PR RP

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy wszystko idzie niepokojąco dobrze, nie warto się martwić na zapas - w końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto spróbuje to zepsuć.
Gdy Polska ma zbyt dobry obraz w świecie biznesu, natychmiast do pracy przystępuje Jerzy Kropiwnicki, szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych, i oświadcza publicznie, żeby się zanadto nie cieszyć z niezłych wyników gospodarczych kraju, albowiem - według jego przewidywań - już wkrótce będzie w Polsce jeszcze gorzej, niż to najczerwieńsza z najczarniejszą opozycje zapowiadają. Osamotnionemu Kropiwnickiemu, w pojedynkę zmagającemu się z zatrważająco dobrym wizerunkiem Rzeczypospolitej, w sukurs idą zawsze gotowi do poświęceń dla ojczyzny prezydent Aleksander Kwaśniewski i poseł SLD Maciej Manicki, przerabiając na oczach zdezorientowanej publiczności operację znacznego obniżenia podatków w operację ich nieznacznego podwyższenia. Gdy i to nie przynosi spodziewanego efektu, a inwestorzy zagraniczni nadal pchają się do Polski drzwiami i oknami, do kontruderzenia przystępuje nieoceniony poseł AWS Gabriel Janowski, który razem z kilkudziesięcioosobowym chórem AWS przez niemal okrągły miesiąc wystawia na scenie Teatru Narodowego widowisko słowno-muzyczne w 47 aktach pod tytułem "Własnego ministra Wąsacza odwołanie, czyli ciekawe, co się potem stanie". Kiedy i ta próba odwrócenia uwagi choćby części kapitału zagranicznego od Polski kończy się całkowitym fiaskiem, prezydent Aleksander Kwaśniewski - w obronie nie całkiem polskiego BIG Banku Gdańskiego przed nie całkiem niemieckim Deutsche Bankiem - rzuca na szalę cały swój autorytet oraz na dokładkę własnego doradcę ekonomicznego, dosłanego pocztą lotniczą prosto ze Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Zaraz potem w sprawie jednego BIG Banku podjętych zostaje z tuzin postępowań - w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, w sądach, a wkrótce pewnie także w prokuraturze. Gdy i to nie pomaga, a w rankingu atrakcyjności inwestycyjnej, sporządzonym przez amerykańską firmę konsultingową A. T. Kearney, Polska zajmuje niewiarygodnie wysokie, bo aż piąte miejsce (tuż za USA, Wielką Brytanią, Chinami i Brazylią, a przed wszystkimi innymi, w tym przed Niemcami, Francją i Japonią!), do akcji przystępuje poseł AWS prof. Adam Biela, psycholog społeczny, który dla dobra ojczyzny postanowił się wyspecjalizować w ekonomii uwłaszczeniowej, i to od razu w skali makro (vide: "Trust móżdżków" i "Ekonomia moralności"). W ramach owej krucjaty uwłaszczeniowej omal nie utrącono tegorocznego budżetu państwa, zapisując podczas nowelizowania ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, że 25 proc. akcji każdej prywatyzowanej firmy ma przypaść w udziale funduszowi powszechnego uwłaszczenia, że PKO BP, BGŻ i BGK można byłoby sprywatyzować dopiero po uchwaleniu odrębnej ustawy, natomiast w sprywatyzowanym PZU państwo powinno zachować co najmniej 51 proc. akcji. Gdy i ta akcja ostatecznie spaliła na panewce, do natarcia rusza Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, oświadczając w najzupełniej poufnym, ale oczywiście znanym z prasy memorandum, że podczas przeprawy przez emerytalny Rubikon musimy szybko zmienić konie, czyli doprowadzić do zdemonopolizowania nadmiernie zmonopolizowanego rynku, a więc być może zażądać podzielenia niektórych z dopiero co stworzonych funduszy emerytalnych. Z twórczym wkładem w zamazywanie nazbyt dobrego wizerunku Polski spieszą również niektórzy sędziowie, wprowadzając do kanonu podstawowych rozstrzygnięć sądowych tzw. przedawnienie polskie, inaczej zwane - od przedawnienia sprawy odpowiedzialnych za palenie akt SB w Szczęśliwicach - przedawnieniem szczęśliwickim (vide: "Paraliż trzeciej władzy"). Zaraz potem, dopuszczając do napaści na Konsulat Federacji Rosyjskiej w Poznaniu, postanawiamy udowodnić, że możemy mieć z Rosją najgorsze stosunki na świecie, tylko trochę lepsze od rosyjsko-czeczeńskich (vide: "Cytat dyplomatyczny" i "Barometr wprost"), że uruchomienie Instytutu Pamięci Narodowej, do czego od miesięcy brakuje już tylko wybrania jego prezesa, przerasta siły koalicji, oraz (za sprawą Jacka Dębskiego) stwarzamy wrażenie, że w Polsce nie tylko wszyscy szukają na wszystkich "kwitów", ale też, że te "kwity" są w III RP najbardziej poszukiwaną walutą polityczną (vide: "Barwy klubowe").
Jeśli - nie daj Boże - mimo znacznych wysiłków cały ten trud armii ochotników i tym razem pójdzie na marne, i nadal przygniatać nas będzie ciężar sukcesów naszego kraju, nie upadajmy przedwcześnie na duchu - w końcu PR RP, czyli służby public relations Rzeczypospolitej Polskiej, pracują pełną parą dzień i noc; bez przerw świątecznych, urlopów i zwolnień lekarskich. Bez chwili wytchnienia.
Więcej możesz przeczytać w 10/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.