PŁYTA
Po niezbyt udanych eksperymentach Chris Rea przypomniał sobie, że jest niezłym gitarzystą, który potrafi czarować słuchaczy nieco chropawym głosem. Romantyczne piosenki o miłości i przemijaniu z płyty "King Of The Beach" na pewno zadowolą fanów artysty. Większość z dwunastu utworów, do których - jak zwykle - Chris Rea sam napisał i muzykę, i tekst, przypomina najlepsze momenty jego kariery. Nastrój nagrań jest wyjątkowo pogodny, choć nie brak typowych dla Rei momentów zadumy. Wyrywa z niej słuchacza jedyny ostrzejszy utwór - "Gui-tar Street" - który jest świadomym nawiązaniem do Hendriksowskiej interpretacji standardu "Hey Joe". Płyta jest jedną z najbardziej udanych w dorobku tego artysty.
Wydarzenie: polska
Kto jest klasykiem? Ten, kto przeciera nowe szlaki, raczej nim nie jest. Ze słowem "klasyk" kojarzy się artysta, który szlak ma już wytyczony, odnalazł właściwe proporcje i na ich podstawie tworzy własne, niepowtarzalne piękno.
Tytuł wystawy w Zachęcie - "Klasycy XX wieku" - jest więc prowokacją. Znaleźli się bowiem na niej przede wszystkim obrazoburcy swoich czasów. Tytuł ten albo stanowi próbę manipulacji odbiorem sztuki XX wieku, albo jest po prostu pomyłką i powinien brzmieć raczej "Awangardziści XX wieku". Wydaje się, że raczej to drugie. Tym bardziej że wybór artystów jest efektem rankingu, jaki przeprowadził wśród krytyków sztuki tygodnik "Polityka". Wszelkie tego typu akcje w dziedzinie sztuki są jednak ryzykowne, a ich wyniki bywają przypadkowe. I tak wśród wyróżnionych znaleźli się artyści niezbyt kochani przez znawców, na przykład Salvador Dali, którego obecność w Zachęcie świadczy więc chyba o tym, że uznano jego znaczenie jako pierwszego malarza, który świadomie korzystał z podświadomości.
Pytań można by zadać wiele: dlaczego Wassily Kandinsky, a nie Paul Klee, dlaczego Constantin Brancusi, a nie Hans Arp, dlaczego Marcel Duchamp czy Joseph Beuys, a nie na przykład twórca action painting Jackson Pollock czy wynalazca kolażu Kurt Schwitters. Kazimierz Malewicz był twórcą suprematyzmu, ale jego ideę rozwinęli jego rosyjscy koledzy i uczniowie, którzy zaprzęgnęli ją do gier konstruktywistycznych i projektów funkcjonalistycznych.
Jeśli jednak spojrzymy na tę ekspozycję, abstrahując od przyczyn jej zorganizowania, musimy stwierdzić, że jest wydarzeniem wyjątkowym. Oto po raz pierwszy możemy obejrzeć w Polsce olejne obrazy Kandinsky’ego, Francisa Bacona i Pieta Mondriana. Możemy się więc przekonać, że reprodukcje gubią głębię dzieł Kandinsky’ego i Bacona, a twórczości Duchampa czy Mondriana przydają wymiaru, jakiego w rzeczywistości nie mają. Abstrakcyjne kompozycje Mondriana są skromnymi obrazkami, a kuglarskie zabawki Duchampa mieszczą się w teczkach lub walizeczkach.
Najwięcej miejsca poświęcono na ekspozycji - chyba najmniej efektownemu wśród wystawianych twórców - Beuysowi (aż dwie sale, przede wszystkim z akwarelami). Szczególnym atutem wystawy są dzieła mało znane publiczności, jak seria ilustracji Dalego do "Pieśni Maldorora" Lautréamonta czy seria litografii Picassa z okresu Marie-ThérŻse Walter. Pokazane tu również ich obrazy olejne rzadko reprodukowane są w albumach i na pocztówkach. Oprócz znanych serigrafii Warhola są i mniej znane, jak "Kamuflaże" - jedne z ostatnich, jakie stworzył. Kuratorka wystawy Milada Ślizińska, na co dzień związana z Centrum Sztuki Współczesnej, dokonała cudów, wypożyczając z czołowych muzeów świata ich największe świętości. Przegrała tylko w wypadku Brancusiego (na wystawie obecny jest tylko na fotografiach) i Malewicza (dwa jego obrazy nie dotarły z Rosji). Ekspozycji towarzyszy również niezwykle interesujący cykl filmów na temat jej bohaterów.
