Nienasyceni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gwiazdy sportu usiłują przejąć miliardowe zyski klubów sportowych i organizatorów turniejów

Co łączy baseballistę Alexa Rodrigueza, tenisistki Serenę i Venus Williams oraz golfistę Tigera Woodsa? Cała czwórka reprezentuje nową jakość w światowej finansjerze - agresywne zarządzanie sport biznesem, czyli ciągłe zwielokrotnianie żądań finansowych aż do sum, przy których organizatorzy imprez, właściciele klubów i kanałów sportowych stają się zakładnikami swoich gwiazd.
Dwieście tysięcy dolarów rocznie zarabiają zawodnicy Zrzeszenia Koszykarzy Zawodowych (NBA). Wcale niezłe pieniądze, porównywalne z zarobkami menedżerów średniego szczebla. Ale i sport, i roszczenia sportowców szybko się zmieniają. Niemal miliardowe oczekiwania takich gwiazd, jak Tiger Woods, Alex Rodriguez czy Serena i Venus Williams, spowodowały, że nawet milionerzy z NBA poczuli się dyskryminowani. "Marne 200 tysięcy dolarów ledwo pozwala związać koniec z końcem" - skarżył się ostatnio prezes jednego z klubów koszykarskich.
Richard Williams, ojciec Sereny i Venus, znany z niedyskretnych uwag pod adresem rywalek swoich córek ("Ta Hingis ma takie krótkie nogi. Powinna sobie przyszyć dłuższe, to miałaby szanse z Venus"), wpadł na dwa pomysły. Po pierwsze, dziewczęta powinny dać sobie spokój z regulaminami Światowego Związku Tenisowego (WTA) i grać tylko wtedy, kiedy będą chciały - czyli nie częściej niż dziesięć razy w roku. Po drugie - dowodzi Williams - tenis kobiecy i tak istnieje tylko dzięki Venus, Serenie i "tej ruskiej dziewczynie", jak nazywa Annę Kurnikową. Dlatego WTA powinien płacić im sporą część wpływów z reklam emitowanych podczas telewizyjnych transmisji turniejów. Williams twierdzi, że zbadał oglądalność wszystkich relacji i z jego obserwacji wynika, iż zainteresowanie publiczności wzrasta, kiedy na ekranie pojawiają się Venus i Serena. Grozi też, że jeśli jego warunki nie zostaną spełnione, to siostry przestaną występować w imprezach WTA, tak jak już teraz demonstracyjnie nie pokazują się na nowojorskim Chase Championship.
Ojciec tenisistek najwyraźniej zapomniał, że w cyklu turniejów Sanexu siostry zarabiają miliony dolarów na kortach i dwa razy tyle dzięki kontraktom reklamowym. Równie dobrze szefowie firmy Sanex i władze WTA mogliby zażądać procentowego udziału w zyskach tenisistek, tłumacząc, iż dziewczyny dostały je tylko dlatego, że biorą udział w imprezach przez nich sponsorowanych.
Fenomenalny golfista Tiger Woods nie chce wypadać gorzej w rankingach finansowych. W niedawnym wywiadzie dla "Golf Digest" w tonie podobnym do Richarda Williamsa zaatakował Stowarzyszenie Profesjonalnych Golfistów (PGA Tour). 24-letniemu Tigerowi (na rocznych kontraktach reklamowych zarabia 54 mln USD, natomiast sukcesy na polach golfowych przynoszą mu "zaledwie" 4-6 mln USD) nie podoba się, że PGA wykorzystuje w reklamach turniejów jego fotografie częściej niż innych graczy. - A kogo specjaliści od reklamy mają pokazywać? Faceta, który skończył turniej dwadzieścia uderzeń za Woodsem?! - replikują menedżerowie PGA.
Podobnie jak Richard Williams Tiger zasugerował ostatnio, że popularność uprawnia go do kawałka dużego tortu, jakim są pieniądze płacone PGA przez stacje telewizyjne za prawa do pokazywania meczów golfowych. Negocjacje w tej sprawie odbędą się w czerwcu. Woods dał do zrozumienia, że jeśli nie dostanie pieniędzy, może przestać grać w PGA Tour i stworzy własny cykl rozgrywek albo będzie uczestniczyć tylko w europejskich turniejach. Bez Tigera golf nie zginie, on zaś sporo by na tym stracił. Można też wyśmiać groźbę występów wyłącznie w Europie. Główni sponsorzy Woodsa - Nike, American Express i Buick - są zainteresowani biznesem w Stanach Zjednoczonych i nie płaciliby mu kilkudziesięciu milionów dolarów, wiedząc, że w amerykańskiej telewizji jego cenny profil można zobaczyć, z powodu różnicy czasu, tylko o 5.30.
Inny wielki nienasycony to baseballista Alex Rodriguez. Jego agent Scott Boras szuka chętnego do podpisania kontraktu z zawodnikiem do... 2012 r. na jedyne 240 mln USD plus, rzecz jasna, bonusy. I to wcale niemałe. Jak ujawnił generalny menedżer zespołu New York Mets, podopieczny Borasa miałby dostać między innymi prywatny samolot odrzutowy, a w specjalnym pomieszczeniu, na przykład olbrzymim namiocie ustawionym przy stadionie, opłacani przez klub ludzie sprzedawaliby koszulki z podobizną sportowca. Nie trzeba chyba dodawać, że zyski ze sprzedaży wpływałyby do kieszeni Alexa.
Wbrew pozorom żądania te - przyjmowane dziś z niesmakiem i zdziwieniem - mogą wkrótce spełnić wspólnie menedżerowie imprez sportowych i reklamodawcy. Między zawodnikami zajmującymi pierwsze miejsca w rankingach a kolejnymi przepaść stale się powiększa. Nie tylko pod względem wyczynów sportowych, ale i sukcesów promocyjnych. Organizatorzy turniejów stali się zakładnikami gwiazd, które sami stworzyli w nadziei na pomnożenie zysków. Teraz przyjdzie im podzielić się tymi miliardami.

Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.