Wirus komunizmu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z ALAINEM BESANÇONEM, francuskim historykiem i sowietologiem
Bronisław Wildstein: - Należy rozliczyć komunizm czy o nim zapomnieć?
Alain Besancon: - Sądzę, że nie musimy wybierać między skrajnościami: polowaniem na czarownice a amnezją. Uważam, że niezbędne jest oczyszczenie, co najmniej symboliczne, które doprowadzi do wyeliminowania komunizmu z gry politycznej i uniemożliwi traktowanie komunistycznego okresu jako jednego z wielu rozdziałów tworzących dzieje Polski. Sądzę, że Gomułka czy Gierek mogą w historii Polski mieć miejsce wyłącznie w galerii hańby. Przecież istnieje polska tradycja potępienia zdrajców - choćby targowiczan, którzy stali się symbolem narodowego zaprzaństwa. Tymczasem wydaje mi się, że zdrada Bieruta czy Gomułki idzie znacznie dalej niż zdrada targowiczan i zasługuje na ostrzejsze potępienie. Nie sądzę, aby odebranie Polsce niepodległości na dwa pokolenia, pozbawienie Polaków wolności i dobrobytu i poddanie ich totalitarnej władzy, mogło nie zostać potępione w historii waszego kraju. Zawsze deklarowałem się jako zwolennik wytoczenia procesów kilkuset najbardziej odpowiedzialnym za komunizm w Polsce, którzy zasługują na więzienie, natomiast odium społecznego potępienia powinno dotknąć zdecydowanie więcej komunistycznych aktywistów. Wszystko to można byłoby zrobić, nie czyniąc z tego jednak polowania na czarownice. Sądzę, że odbyłoby się to z korzyścią dla waszego kraju. Oczywiście moje oceny są formułowane z dystansu i mogę się mylić. Porównuję to jednak z akcją rozliczenia kolaboracji we Francji w 1945 r., która miała pozytywne konsekwencje.
- Komunizm upadł również w Rosji, co jednak nie doprowadziło do rozwoju liberalnej demokracji na wzór zachodni. Czy był pan zaskoczony rosyjskim kryzysem ekonomicznym w 1998 r.?
- Dziedzictwo przeszło półwiecza komunizmu było dla gospodarki rosyjskiej fatalne i przyniosło wyłącznie negatywne efekty. Upadek komunizmu wiązał się w tym kraju z przejęciem gospodarki przez dawnych aparatczyków i trudno było oczekiwać, by zrobili oni z niej właściwy użytek. Absurdem było rozpowszechnione na Zachodzie porównywanie rosyjskich postkomunistycznych nowobogackich z gigantami gospodarki amerykańskiej przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. W USA tacy przedsiębiorcy jak Rockefeller czy Carnegie, kreując swoje potężne fortuny, przyczynili się do stworzenia gospodarczej potęgi Stanów Zjednoczonych. Postkomunistyczni gangsterzy nie tworzyli natomiast niczego, tylko łupili naród rosyjski, a zdobyte pieniądze ekspediowali na Bahamy.
- Jak ocenia pan strategię Zachodu wobec Rosji po upadku komunizmu?
- Jeśli można snuć fantazje, to najlepszym rozwiązaniem dla Rosji byłaby okupacja tego kraju przez państwa Zachodu, jak działo się to po wojnie w Niemczech czy Japonii. Umożliwiłoby to oczyszczenie kraju z upiorów komunizmu i wprowadzenie go na drogę prawdziwej demokracji i ekonomicznego rozwoju. Biorąc natomiast pod uwagę to, co było możliwe, można było oczekiwać, że Zachód nie zapomni o komunistycznej przeszłości i nie podda się eksplozji bezrefleksyjnego entuzjazmu wobec nowej rzeczywistości. Zachód powinien wreszcie przestać kokietować Rosję. Stałą strategią Zachodu jest obsypywanie jej pochlebstwami i traktowanie jak wielkiej potęgi, którą przecież nie jest. W efekcie kraj ten odgrywa nieproporcjonalnie dużą rolę w porównaniu ze swoim rzeczywistym znaczeniem. Jest członkiem międzynarodowych gremiów, chociaż nie ma żadnego tytułu do uczestniczenia w nich. Rosję zaprasza się jako ósme państwo do zespołu G-7 - najbogatszych państw świata - a nikt nie przewiduje na przykład obecności Brazylii w tym gronie, choć jest ona państwem bogatszym i bardziej demokratycznym niż Rosja. Dzieje się tak dlatego, że Rosja ma broń nuklearną i budzi strach. Strach nie jest jednak dobrym uzasadnieniem tego typu posunięć. Uważam, że Zachód powinien poświęcić więcej uwagi narodom, które oderwały się od Rosji, na przykład Ukrainie, krajom bałtyckim, Białorusi czy państwom Kaukazu. Być może przy takim zaangażowaniu działoby się tam lepiej i na przykład Białoruś mogłaby uniknąć dyktatury Łukaszenki.
