Świadek do bicia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Są narażeni na pobicie, szantaż, zastraszanie, a nawet śmierć.
Niszczone są ich samochody, "nieznani sprawcy" wybijają im szyby w mieszkaniach i oblewają drzwi śmierdzącymi płynami. Spotykają się z obelgami i pogardą w swoim środowisku; z powodu ciągnących się latami postępowań narażają na stratę czasu i zniecierpliwienie pracodawców. W sądach bywają obrażani przez oskarżonych, często przy biernej postawie sędziów. Zdarza się, że adwokaci doprowadzają ich do załamania nerwowego. Podczas śledztw spotykają się z nieprzychylnością prokuratorów i policjantów. Dlatego nie chcą występować w sądach.
- Wydawało mi się, że słusznie zabraliśmy głos. Tymczasem nagle staliśmy się oskarżonymi - mówi Leszek B., świadek w głośnej sprawie wypadku spowodowanego w Gdańsku przez policyjny radiowóz. - Pamiętam swoje zaskoczenie, zdumienie, wściekłość - dodaje Jarosław D., drugi ze świadków. Mają dość tej roli, stresu podczas przesłuchań, bezsennych nocy, straconego czasu. - Mój znajomy też widział wypadek, ale powiedział, że na pewno się nie zgłosi. "Przeciwko policji?!" - pukał się w czoło. Wygląda na to, że miał rację - opowiada Jarosław D.
"Nie dożyjesz rana, suko! Lepiej sama się zabij!" - krzyczał do świadka na sali sądowej jeden z oskarżonych w procesie gangu Oczki. - Widziałem ciężkie pobicie właściciela restauracji przez gang z warszawskiego Targówka. Zanim odbyła się pierwsza rozprawa, do mojego domu przyszli koledzy oskarżonych. Powiedzieli, że jeśli nie odwołam zeznań, mogę sobie kupić kwaterę na Powązkach - opowiada Janusz D., przedsiębiorca z Warszawy. - Złożyłem zeznania i wyszedłem z sądu. Przed budynkiem ktoś wyrwał mi z ręki teczkę i uciekł. Gdy dotarłem do mieszkania, zastałem pobojowisko. Na ścianie wypisano sprayem: "Śmierć kapusiom". Odwołałem wszystko - mówi Henryk M., nauczyciel z Gliwic, świadek w procesie przeciwko złodziejom samochodów.
- W dochodzeniu do prawdy wymiar sprawiedliwości nie może żądać od świadków narażania życia czy zdrowia, a nawet nie powinien stwarzać im niepotrzebnych problemów. Trzeba jednak pamiętać, że bez nich wymiar sprawiedliwości będzie ślepy - mówi nadkomisarz Paweł Biedziak, rzecznik komendanta głównego policji. Tymczasem świadkom nie tylko nie zapewnia się ochrony, ale też nie płaci za straty spowodowane nieobecnością w pracy, a często nawet nie informuje o odroczeniu sprawy, więc zdarza się, że jadą na próżno kilkaset kilometrów. To dlatego nie chcą zeznawać. W efekcie prawie połowa dochodzeń prokuratorskich nie ma finału w sądzie z braku dowodów, a jedna czwarta aktów oskarżenia nie prowadzi do wyroków skazujących.
Lęk przed składaniem zeznań odczuwa 55 proc. świadków - wynika z badań przeprowadzonych dwa lata temu na Uniwersytecie Śląskim. - Można to tłumaczyć wzrastającym strachem przed przestępczością oraz powszechną w społeczeństwie opinią o bezkarności sprawców. Dlatego tak wiele osób nie chce zeznawać, a nawet jeśli to zrobią, w sądzie często "tracą pamięć" - mówi prof. Stanisław Waltoś, specjalista od prawa karnego z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wedle danych Ministerstwa Sprawiedliwości, od połowy lat 90. liczba osób skazanych za groźby lub użycie przemocy wobec świadków wzrasta co roku o ponad 20 proc. (w 1999 r. było ok. 220 takich wypadków). Policja i prokuratury szacują, że w rzeczywistości zagrożona jest co najmniej połowa świadków.
W toczącym się przed szczecińskim sądem procesie w sprawie wywozu kobiet do domów publicznych w Niemczech oskarżony o trzykrotny gwałt mężczyzna twierdził, że był to "stosunek przerywany". "Tyle lat pani w tym fachu pracuje, a nie potrafi odróżnić trzykrotnego gwałtu od stosunku przerywanego?" - pytał sędzia poszkodowaną. Czterdziestoletnia prostytutka z poważnym defektem urody zeznająca przeciwko lokalnemu przestępcy spod Rzeszowa, wymuszającemu haracze od tirówek, wymieniła w sądzie kwotę, jaką oskarżony tygodniowo rekwirował od niej za "ochronę". Prowadzący sprawę sędzia uznał, że świadek jest niewiarygodny. "To nie-realna kwota. Z pani wyglądem trudno byłoby tyle zarobić" - stwierdził. W bydgoskim sądzie obrońca wielokrotnej oszustki nazwał świadka oskarżenia kocmołuchem, który zazdrości jego klientce urody i powodzenia.
Ośmieszanie i zastraszanie świadków zdarza się zresztą nie tylko na salach rozpraw. - Pani oficer policji przesłuchiwała mnie tak, jakbym to ja była podejrzana. Straszyła mnie postawieniem zarzutów. Wymuszała przyznanie się do winy, okazując przy tym wyraźne niezadowolenie, kiedy opowiadałam o faktach nie pasujących do jej scenariusza - komentuje pracownica urzędu podatkowego znana z ujawnienia mechanizmów kilku dużych afer gospodarczych. - Stworzyliśmy przepisy chroniące świadka koronnego, czyli skruszonego przestępcę, nie ma natomiast regulacji gwarantujących ochronę zwykłym świadkom. W efekcie bardziej dbamy o osoby uwikłane w przestępstwa niż o ofiary - konkluduje prof. Stanisław Waltoś.

Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.