Praca

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Polscy ludobójcy", "francuscy zbrodniarze wojenni" - to trudno przechodzi przez gardło. Chętnie przeczytamy w "Libération" kolejny artykuł o tym, jak powinna wyglądać praca narodu nad pamięcią
 

Lubimy się dowiadywać, że zagraniczna prasa o nas pisze, a kiedy w dodatku pisze o nas dużo, zacieramy rączki i rzucamy się do lektury - chociaż nie zawsze kończy się to przyjemnie. Bo czegóż to może dzisiaj dotyczyć olbrzymia korespondencja z Polski na łamach "Libération", jednego z najpoczytniejszych dzienników francuskich? Nietrudno zgadnąć, choć to już trochę nudnawe: przypisywanego Polakom antysemityzmu i załamywania rąk nad tym, jakie to, biedacy, mają trudności z pracą nad swoją pamięcią historyczną.
Korespondencja koncentruje się na sporach wokół masakry Żydów w Jed-wabnem. Wszystko wskazuje na to, że została ona dokonana przez miejscowych Polaków. Spór dotyczy właściwie tylko tego, czy jedynie przez Polaków i z ich wyłącznej inicjatywy, czy też byli oni poddawani naciskom przez Niemców. Rozstrzygnięcie tej konkretnej sprawy pozostawmy osobom bardziej kompetentnym i lepiej zorientowanym niż ja i autorka artykułu, Véronique Soulé. Nie od rzeczy będzie natomiast zatrzymać się na chwilę nad uwagami ogólnymi, jakie wysłanniczka "Libération" wplata w opis haniebnej masakry z Jedwabnego. Przytaczam je w całości: "Dzisiejsza Polska odkrywa na nowo swoją przeszłość, ale nie chce jej sobie przypominać. Ledwie zacznie się jakaś dyskusja - zaraz wygasa. Kwestia stosunków żydowsko-polskich jest skrajnie drażliwa. Reżim komunistyczny uczynił z niej tabu i podtrzymywał ukryty antysemityzm. Wszechmocny Kościół jest zdecydowanie przeciwny choćby zarysowaniu dyskusji, w której mógłby się znaleźć w sytuacji oskarżonego. Jako główny nośnik narodowej martyrologii, Kościół uważa, że głównymi ofiarami nazistowskiego terroru byli Polacy, i postrzega każdą próbę zakwestionowania tego stanowiska jako spisek mający na celu zanegowanie polskiego męczeństwa. Wreszcie żaden rząd - prawicowy czy lewicowy - spośród tych, które następowały po sobie od czasu upadku komunizmu, nie zdobył się na polityczną odwagę powrotu do tego potencjalnie wybuchowego zagadnienia.
To znamienne, że główny polski dziennik 'Gazeta Wyborcza' (kierowany przez Adama Michnika, jedną z wybitnych postaci 'Solidarności', polskiego Żyda, który ochrzcił swego syna) postanowił przyjąć w sprawie Jedwabnego bardzo dyskretną postawę. Zasygnalizowano ukazanie się książki Jana Tomasza Grossa na ten temat - i nic więcej. 'Gazeta Wyborcza', która ma wśród kierownictwa i dziennikarzy znanych Żydów, jest już przedstawiana - głównie przez jej krytyków z narodowej prawicy katolickiej - jako pismo żydowskie. Chodzi więc o to, by nie dolewać oliwy do ognia". Trzeba przyznać, że zarysowany przez Véronique Soulé obraz stosunku Polaków do Żydów i do pamięci o wojennych losach musi budzić najgłębszą troskę. Kolejne polskie rządy były tchórzliwe politycznie, Kościół cenzuruje historię, a czołowa gazeta - sterroryzowana przez narodową prawicę - boi się pisać o zabijaniu Żydów podczas wojny. Co za kraj! Ponieważ jednak obserwuję ten kraj co najmniej równie uważnie jak Véronique Soulé, a czasami zezuję również na nasz wspólny kraj, Francję, przeto spieszę z kilkoma skromnymi uwagami, które wynikają z tych obserwacji. Oczywiście, każda krytyka jest cenna, a każde pouczenie warte rozważenia. A tym razem powinniśmy być szczególnie ukontentowani, ponieważ pouczenia ukazały się w środowisku wyjątkowo kompetentnym, mianowicie w kraju, który jak mało kto w Europie wie, jak trudno czasami pracować nad swoją pamięcią historyczną i z jak wielkimi oporami trzeba się liczyć, kiedy próbuje się ze zbrodni z przeszłości rozliczyć konkretnych obywateli. Kraju, który do dziś nie dokonał w pełni pracy nad pamięcią o swoim rządzie kolaborującym oficjalnie z hitlerowcami i wysyłającym transporty Żydów do obozów koncentracyjnych (bo przecież trudno uznać za uwieńczenie tej pracy proces o współudział w zbrodniach przeciwko ludzkości, wytoczony jednemu byłemu podprefektowi pół wieku po faktach). Kraju, w którym na kilku kanałach telewizyjnych występuje tego samego wieczoru emerytowany generał, oświadczający spokojnie, że osobiście zamordował dwudziestu czterech więźniów podczas wojny w Algierii, a tortury były pod jego rozkazami stosowane powszechnie. I nikt mu nie mówi rzeczy oczywistej, że on i jego koledzy są zbrodniarzami wojennymi. "Znaczna część tortur - pisze w tygodniku "L’Express" Jacques Duquesne, ówczesny korespondent prasowy w Algierii - nie miała na celu poszukiwania potrzebnych informacji. Torturowano rutynowo - albo z sadyzmu, brzydkiej choroby, którą się szybko łapie - podejrzanych, zanim poddano ich jakiemukolwiek przesłuchaniu". To są rzeczy, które bardzo trudno przechodzą przez gardło; rzeczy zupełnie nie do pomyślenia; rzeczy, które są skandalem same w sobie: "polscy ludobójcy", "francuscy zbrodniarze wojenni". Na pewno zatem z dużym zainteresowaniem przeczytamy w "Libération" kolejny, jak zawsze obiektywny, taktowny i fachowy artykuł o tym, jak powinna wyglądać prawidłowa praca narodu nad pamięcią historyczną.

Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.