Odszkodowanie za życie

Odszkodowanie za życie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francuska prasa pasjonowała się ostatnio pytaniem: czy można uznać, że ktoś został poszkodowany dlatego, iż pozwolono mu się urodzić, i czy w związku z tym może żądać odszkodowania za to, że żyje?
Niewesoły dziś będzie felieton, oj, niewesoły - chociaż niekoniecznie pesymistyczny. Zajmiemy się sprawą pod każdym względem oryginalną i bezprecedensową do tego stopnia, że można nawet odczuwać intelektualny podziw dla pomysłu, na jaki wpadli autorzy pozwu, na którego temat będą się musieli wkrótce wypowiedzieć sędziowie.
Francuska prasa pasjonowała się ostatnio pytaniem, które zostało postawione paryskiemu sądowi kasacyjnemu: czy można uznać, że ktoś został poszkodowany w sensie prawnym dlatego, iż pozwolono mu się urodzić, i czy w związku z tym może żądać odszkodowania za to, że żyje? Pozew tej treści złożono w imieniu chłopca dotkniętego ciężkimi wadami wrodzonymi przeciwko lekarzowi i laboratorium, pod których opieką była podczas ciąży jego matka.
Siedemnastoletni Nicolas Perruche jest głuchy, niemy, z powodu uszkodzenia siatkówki prawie nie widzi, ma poważną wadę serca i cierpi na znaczne upośledzenie umysłowe. Jest to człowiek ruina. Nie może nawet mieszkać w domu rodzinnym - przebywa w ośrodku dla osób tak głęboko niepełnosprawnych, że praktycznie niezdolnych do normalnego życia. Jego matka przeszła w czasie ciąży różyczkę i stwierdzono, że wyłącznie ta choroba była przyczyną wszystkich tych nieszczęść. Zapadła na nią najpierw czteroletnia siostra Nicolasa. Matka - wiedząc, że jest w ciąży - zasygnalizowała to natychmiast lekarzowi, sugerując, że jeżeli jest również zarażona i może to spowodować niedorozwój płodu, gotowa jest dokonać tzw. aborcji terapeutycznej. Lekarz i laboratorium błędnie wówczas stwierdzili, że przechodziła różyczkę wcześniej i jest na nią uodporniona. Zapewnili, że nie ma obaw co do stanu zdrowia dziecka.
Niestety, wkrótce po narodzinach chłopca zaczęły się mnożyć symptomy niepokojące z neurologicznego punktu widzenia. W końcu okazało się, że syn państwa Perruche jest kaleką. Rodzice już dostali odszkodowanie za wprowadzenie w błąd przez lekarza i laboratorium, chcą jednak zabezpieczyć byt chłopca, występując w jego imieniu z zarzutem, że wskutek błędu w sztuce odwiedziono matkę od zamiaru przerwania ciąży i skazano dziecko na długotrwałe, niezasłużone, potworne cierpienia. Nie każdy musi akceptować stanowisko rodziców, ale w czysto ludzkiej płaszczyźnie nietrudno je zrozumieć. Nie dość, że od kilkunastu lat nie z własnej winy staje się codziennie oko w oko ze straszliwym i nieodwracalnym okaleczeniem syna, to jeszcze dochodzi do tego udręka, co się z nim stanie, kiedy rodziców zabraknie. Łatwo ich krytykować czy nawet wyśmiewać, podejrzewając o pazerność, ale dużo trudniej znaleźć się na ich miejscu.
Sąd nie rozpatruje jednak sprawy w płaszczyźnie czysto ludzkiej. Musiałby uznać, że zgodnie z prawem należy się odszkodowanie za sam fakt przyjścia na świat i życia. Tymczasem sprawa rodzi nie tylko wiele pytań prawnych, ale przede wszystkim etycznych, na przykład czy warto żyć, jeśli życie jest nieznośne, i czy istnieje moralny obowiązek uniemożliwienia życia, jeśli wiadomo, że będzie ono nie do wytrzymania?
W dwóch poprzednich instancjach sądy odrzucały roszczenia, wskazując, że według prawa decyzja o aborcji należy wyłącznie do rodziców, a ci jej nie podjęli. Formalnie syn mógłby więc ewentualnie wystąpić przeciwko rodzicom, ale nie przeciwko lekarzowi - od którego zresztą już uzyskano odszkodowania za wprowadzenie w błąd. Przy takiej wadze problemu argumenty te brzmią jednak jak wykręty przed podjęciem zasadniczej decyzji. Trzeba zatem podkreślić, że sędziowie uznawali, iż nie istnieje coś takiego jak prawo do decydowania, czy się będzie żyć, czy nie. Zgodnie z ich rozumowaniem, życie - jeśli już następuje - jest dane w takiej postaci, w jakiej jest, i nie mamy innego wyjścia, tylko budować je na fundamencie, który otrzymaliśmy, bez zgłaszania pretensji, że nie jest ono ewentualnie zgodne ze skądinąd pożądanym ideałem zdrowia i sprawności. W przeciwnym razie trybunały mogłyby oceniać, które życie jest warte istnienia, a które nie. A stąd tylko krok do prawdziwego horroru lub co najmniej totalnego absurdu. Jeszcze pół biedy, jeśli zgłaszaliby się po odszkodowania za przyjście na świat ludzie uważający, że są nie dość podobni do Claudii Schiffer lub Clinta Eastwooda. Tu zapewne wystarczyłoby postukanie się w czoło. Ale co z wszystkimi nieuleczalnie chorymi albo z tymi, którzy uważają, że nie warto się było urodzić, skoro ma się ciemną skórę?
Chrześcijanie są teoretycznie w wygodnej sytuacji, bo dla nich życie jest darem Boga, który - jak napisał w katolickim dzienniku "La Croix" Michel Kubler - "człowiek otrzymał, by każdy odkrył, że jest kochany i zdolny do miłości". Niestety, nie wiemy, czy Nicolas Perruche i jego rodzice są chrześcijanami, więc może nie jest to dla nich takie proste.

Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.