych. W ostatnim numerze nazwaliśmy problem, który wszystkich nurtuje: stan przedzawałowy polskiej gospodarki. Sądząc po reakcjach zdziwionych polityków, to znowu było dla wszystkich olśnienie - patent, którego nikt się nie spodziewał, mimo że wszystkie dane od dawna były dostępne. W tym numerze prezentujemy miasta i gminy w Polsce, które nie poddają się recesji ("Oazy pracy"). To nie jest tylko sucha mapa procentowa. To są konkretne mikroekonomiczne pomysły ratowania rynku pracy przed kryzysem. Politycy, owszem, chętnie perorują teraz na temat ewentualnego kryzysu - temat zrobił się modny, ale programu jak nie było, tak nie ma. Organizuje się dyskusje panelowe, ale rozwiązań na skalę irlandzkiego cudu gospodarczego nikt nie proponuje. Rząd i parlament przyznają, że należałoby przeprowadzić szybką kurację stabilizacyjną, w tym radykalną redukcję podatków, ale w obecnej sytuacji jest to nierealne. Potwierdza to w tym numerze Janusz Steinhoff w "Rozmowie wprost". Liderzy SLD, przygotowując się do objęcia rządów, idą dalej i gotowi są nawet zwiększyć te obciążenia do czasu poprawy sytuacji. Brzmi to trochę jak stara arabska przypowieść o królu, który obiecał skazać czarownika na męki, jeżeli ten przez dwa lata nie nauczy konia mówić. "To lepsze niż śmierć - mówi mu mędrzec. - Przez dwa lata dużo się może zmienić. Król może umrzeć, obce wojska mogą zdobyć pałac albo - kto wie - może koń zacznie mówić".
Więcej możesz przeczytać w 45/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.