Kasa z forsą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, wiadomo, że chodzi o pieniądze". W czasach mojego dzieciństwa na pieniądze mówiło się forsa, potem nastąpił okres floty, pojawiły się na krótko dziadźki, aż wreszcie zapanował niepodzielnie szmal. Obecnie szanujący się młody człowiek nie powie na pieniądze inaczej niż kasa. A przecież nie jest to wynalazek ostatnich lat, czego postaram się dowieść pod koniec felietonu.
Poruszam temat pieniędzy w związku z walką Tyson-Gołota, której zresztą nie oglądałem, bo włączyłem telewizor o sześć minut za późno. Kilku komentatorów tłumaczyło decyzję Lodówy tym, że właściwie nie lubi on boksu. Ja mu się nie dziwię; kto by lubił zarabiać w dziób? To znaczy Gołota zarabiać podobno bardzo lubi, tyle że nie w dziób! Ale czy to jest uczciwie zarobiona kasa? Czy tak postępuje zawodowiec?
Alojzy Gonzaga Żółkowski wspomina pewnego szmirusa, szaławiłę i sowizdrzała, który przed występem zwykł był zbierać wśród publiki pieniądze do kapelusza. Któregoś wieczoru wagant, niekontent widać z uzbieranej sumy, wyskoczył przed kurtynę, ściągnął pludry i wypiął się na widzów z okrzykiem: "Jaka forsa - taka kumedyja!". Ale to był amator.
Swego czasu w opolskim nocnym kabaretonie wystąpiła grupa warszawskich aktorów ze spektaklem pióra Wojtka Młynarskiego, poświęconym pamięci Hanny Ordonówny. Artyści przyjechali do Opola późno i wyszli na scenę amfiteatru nad ranem. Publiczność, rozbawiona już do skrętu kiszek występami Dańca, Rewińskiego i Smolenia, chłodno zareagowała na subtelne i misterne strofy, traktujące o ludziach i sprawach, o których nie miała zielonego pojęcia. Joanna Szczepkowska (waga piórkowa) wystąpiła jako jedna z pierwszych w przepięknej, nostalgicznej balladzie, składającej się z dwunastu długich zwrotek. Już w trakcie drugiej z mroku spowijającego publiczność padła głośna propozycja: "Pokaż...". Pióro wzdraga się napisać, co chciał obejrzeć ubawiony po pachy i trzeźwy inaczej mieszkaniec stolicy polskiej piosenki. Joasia skuliła się, jak po prawym sierpowym na szczękę, ale wnet się wyprostowała i przeszła do kontrataku. Trzecią zwrotkę wygrała na punkty, ale potem... Nie lano keczupem, nie rzucano popcornem ani telefonami komórkowymi (nie było ich jeszcze w Polsce), ale propozycję ponawiano. "Pokaż!! Pokaż!!" - rozbrzmiewało z amfiteatru. Co jednak znaczy zawodowstwo? Szczepkowska wytrzymała do ostatniej rundy i blada, ale dumnie wyprostowana zeszła z ringu.
A Gołota? Już po drugiej zwrotce chciał uciec za kulisy, mimo że inspicjent siłą próbował go zatrzymać na estradzie, a sufler biegał jak opętany, chcąc włożyć coś w usta gwiazdora. Ale ostatnia nadzieja białych zapomniała języka w gębie... Tysona (stało się to zapewne w zwarciu w pierwszej rundzie).
Obecnie ukazała się masa artykułów. Cała prasa uważa, że biała rasa została upokorzona i Gołocie nie należy się kasa.
Bo jak pisał Julian Tuwim:"Rasa - cud/Masa - cud/Prasa - cud/Alles gut!/Ale kasa - smród/A bez kasy nie ma rasy, ani masy, ani prasy./Takie czasy, moja pani, takie czasy". Wiersz powstał w 1936 r. Słowo "kasa" było więc już wtedy synonimem pieniędzy. C.b.d.d.

Więcej możesz przeczytać w 46/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.