- Czy Rosja pozbawiona Ukrainy, krajów bałtyckich, Azji Środkowej i Południowego Kaukazu może próbować kontynuować swoją imperialną politykę?
- Rosja to już nie imperium, chociaż marzenia o nim wciąż tam pokutują. Natomiast ciągle jest to państwo zbyt wielkie. Żyje w nim przeszło dwadzieścia milionów ludzi innych narodowości. Terytorium Rosji jest równe powierzchni Stanów Zjednoczonych i Kanady. Jest to wielki problem dla tego kraju. Nawet gdyby był on pięć razy mniejszy, to i tak przestrzeń byłaby dla niego wielkim problemem.
- Dlaczego?
- Bogactwo zależy od możliwości organizacyjnych, a organizacja jest łatwiejsza na mniejszym terenie. Małe jest piękne - również w sensie ekonomicznym.
- Jaka przyszłość czeka Rosję?
- Dla Rosji najlepiej byłoby, gdyby pogodziła się ze statusem kraju o średnim znaczeniu, który koncentruje się na rozwoju w kierunku modelu europejskiego, co - mimo deklaracji - nie stanowiło dotychczas jej prawdziwego celu.
- Po porażce reform ekonomicznych...
- Nie ma reform ekonomicznych w kraju, w którym nie ma ekonomii...
- O wiele łatwiej budzić wielkomocarstwowe tęsknoty niż odbudowywać gospodarkę. A historia pokazała, że frustrację i poczucie porażki łatwo przekuć w nacjonalistyczne namiętności. Zwłaszcza że nacjonalizm rosyjski ma starą tradycję.
- Ma pan rację. Nacjonalizm był plagą mijającego wieku i poza komunizmem nie znam nic gorszego. W Rosji może on jeszcze ujawnić swoje najbardziej ponure cechy.
- Czy, pana zdaniem, istnieją pewne cechy rosyjskiej tradycji, które pozwalają dostrzegać specyficzną ciągłość między Rosją carską, bolszewicką i postkomunistyczną?
- Komunizm był zjawiskiem ponadnarodowym - rodzajem uniwersalnego szaleństwa. Sprawia to, że możemy go odnaleźć pod każdą szerokością geograficzną i mimo różnych warunków niewiele się on różni w Azji czy w Stanach Zjednoczonych. Nie zmienia to faktu, że komunizm nie przypadkiem zatriumfował właśnie w Rosji, kraju bez burżuazji. Istniała tam tradycja imperialnej, despotycznej władzy państwowej, którą komunizm mógł łatwo przejąć i rozwinąć. Podobnie jak mógł wykorzystać hasła nacjonalistyczne, pod którymi łatwo było mobilizować ludność. Trzeba jednak podkreślić zasadniczą różnicę między Rosją carską a komunistyczną. W systemie komunistycznym Rosja stała się najbardziej przerażająco rosyjska: wydobyte i rozwinięte zostały wszystkie najgorsze cechy jej tradycji. Nie znaczy to, że stając się bardziej rosyjską, a więc odwołując się do swej tradycji, Rosja byłaby komunistyczna.
- Twierdzi pan, że komunizm przeżył w Chinach. Czy chiński system można nazwać komunizmem?
- Wydaje mi się, że komunizm chiński coraz bardziej ewoluuje w kierunku nacjonalizmu. Nacjonalizm jest namiętnością naturalną, a ponadto bardzo silną. Tymczasem wielu Chińczyków mogło się już dobitnie przekonać, że komunizm nie służy rozwojowi potęgi Chin. Można to było zaobserwować poprzez porównanie z innymi niekomunistycznymi krajami zamieszkanymi przez Chińczyków - Tajwanem, Hongkongiem, Singapurem. Okazało się, że Chińczycy z diaspory w innym systemie funkcjonują o wiele lepiej.
- Czy rozliczenie i potępienie komunizmu jest dla pana równie ważne jak rozliczenie nazizmu?
- Oczywiście! I to nawet bardziej, gdyż nazizm w przeciwieństwie do komunizmu nie był zjawiskiem światowym. Należy nieustannie uświadamiać siłę tego światowego, zabójczego wirusa. Zwłaszcza że wirus komunizmu może się jeszcze uaktywnić.

Więcej możesz przeczytać w 46/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.