Proszek od picia

Proszek od picia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nowy lek łagodzi głód alkoholowy

Bridget Jones, bohaterka popularnej także w Polsce powieści Helen Fielding, skrupulatnie zapisuje w dzienniku swoje zmagania z alkoholem. Pije, bo jest wkurzona. Bo chce się wprowadzić w dobry nastrój. Bo w towarzystwie nie wypada odmówić. Podobne kłopoty ma coraz więcej młodych ludzi, którzy nie potrafią ułożyć sobie życia.
W alkohol ucieka trzy czwarte polskich studentów - wynika z najnowszego badania Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Podobnie jak bohaterka powieści Fielding, piją dla towarzystwa. Po prostu, bo była okazja. Alkohol im smakuje. Twierdzą, że dodaje odwagi, rozluźnia i poprawia samopoczucie. Dla co czwartego młodego człowieka jest także ucieczką od problemów. Po kilku latach, gdy są u szczytu kariery, mają pieniądze (choć nie cieszą się z sukcesu), okazuje się, że nie umieją żyć bez codziennej dawki.
Gdy sięgają po pierwszy kieliszek, nie zdają sobie sprawy, jak łatwo się uzależnić. Alkohol wpływa na przekaźnictwo nerwowe w mózgu. Neurony przyzwyczajają się do jego obecności i odpowiednio adaptują. Mózg uzależnionego może w miarę normalnie funkcjonować tylko wówczas, gdy w organizmie znajduje się stężenie alkoholu, do jakiego komórki zostały przyzwyczajone. Przy długotrwałym piciu wzrasta tolerancja na alkohol. Do wywołania tego samego efektu potrzebna jest coraz większa jego ilość. Po odstawieniu alkoholu pojawia się silne pragnienie picia, tzw. głód alkoholowy, utrudniający terapię. To uczucie może powracać po wielu tygodniach, a nawet latach trzeźwości.
- Nie łudźmy się, że wystarczy sporadyczny, na przykład raz w miesiącu, kontakt z lekarzem, tygodniowy wyjazd w góry czy jakiś "cudowny" lek - mówi dr Bohdan Woronowicz z Ośrodka Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. - Lekarz może zalecić wspomagające leczenie farmakologiczne tylko wtedy, gdy widzi, że chory robi wszystko, co w jego mocy, by się wyrwać z nałogu. Akamprosat, środek, który ostatnio pojawił się w Polsce, jest przeznaczony właśnie dla takich osób. Nowy lek nie zastąpi terapii odwykowej, ale pomoże się powstrzymać od alkoholu, łagodząc dolegliwości związane z głodem alkoholowym. To właśnie on powoduje, że alkoholicy - mimo silnego postanowienia zerwania z nałogiem - wracają do niego.
Żadnych efektów terapeutycznych nie dają stosowane powszechnie w Polsce leki wszczepiane pod skórę. Zamiast leczyć uzależnienie, wymuszają abstynencję - chory ma się bać skutków działania leku. Coraz częściej okazuje się jednak, że osoby uzależnione piją mimo wszczepionego preparatu i nie cierpią dodatkowo. - Podskórne implantowanie disulfiramu, na przykład esperalu, przestało być w Polsce metodą leczenia. Profesjonalne placówki, prowadzące programy psychoterapii uzależnienia i współuzależnienia, już dawno od tego odstąpiły - ostrzega dr Woronowicz. Metoda ta jest jednak masowo stosowana przez lekarzy, którzy nie mają podstawowej wiedzy na temat choroby alkoholowej. Dzieje się tak pod silną presją rodziny, która chce "odpocząć" od osoby pijącej, a nie zdaje sobie sprawy, że wymuszenie implantacji odsuwa decyzję o podjęciu prawdziwego leczenia.
Czy podobnie będzie z akamprosatem? Na pewno stosowanie go nie przyniesie żadnego efektu, jeśli chory nie rozpocznie terapii odwykowej. - Słyszałem już o lekarzach, którzy przepisują akamprosat, każą sobie płacić 1-2 tys. zł za wizytę i przekonują pacjentów, że choroba szybko minie. W ten sposób tylko ich oszukują. Dają złudne nadzieje - mówi dr Woronowicz. Wielu chorych zapłaci każdą sumę, żeby bezboleśnie wytrzeźwieć.
Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.