Po niezbyt udanych eksperymentach Chris Rea przypomniał sobie, że jest niezłym gitarzystą, który potrafi czarować słuchaczy nieco chropawym głosem. Romantyczne piosenki o miłości i przemijaniu z płyty "King Of The Beach" na pewno zadowolą fanów artysty. Większość z dwunastu utworów, do których - jak zwykle - Chris Rea sam napisał i muzykę, i tekst, przypomina najlepsze momenty jego kariery. Nastrój nagrań jest wyjątkowo pogodny, choć nie brak typowych dla Rei momentów zadumy. Wyrywa z niej słuchacza jedyny ostrzejszy utwór - "Gui-tar Street" - który jest świadomym nawiązaniem do Hendriksowskiej interpretacji standardu "Hey Joe". Płyta jest jedną z najbardziej udanych w dorobku tego artysty.
Wydarzenie: polska
Kto jest klasykiem? Ten, kto przeciera nowe szlaki, raczej nim nie jest. Ze słowem "klasyk" kojarzy się artysta, który szlak ma już wytyczony, odnalazł właściwe proporcje i na ich podstawie tworzy własne, niepowtarzalne piękno.
Tytuł wystawy w Zachęcie - "Klasycy XX wieku" - jest więc prowokacją. Znaleźli się bowiem na niej przede wszystkim obrazoburcy swoich czasów. Tytuł ten albo stanowi próbę manipulacji odbiorem sztuki XX wieku, albo jest po prostu pomyłką i powinien brzmieć raczej "Awangardziści XX wieku". Wydaje się, że raczej to drugie. Tym bardziej że wybór artystów jest efektem rankingu, jaki przeprowadził wśród krytyków sztuki tygodnik "Polityka". Wszelkie tego typu akcje w dziedzinie sztuki są jednak ryzykowne, a ich wyniki bywają przypadkowe. I tak wśród wyróżnionych znaleźli się artyści niezbyt kochani przez znawców, na przykład Salvador Dali, którego obecność w Zachęcie świadczy więc chyba o tym, że uznano jego znaczenie jako pierwszego malarza, który świadomie korzystał z podświadomości.
Pytań można by zadać wiele: dlaczego Wassily Kandinsky, a nie Paul Klee, dlaczego Constantin Brancusi, a nie Hans Arp, dlaczego Marcel Duchamp czy Joseph Beuys, a nie na przykład twórca action painting Jackson Pollock czy wynalazca kolażu Kurt Schwitters. Kazimierz Malewicz był twórcą suprematyzmu, ale jego ideę rozwinęli jego rosyjscy koledzy i uczniowie, którzy zaprzęgnęli ją do gier konstruktywistycznych i projektów funkcjonalistycznych.
Jeśli jednak spojrzymy na tę ekspozycję, abstrahując od przyczyn jej zorganizowania, musimy stwierdzić, że jest wydarzeniem wyjątkowym. Oto po raz pierwszy możemy obejrzeć w Polsce olejne obrazy Kandinsky’ego, Francisa Bacona i Pieta Mondriana. Możemy się więc przekonać, że reprodukcje gubią głębię dzieł Kandinsky’ego i Bacona, a twórczości Duchampa czy Mondriana przydają wymiaru, jakiego w rzeczywistości nie mają. Abstrakcyjne kompozycje Mondriana są skromnymi obrazkami, a kuglarskie zabawki Duchampa mieszczą się w teczkach lub walizeczkach.
Najwięcej miejsca poświęcono na ekspozycji - chyba najmniej efektownemu wśród wystawianych twórców - Beuysowi (aż dwie sale, przede wszystkim z akwarelami). Szczególnym atutem wystawy są dzieła mało znane publiczności, jak seria ilustracji Dalego do "Pieśni Maldorora" Lautréamonta czy seria litografii Picassa z okresu Marie-ThérŻse Walter. Pokazane tu również ich obrazy olejne rzadko reprodukowane są w albumach i na pocztówkach. Oprócz znanych serigrafii Warhola są i mniej znane, jak "Kamuflaże" - jedne z ostatnich, jakie stworzył. Kuratorka wystawy Milada Ślizińska, na co dzień związana z Centrum Sztuki Współczesnej, dokonała cudów, wypożyczając z czołowych muzeów świata ich największe świętości. Przegrała tylko w wypadku Brancusiego (na wystawie obecny jest tylko na fotografiach) i Malewicza (dwa jego obrazy nie dotarły z Rosji). Ekspozycji towarzyszy również niezwykle interesujący cykl filmów na temat jej bohaterów.
Więcej możesz przeczytać w 46/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.